Legia Warszawa ogłosiła pierwszy zimowy transfer. Do zespołu wicemistrza Polski dołączył Mateusz Cholewiak, a kibice już pytają: po co? Nie jest to jednak pierwszy zakup w ostatnich latach na linii Legia – Ekstraklasa, który na pierwszy rzut oka może dziwić. Efekty bywały różne.

Trener Legii Aleksandar Vuković jeszcze przed zakończeniem rundy jesiennej zapowiadał, że Legia pracuje nad wzmocnieniami i sugerował, że warszawianie sięgną po zawodnika z Ekstraklasy. – Zależy mi na zawodnikach z Polski, by zachować odpowiednie proporcje. Są zawodnicy, którzy nas interesują, ale nie będą to gracze z pierwszych stron gazet. Nie będą to też piłkarze, których za najlepszych w lidze uważają media – mówił trener legionistów w rozmowie z portalem sport.tvp.pl. Szybko wyjaśniło się, że chodzi o Mateusza Cholewiaka.

Kim jest Cholewiak?

Cholewiak to 29-letni, były już skrzydłowy Śląska Wrocław, który w tym sezonie zagrał w siedemnastu spotkaniach, spędzając na boisku niecałe siedemset minut. Jego statystyki nie powalają (dwa gole i asysta), jednak największym atutem urodzonego w Krośnie piłkarza jest wszechstronność. Cholewiak może występować na obu skrzydłach, na lewej obronie (tam widzą go w Legii), zdarzało mu się występować na pozycji napastnika. Byli trenerzy określają go jako zawodnika pracowitego, ambitnego i oddanego drużynie.

Choć 29-latka trudno uznać za piłkarza wyróżniającego się w Ekstraklasie, to w Legii muszą coś w nim widzieć. Być może chodzi tylko o uzupełnienie kadry i zwiększenie rywalizacji na lewej obronie, jednak Cholewiak nie jest pierwszym zawodnikiem pozyskanym przez Legię z Ekstraklasy za niewielkie pieniądze, w którym sztab dostrzega potencjał na miarę oczekiwań Legii. Historia zna przypadki, gdy kibice łapali się za głowy czytając o nowych graczach, którzy trafiali na Łazienkowską, a rzeczywistość weryfikowała ich obawy.

Reklama

Lewczuk podpowie, jak się wybić w Legii

Pierwszym takim przykładem może być Igor Lewczuk. Legia kupiła 29-letniego wtedy Lewczuka z Zawiszy Bydgoszcz, który miał wzmocnić rywalizację na prawej obronie. Początki defensora były trudne, mijały kolejne tygodnie, a Lewczuk nie łapał się do składu. Drugi sezon miał już zdecydowanie lepszy, gdy został przesunięty na środek obrony, a za kadencji Stanisława Czerczesowa osiągając szczyt formy. Dobra gra zaowocowała transferem do Bordeaux, a Legia zarobiła wówczas milion euro. Po trzech latach we Francji były gracz Zawiszy wrócił do Legii i dziś jest jednym z jej filarów.

Innym piłkarzem, po którego bez większego echa sięgnęła Legia, a który przy Łazienkowskiej zdobywał mistrzostwa Polski i wyróżniał się, był Tomasz Brzyski. Gdy podpisywał kontrakt przy Łazienkowskiej miał 31 lat. “Niezłe stałe fragmenty, ale w Legii będzie co najwyżej zmiennikiem”. “Brzyski jest jak witamina C. Ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże” – tak pisali kibice na forach internetowych, gdy władze klubu poinformowały o podpisaniu kontraktu z byłym zawodnikiem Polonii. Okazało się, że Brzyski grał, pomagał, wygrywał i na kilka lat zarezerwował sobie miejsce na lewej stronie obrony Legii.

Wiele krytycznych słów padło w kierunku Michała Żewłakowa, który jako dyrektor sportowy Legii sprowadził na Łazienkowską Arkadiusza Malarza. W momencie podpisywania kontraktu z Legią Malarz był 35-latkiem, a niepodważalną pozycję w bramce stołecznej drużyny miał Dusan Kuciak. To miał być transfer “po znajomości”, bo Żewłakow od lat znał się z Malarzem, w dodatku: “po co Legii emeryt z GKS-u Bełchatów”? Dalszą historię wszyscy doskonale znają. Doświadczony bramkarz zastąpił w bramce Kuciaka, jego interwencje wprowadziły Legię do Ligi Mistrzów, zdobył trzy mistrzostwa, krajowy puchar i szacunek kibiców.

Mateuszu, nie idź ta drogą

Nie każdy ligowiec trafiający do Legii może być Lewczukiem lub Brzyskim. Przygoda z Legią zupełnie nie wyszła Krzysztofowi Ostrowskiemu, który na Łazienkowską trafił – podobnie jak Cholewiak – ze Śląska Wrocław. Jedna dobra runda we wrocławskim klubie wystarczyła skrzydłowemu, by trafić do Legii. 25-letni wówczas Ostrowski nie odnalazł się w Warszawie, zazwyczaj nie łapał się nawet na ławkę rezerwowych. – Legia jest dla mnie stacją pośrednią, chciałbym bowiem kiedyś móc przejść do jeszcze mocniejszego, zachodniego klubu. Cały czas myślę również o reprezentacji Polski – mówił w portalu legia.net po podpisaniu kontraktu. Skończyło się na pięciu występach i odejściu do Widzewa po roku spędzonym w stolicy.

Równie krótkiej i nieudanej przygody z Legią doświadczył Piotr Bronowicki, który podpisując umowę ze stołecznym klubem, dołączył do swojego brata Grzegorza. Grzegorz był już wtedy reprezentantem Polski, Piotr – niczym niewyróżniającym się defensywnym pomocnikiem Górnika Łęczna. – Bronowicki jest, podobnie jak jego starszy brat Grzegorz, wychowankiem zespołu z Łęcznej. W przeciwieństwie jednak do reprezentanta kraju nigdy nie był pierwszoplanową postacią drużyny z Lubelszczyzny. “Bronek” z Łęcznej rozegrał dotychczas w pierwszej lidze 49 spotkań. Trudno powiedzieć, żeby w tych spotkaniach 25-letni zawodnik wykazał się jakimś szczególnym błyskiem, który upoważniałby go do gry w barwach obecnego mistrza kraju – pisał portal legia.com.pl. I miał rację. Piotr Bronowicki w Legii spędził półtora roku, zaliczając ledwie osiemnaście występów. Pożegnano go bez żalu.

Jaka historia czeka przy Łazienkowskiej Cholewiaka? Okaże się w ciągu kilku następnych miesięcy. Kibice nie powinni jednak pochopnie wyśmiewać bądź oburzać się na taki transfer tylko dlatego, że nowy gracz Legii jest Cholewiakiem ze Śląska, a nie kolejnym Zagraniciciem z ligi serbskiej. Ryzyko finansowe jest niewielkie, a jak pokazując przykłady Lewczuka czy Brzyskiego – Legia potrafi uwolnić potencjał.


Zdjęcie główne: Fot. Maciej Baranowski, licencja Creative Commons

Reklama