Komisja Europejska odrzuciła przedstawione przez Polskę stanowisko, według którego nie ma prawa ingerować w polski system sądownictwa. Rząd odpowiedź przesłał w poniedziałek, w ostatniej chwili, przekonując, że zmiana prawa nie ma wpływu na niezawisłość władzy sądowniczej, ani na wyroki. – KE uważa, że jest zagrożenie dla praworządności w Polsce – odpowiada rzeczniczka Komisji. Ostry głos w tej sprawie zabrała także kanclerz Niemiec, wcześniej o “izolacji na własne życzenie” mówił prezydent Francji. – To nie jest przypadek. Przywódcy europejscy tracą cierpliwość – komentuje w rozmowie z wiadomo.co europeista dr Kamil Zajączkowski.

KE kontra polski rząd

– Ramy procedury praworządności ustalają, jak Komisja powinna zareagować, jeśli pojawią się wyraźne zagrożenia dla praworządności w państwie członkowskim. KE uważa, że jest takie zagrożenie dla praworządności w Polsce – powiedziała na konferencji prasowej w Brukseli rzeczniczka KE Vanessa Mock.

Przypomnijmy, minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski stwierdził, że KE nie ma uprawnień do tego, by “ingerować w wewnętrzne kwestie polskiego wymiaru sądowniczego”. Według niego, reformy dotyczą administrowania i nie mają wpływu na niezawisłość władzy sądowniczej, ani na wyroki.

– Jeśli chodzi o to, czy nie mamy kompetencji w tym obszarze, to jest to coś, co zdecydowanie odrzucam. Odsyłam do rekomendacji z lipca, w których jest to bardzo jasno wyjaśnione – podkreśliła rzeczniczka KE.

Reklama

Vanessa Mock zapowiedziała, że KE będzie teraz z uwagą analizować odpowiedź z Warszawy na rekomendacje. Dokument przesłany przez polski rząd liczy 12 stron.

“Dialog” z polskim rządem w ramach procedury praworządności KE prowadzi już od roku.

“Jesteśmy w bardzo poważnym momencie”

– Polski rząd robi wszystko, żeby Polskę w UE izolować i żeby nas od UE oddalać. Kolejnym przykładem pokazywania takiego lekceważenia wobec naszego wspólnego europejskiego prawa jest wymiana listów z KE. Obawiam się, że to lekceważenie prawa będzie bardzo drogo kosztować każdego Polaka – oceniła Róża Thun.

Europosłanka PO przywołała kontrowersyjny temat pracowników delegowanych. – Aktywność polskiego rządu na tej płaszczyźnie jest zerowa. Wcześniej te sprawy załatwiało się na podstawie porozumienia. Teraz nie załatwia się w ogóle, dialogu nie ma wcale. Rząd polski obraża nie tylko instytucje europejskie, ale także władze krajów sojuszniczych. To będzie miało opłakane skutki – podkreśliła Róża Thun.

– PiS buduje politykę na konflikcie i poczuciu osaczenia. To jest coś destrukcyjnego. Jestem przekonana, że Polacy te sztucznie budowane konflikty widzą i zrozumieją, że to kosztuje bardzo dużo. Rozwiązywanie problemów jest możliwe tylko wspólnie z naszymi przyjaciółmi, którymi są wszyscy obywatele Europy. To jedyna szansa na zabezpieczenie stabilnej i dobrej przyszłości – ostrzega europosłanka Platformy.

Merkel nie chce “trzymać języka za zębami”

Podczas spotkaniu z dziennikarzami Angela Merkel zapytana o ocenę sytuacji w Polsce, powiedziała, że “Polska i praworządność to poważny temat”. – Warunkiem kooperacji w ramach Unii Europejskiej są zasady praworządności – podkreśliła.

– Traktuję to bardzo poważnie. Chociaż bardzo życzyłabym sobie, by relacje i stosunki z Polską, która jest naszym sąsiadem, były bardzo dobre, a zawsze będę miała na względzie wagę tych relacji, nie możemy po prostu trzymać języka za zębami i nie mówić nic, by zachować pokój. Tutaj chodzi o fundamenty współpracy w UE – mówiła kanclerz Niemiec.

Zapowiedziała, że o praworządności w Polsce będzie “wyczerpująco” rozmawiała w środę w Berlinie z szefem Komisji Europejskiej Jeanem-Claude’em Junckerem.

W miniony piątek podczas wizyty w Bułgarii ostro o tym, co robi rząd PiS-u, mówił także prezydent Francji. – Nacjonalistyczny i eurosceptyczny rząd podąża w przeciwnym kierunku niż Wspólnota. Europa jest regionem stworzonym w oparciu o wartości, relacje oparte na demokracji i swobodach obywatelskich, z którymi Polska obecnie weszła w spor – mówił Emmanuel Macron. Powodem takiej reakcji jest odmowa zaostrzenia unijnej dyrektywy o pracownikach delegowanych.

– Widać, że cierpliwość KE, a właściwie przywódców państw członkowskich będzie powoli ustępowała chęci podjęcia jakiejś konkretnej decyzji. To jest już dosyć silna presja ze strony innych państw członkowskich. Nie sądzę, żeby Warszawa zmieniła swoje stanowisko. Chociaż można też postawić drugą tezę, że polski rząd medialnie będzie stanowczy, natomiast za kulisami będzie jednak próbował szukać porozumienia – mówi w rozmowie z wiadomo.co dr Kamil Zajączkowski, europeista z Uniwersytetu Warszawskiego.

KAMILA TERPIAŁ: KE odpowiada Polsce i odrzuca stanowisko polskiego rządu. Co to oznacza?
KAMIL ZAJĄCZKOWSKI: To jest na razie zasygnalizowanie faktu, że po pierwsze, KE dostała odpowiedź, wstępnie ją przeczytała i ze wstępnymi tezami ministra spraw zagranicznych i polskiego rządu się nie zgadza. Ale musimy się jeszcze uzbroić w cierpliwość. Komisja będzie chciała przeanalizować bardzo dokładnie ten dokument. Spodziewam się oficjalnej odpowiedzi KE w ciągu miesiąca. To już będzie wnikliwa odpowiedź, która będzie się opierała na konkretnych zapisach traktatowych. Na pewno to nie jest dobra wiadomość.

Wymowny jest też sam fakt, że rzeczniczka KE, nie czekając na dokładne przeanalizowanie 12-stronicowego tekstu, stwierdza, że stanowisko polskiego rządu nie jest satysfakcjonujące.

Czym ten pingpong słowno-listowy może się zakończyć?
Mam wrażenie, że to jest takie wyczekiwanie z obu stron. Chociaż widać, że cierpliwość KE, a właściwie przywódców państw członkowskich, będzie powoli ustępowała chęci podjęcia jakiejś konkretnej decyzji. Kwestia badania praworządności dotyczy dwóch kwestii: tego, co się dzieje wokół Trybunału Konstytucyjnego, i sprawa “reformy” wymiaru sprawiedliwości. Ale widać, że o dialogu raczej trudno będzie mówić. Odpowiedzi polskiego rządu cały czas są podobne. Jeżeli teraz nie uda się doprowadzić do konsensusu, to wejdziemy w nowy etap badania praworządności. Na wniosek KE lub 1/3 państw członkowskich czy Parlamentu Europejskiego Rada Unii Europejskiej może stwierdzić “istnienie wyraźnego ryzyka związanego z poważnym naruszeniem przez państwa członkowskie wartości, o których mowa w art. 2 traktatu UE”. W Radzie UE potrzeba do tego 4/5 głosów i wydaje się, że to jest realne, i wtedy rolę przewodnią w dialogu z polskim rządem będzie miała Rada.

Wówczas to nie będą już decyzje złej Komisji Europejskiej, jak mówi polski rząd, tylko przedstawicieli rządów państw członkowskich.

Ale ten dialog też może trochę potrwać.

Powiedział pan, że przywódcy państw członkowskich zaczynają tracić cierpliwość. Dzisiaj Angela Merkel mówi, że “bardzo poważnie” traktuje stanowisko KE i że nie można w tej sprawie “trzymać języka za zębami”. Wcześniej palcem Polsce pogroził prezydent Francji.
Wydaje mi się, że to, co się dzieje w ciągu ostatniego tygodnia, to nie jest przypadek. W dyplomacji ważne są pewne niepisane zasady i niuanse. Jeżeli wszystkie ważniejsze spotkania, w różnych konfiguracjach, nawet państw, które są sojusznikami Polski, nie są dla naszego kraju przychylne, to nie możemy mówić o przypadku. To jest już dosyć silna presja ze strony innych państw członkowskich. Nawet Czechy i Słowacja stwierdziły, że będą próbowały namówić Polskę do zmiany stanowiska w sprawie pracowników delegowanych. Myślę, że istnieje potrzeba, aby jednak wyciągnąć do naszego kraju rękę. Jest chęć zmobilizowania Polski, aby zaczęła prowadzić jakiś dialog, ale ja jednak w to wątpię. Nie sądzę, żeby Warszawa zmieniła swoje stanowisko. Chociaż można też postawić drugą tezę, że polski rząd medialnie będzie stanowczy, natomiast za kulisami będzie jednak próbował szukać porozumienia.

Coś na to wskazuje?
Według mnie, ważne było ostatnie spotkanie wiceministra spraw zagranicznych z przedstawicielem ambasady Francji. Mimo iż w oficjalnym komunikacie polski rząd przekonuje, że nie podoba mu się ton wypowiedzi prezydenta Francji, to

nieoficjalnie mówi się o tym, że jednak próbuje sondować, jakie są możliwe pola kompromisu.

Dlatego też stawiam taką tezę. Ale powiem szczerze, że nie wiem, która teza okaże się prawdziwa. Niemcy po wyborach i Francja po wyborach zapewne będą chciały przyspieszenia, a z Polską to będzie niewygodne.

Nawet jeżeli Polska nie zostanie wypchnięta z UE, nie zostaną na nasz kraj nałożone sankcje, to i tak będziemy – albo już jesteśmy – na marginesie Unii?
Uważam, że nie ma możliwości usunięcia Polski z UE. Co do sankcji, to też jest mało prawdopodobne, ale nie mogę powiedzieć, że nigdy się nie zdarzy. Wiele będzie zależało od zachowania Viktora Orbána, a to jest polityk, który na pierwszym miejscu stawia interes Węgier i nie wiadomo, jak się zachowa. Ale

będziemy zepchnięci do drugiej albo trzeciej europejskiej ligi.

Pokazuje to już zachowanie państw w sprawie dyrektywy dotyczącej pracowników delegowanych. Wydaje się, że konsensus w tej sprawie już istnieje. W wielu sprawach gospodarczych decyzje są podejmowane właśnie w oparciu o kompromis, a nie jednomyślne decyzje. A ostatnie dni pokazały, że Czechy, Słowacja czy Słowenia jednak będą się oglądały za mocniejszymi.

Trójmorze to projekt skazany na niepowodzenie?
Od początku powtarzam, że trzeba cenić dialog międzyregionalny, ale to są za słabe instrumenty do tego, aby tylko nimi grać w UE. To są instrumenty uzupełniające, ale nie kluczowe. Trzeba mieć mocniejszych partnerów.


Zdjęcie główne: Beata Szydło, Fot. Flickr/European Parliament, licencja Creative Commons

Zapisz

Reklama