Piast Gliwice, Legia Warszawa i Lechia Gdańsk zgodnie wygrały pierwsze mecze II rundy eliminacji do Ligi Europy. Z jednej strony jest się z czego cieszyć, bo trudno sobie przypomnieć, kiedy polskie drużyny cieszyły się w pucharach z kompletu zwycięstw. Z drugiej – żadna z ekip nie ma takiej zaliczki, by mieć pewność awansu do kolejnej rundy. Niestety – na własne życzenie.

Efektowna, ale nieskuteczna Lechia

Czwartkowe zmagania o awans do III rundy eliminacji Ligi Europy rozpoczęła Lechia, która swój mecz rozgrywała o 18. Trzecia drużyna ubiegłego sezonu i zdobywca Superpucharu Polski miała teoretycznie o wiele trudniejszego rywala niż Piast i Legia. Gdańszczanie rywalizowali z Brøndby, w barwach której występują dobrze znani polskim kibicom Paulus Arajuri (ex Lech Poznań) i Kamil Wilczek, ocierający się od kilku sezonów o pierwszą reprezentację.

Lechia, która czekała na mecz w europejskich pucharach trzydzieści sześć (!) lat, wypadła nadspodziewanie dobrze. Zawodnicy Piotra Stokowca raz po raz nękali defensywę Duńczyków, grali szybko, efektownie i kombinacyjnie. Świetnie funkcjonowały skrzydła, gdańszczanie byli zdecydowani i zdeterminowani. Naprawdę dawno polski kibic nie widział tak pewnej siebie drużyny na arenie międzynarodowej. Gospodarzom brakowało jednego – skuteczności…

Sytuacje sam na sam marnowali Flavio i Lukas Haraslin, w poprzeczkę trafił Artur Sobiech. Skończyło się 2:1 dla Lechii i – patrząc na przebieg spotkania – był to najniższy wymiar kary dla Duńczyków. Jedno słowo przewijało się w pomeczowych komentarzach – niedosyt. Lechiści mogli (i powinni!) wyciągnąć więcej z przewagi własnego boiska. Skończyło się dużym niedosytem, ale też dużymi nadziejami na końcowy sukces. Jeśli zawodnicy trenera Stokowca zagrają w rewanżu tak, jak w czwartek – awans zostanie przypieczętowany.

Reklama

Dobry kwadrans Legii i… tyle

O ile po meczu Lechii czuć można było lekki zawód, że gdańszczanie nie dobili zagubionych rywali, o tyle w przypadku Legii można mówić o kolejnym rozczarowaniu, a nawet rozgoryczeniu. Jasne, podopieczni Aleksandara Vukovicia wygrali 1:0 z fińskim KuPS Kuopio, nie stracili bramki i całe spotkanie mieli pod kontrolą. Jednak kibice opuszczali trybuny stadionu przy Łazienkowskiej – mówiąc delikatnie – rozdrażnieni.

Bo Legia zagrała dobrze tak na prawdę tylko przez pierwsze piętnaście, może dwadzieścia minut (już w 4. minucie gola strzelił Mateusz Wieteska po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Waleriana Gwilii). Poza tym fragmentem meczu oglądaliśmy bicie głową w mur, chaos i brak pomysłu na powiększenie prowadzenia. W zespole Vukovicia znów irytował Arvydas Novikovas, którego udane dryblingi można policzyć na palcach jednej ręki. Nie lepiej było na drugim skrzydle, gdzie kolejne nieudane zagrania zaliczał Dominik Nagy. Nadzieją Legii na spokój w rewanżu (znów na sztucznej murawie) jest powrót na środek obrony Artura Jędrzejczyka, który w czwartkowy wieczór pokazał, że szukaniu mu pozycji na boku obrony jest po prostu błędem. Przed rewanżem w Kuopio spać spokojnie w Warszawie na pewno nikt jednak nie będzie.

Piast krzywdzi się sam

Jednak najdziwniejsze spotkanie kibice mogli oglądać w Gliwicach, gdzie Piast walczył z Riga FK. Gliwiczanie, którzy odpadli z eliminacji do Ligi Mistrzów, znaleźli się w grze o fazę grupową Ligi Europy. Wydawało się, że limit indywidualnych błędów podopieczni Waldemara Fornalika wyczerpali w spotkaniach z BATE Borysow. Niestety, nic z tych rzeczy. Gospodarze, mimo że kontrolowali spotkanie, już po dwudziestu dwóch minutach musieli gonić wynik. Zbyt krótko do bramkarza piłkę zagrał Marcin Pietrowski, błąd obrońcy wykorzystał Roman Debelko i było 0:1.

Cóż z tego, że gliwiczanie zdobyli w drugiej połowie aż trzy bramki i byli w dość komfortowej sytuacji przed rewanżem, skoro znowu sami strzelili sobie gola – i to dosłownie. W końcówce spotkania – długą, górną piłkę zagraną przez Łotyszy – głową do bramkarza chciał zgrać Uros Korun. Niestety, Słoweniec nie zorientował się, że jego kolega jest wysoko ustawiony i…zamiast skierować piłkę w ręce Placha – umieścił ją w bramce. Piast ostatecznie wygrał 3:2, jednak podobnie jak w przypadku Legii i Lechii – jest to zwycięstwo, które daje tylko minimalną przewagę przed rewanżem. Szkoda.


Zdjęcie główne: Fot. Dominik Kwaśnik

Reklama