Jak dzisiaj się patrzy na Brudzińskiego czy Kuchcińskiego, to trudno ich lubić. Obaj bardzo serio mówią straszne głupoty. Trudno się z nich śmiać. Dzisiaj trzeba by się zastanowić nad innymi cechami Lutka Danielaka, bohatera “Wodzireja” – mówi w rozmowie z wiadomo.co reżyser tego sławnego filmu Feliks Falk. Z autorem także takich obrazów, jak “Samowolka”, “Komornik” czy “Joanna” rozmawiamy m.in. o mijającym roku, władzy, która przypomina tę z PRL, postprawdzie i kinie moralnego niepokoju.

Justyna Koć: Kiedy przyglądamy się postaci Lutka Danielaka z jednego z najsłynniejszych pana filmów „Wodzirej”, postaci z lat 70., koniunkturalisty i karierowicza, to wydawać by się mogło, że w drugim dziesięcioleciu XXI wieku ta postać jest już nieaktualna, wręcz nie ma racji bytu. A jednak mamy wrażenie, że ciągle w dzisiejszym świecie widzimy takie postawy, jak Danielaka.
Feliks Falk:
To dobrze dla filmu, że ciągle jest aktualny, że dotyka spraw, które ciągle są istotne. Wiele osób, z którymi rozmawiam, również tak to odbiera. To znaczy, że film spełnił na swój sposób swoje zadanie.

No właśnie, pytanie, które mi się nasuwa, to czy film jest tak ponadczasowy, czy w tak strasznych czasach znów przyszło nam żyć.
To uniwersalny temat nie tylko u nas, ale i na całym świecie. Wszędzie są ludzie pozbawieni jakichkolwiek zasad, którzy robią karierę na takim czy innym polu. W Polsce przez ostatnie lata, a szczególnie przez ostatnie półtora roku, obserwujemy wielu ludzi, polityków, którzy właśnie takie kariery robią, idąc po trupach, nie ukrywając swojego cynizmu, nie ukrywając, że kłamią, i to dosyć bezczelnie. To zaskakujące. Wydawać by się mogło, że po to nastąpiła transformacja, aby wyeliminować takich Danielaków. Chyba byliśmy naiwni tak sądząc, że zmiana systemu, ustroju, zmieni również ludzi. Okazało się, że można zmienić system, a pojawi się inny rodzaj Danielaka. Nie myślałem, że ta zmiana ustrojowa spowoduje, że ludzie w pewien sposób staną się jeszcze gorsi. Bo dzisiaj nie walczą o karierę, jak Danielak. Dzisiaj walczą o władzę, ale w innym tego słowa znaczeniu. Ta władza jest im potrzebna do przeforsowania i utrwalenia pewnej ideologii. Pewnych idei, które nie dla wszystkich są jasne i zrozumiałe, a na pewno dla dużej części społeczeństwa nie do zaakceptowania.

Nie przewidziałem, że dzisiaj znajdą się ludzie, którzy, żeby zachować władzę, będą manipulować konstytucją i ustanawiać nowe prawa. W sposób jeszcze bardziej cyniczny i bezwzględny niż wodzirej czy komornik.

Czyli jest jeszcze gorzej niż w PRL?
W jakimś sensie jest podobnie. To, co się dzieje dzisiaj, to coś, co nas zaskoczyło. Warto by zrobić film o bohaterze, który dzisiaj akceptując te nowe zasady, niszczy innych. Taką postacią w pewien sposób był główny bohater filmu “Komornik” – Lucek Bohme. Tytułowy komornik był w pewien sposób przedłużeniem wodzireja w innych czasach, bardziej współczesnych. Ale w przeciwieństwie do Danielaka chce piąć się do góry w sposób uczciwy. Bohater działając w zgodzie z prawem, fanatycznie je egzekwując, powoduje tragedie i dramaty wielu ludzi. Jest w swojej pracy bezwzględny, cyniczny. Ale okazuje się, że inni są jeszcze bardziej cyniczni i staje się ich ofiarą. To było aktualne dziesięć lat temu. Nie przewidziałem, że dzisiaj znajdą się ludzie, którzy, żeby zachować władzę, będą manipulować konstytucją i ustanawiać nowe prawa. W sposób jeszcze bardziej cyniczny i bezwzględny.

Reklama

Jest Pan jednym z głównych twórców tzw. kina moralnego niepokoju. To kino, które podejmowało trudne ze względu na sytuację polityczną lat 70. tematy, próbowało diagnozować polską rzeczywistość. Czy w obecnej sytuacji politycznej w Polsce nie nadszedł czas, aby znowu w ten sposób opowiadać o rzeczywistości?
Z pewnością tak. Zresztą pojawiają się czasem filmy, w których możemy odnaleźć echa dzisiejszej degradacji wartości moralnych. Przykładem takiego kina jest bardzo dobry film “Jestem mordercą” w reżyserii Macieja Pieprzycy. Tam bohaterem jest milicjant, który sprzeniewierza się moralnym zasadom, fałszując pewne fakty po to, aby nie stracić wszystkich dóbr i przywilejów, które uzyskał w trakcie robienia kariery.

Ludzi w dzisiejszych czasach bardziej interesuje hejtowanie niż przejmowanie się historiami w filmie, które są jakimś odbiciem rzeczywistości.

Skąd my to znamy…
No właśnie. Oczywiście tłem są morderstwa, film opowiada o historii wampira z Gliwic, ale wymowa przypomina to, co obserwujemy dzisiaj: strach wielu polityków, którzy boją się przeciwstawić liderowi, bo mogą stracić tę odrobinę władzy, którą otrzymali dzięki niemu.

A na ile kino może walczyć z tym, co się dzieje dzisiaj w Polsce? Czy w dzisiejszych czasach wielości filmów, programów i różnorakiej treści w sieci może to robić?
To jest niezwykle trudne. Co prawda Polacy coraz częściej chodzą do kina i to również na filmy poważniejsze. Chociażby “Ostatnia rodzina” Jana P. Matuszyńskiego. Ponad 500 tysięcy osób zobaczyło ten film i to dobrze zaczyna świadczyć o polskich widzach. Jednak boję się, że filmy polityczne, opowiedziane nawet w sposób metaforyczny, nie cieszyłyby się takim powodzeniem. Myślę, że widzowie są trochę zmęczeni codziennością, tym, co oglądają w tv i w Internecie, lajkami i hejtami. Zresztą uważam, że ludzi w dzisiejszych czasach bardziej interesuje hejtowanie niż przejmowanie się historiami w filmie, które są jakimś odbiciem rzeczywistości. Oczywiście przesadzam, bo wierzę, że mając bardzo dobry, oryginalny pomysł, który nie byłby dosłowną kalką rzeczywistości, mógłby powstać film, który w jakiś sposób zmusiłby dzisiejszych widzów przynajmniej do dyskusji.

O naszym parlamencie to raczej komedie można by zrobić. Wyśmiewając ich własne cechy charakteru. Głupotę po prostu.

Dzisiaj rzeczywiście o to trudniej. W PRL-u były dwa kanały telewizji i nie było takiej oferty, jaka jest dzisiaj. Wtedy kino mogło wejść w tę sferę pokazywania świata i próby jego opisu, diagnozy, a nawet moralizowania.
To prawda, tym bardziej, że nasze filmy w tamtym czasie nie miały konkurencji i często miały milionową widownię. Ludzie oglądając tamte filmy, i może nawet podświadomie, odkrywali pewne rzeczy, coś sobie uświadamiali. Coś, czego nie mogli przeczytać w gazetach, zobaczyć w tv czy w Internecie, jak dzisiaj. W obecnych czasach milionową widownię osiągają filmy często egzotyczne, jak np. “Służby specjalne” Patryka Vegi. Ale na szczęście zdarzają się filmy poważniejsze, jak “Wołyń” Smarzowskiego, które wypełniają pewne biały plamy i cieszą się wielkim powodzeniem.

02014_Feliks_Falk_ein_polnischer_Filmregisseur,_Theater-_und_Drehbuchautor.

A wśród polityków widzi Pan dużo takich Danielaków?
Lutek Danielak był koniunkturalistą, ale publiczność go lubiła, pewnie za sprawą Jerzego Stuhra, który zagrał brawurowo tę rolę. Jak dzisiaj się patrzy na Brudzińskiego czy Kuchcińskiego, to trudno ich lubić. Obaj bardzo serio mówią straszne głupoty. Trudno się z nich śmiać. Dzisiaj trzeba by się zastanowić nad innymi cechami Danielaka. To bardzo złożone. Jeżeli chce się pokazać postać tak złą, to trzeba wyposażyć ją w cechy sympatyczne. To przewrotne, ale jeżeli opowiadamy o złych ludziach, to muszą być w pewien sposób sympatyczni.

To zadziwiające, ale myślę, że duża część społeczeństwa została zmanipulowana, zmielono im mózgi i są przekonani, że cokolwiek ich idole powiedzą lub zrobią, to jest to słuszne i tak powinno być. Ślepo wierzą, że prezes wie, po co to robi, i pewnie kryje się za takimi decyzjami jakaś nadrzędna wartość.

W parlamencie znajdziemy niewiele takich postaci.
O naszym parlamencie to raczej komedie można by zrobić. Wyśmiewając ich własne cechy charakteru. Głupotę po prostu.

Coraz częściej mówi się, że teraz żyjemy w epoce postprawdy. Można powiedzieć największą głupotę i największe kłamstwo bez większych konsekwencji. Zatarła się granica między prawdą a kłamstwem. Może to jest gorsze niż ten koniunkturalizm, który dostrzegamy w wielu postaciach w Pana filmach.
Tak, to prawda, też to obserwuję i jestem zszokowany, że parlamentarzyści robią rzeczy sprzeczne z prawem, uchwalają ustawy antydemokratyczne, skierowane przeciwko społeczeństwu, zamykają usta opozycji i nie ponoszą za to odpowiedzialności, nie ponoszą kary. Obawiam się, że społeczeństwo przyzwyczaja się powoli do tej sytuacji i daje na to przyzwolenie, albo przestaje je to obchodzić, a może daje się oszukiwać? To zadziwiające, ale myślę, że duża część społeczeństwa została zmanipulowana, zmielono im mózgi i są przekonani, że cokolwiek ich idole powiedzą lub zrobią, to jest to słuszne i tak powinno być. Sądzą, że to się dzieje dla naszego dobra. Ten mechanizm zadziałał też, kiedy elektorat PiS przyzwolił na koalicję z Lepperem i Samoobroną. Ślepo wierzą, że prezes wie, po co to robi, i pewnie kryje się za takimi decyzjami jakaś nadrzędna wartość.

Ta władza również nie ma dobrego wpływu na kulturę. Prowadzi politykę zaściankową, klerykalną.

Tak samo jak teraz nie zauważają, że rząd łamie konstytucję, łamie prawo?
Dokładnie tak, obserwujemy to dłuższy czas. Duża część społeczeństwa nie rozumie, co się dzieje. Jest to też problem edukacji, która będzie jeszcze gorsza. Nie widzę tu, niestety, możliwości zmiany na lepsze, przynajmniej na razie, chyba że w końcu duża część młodych, wykształconych, myślących ludzi będzie potrafiła oddzielić prawdę od fałszu i przyczyni się w wyborach do odrzucenia obecnej władzy. Niestety, na razie ostatnie wybory pokazały, że jest inaczej.

To chyba powinniśmy się cieszyć, że ten rok się kończy. Może następny będzie lepszy?
Dla mnie to nie był dobry rok. Nie tylko ze względów politycznych, ale też osobistych. Odeszło wielu wielkich, ale także bliskich mi osób. Zmarł Andrzej Wajda, ojciec chrzestny i opiekun moich pierwszych filmów. Przyjaźniliśmy się, ale był też dla mnie ogromnym autorytetem w wielu dziedzinach, nie tylko w filmie. To był zły rok, ale obawiam się, że następny będzie jeszcze gorszy. Proszę zauważyć, że wszyscy odczuwamy pewne zagrożenie. Ciągle mamy poczucie niestabilności. Że coś złego się wydarzy, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Z obawą patrzymy na Amerykę i jej nowego prezydenta, nierozwiązana jest sprawa imigrantów, obawę budzą zbliżające się wybory w Europie, ekstremiści islamscy, ale boimy się też tego, co na będzie naszym podwórku. A rządzący nie próbują nas uspokoić, a wręcz przeciwnie. Są marsze, w których zresztą sam biorę udział przeciwko temu, co robi rząd, ale zdaję sobie sprawę, że władza się tych marszy specjalnie nie boi. Ta władza również nie ma dobrego wpływu na kulturę. Prowadzi politykę zaściankową, klerykalną. Może tego jeszcze nie widać, ale mam wrażenie, że władza bardzo by chciała widzieć kulturę pod większym wpływem Kościoła, żeby Kościół również wpływał na edukację w większym stopniu. Te wszystkie sygnały nie dają powodu do optymizmu. Ciekawe, że w takich okresach uciekamy na tzw. emigrację wewnętrzną. Czytamy książki, coś piszemy, spotykamy się z przyjaciółmi i urządzamy sobie życie na swój własny sposób.

Zupełnie jak w PRL.
Dokładnie tak samo, chociaż mi to bardziej przypomina czasy stanu wojennego.


Zdjęcie główne: kadr z filmu “Wodzirej”, Jerzy Stuhr, youtube.com

Zdjęcie w tekście: autor Silar, Flikr, na licencji Creative Commons

Zapisz

Reklama

Comments are closed.