Jest decyzja. Komisja Europejska rozpoczyna wobec Polski, Czech i Węgier procedurę dotyczącą naruszenia unijnego prawa związaną z odmową przyjęcia uchodźców. Decyzję KE ogłosił w Strasburgu unijny komisarz do spraw migracji. – Dość już było dyskusji, opóźnień i próśb. Relokacja to nie jest swobodny wybór, to obowiązek moralny. Wynika on również z decyzji i zobowiązań prawnych, które podjęliśmy wspólnie i wspólnie musimy się z nich wywiązać – tłumaczył Dimitris Awramopulos. Unijni komisarze przyjęli dokument bez dyskusji. W raporcie są tabele, z których wynika, że Polska nie przyjęła ani jednego uchodźcy. – Ta decyzja KE i upór Polski de facto oznaczają koniec próby zbudowania jakiejkolwiek wspólnej polityki migracyjnej. Ta decyzja wpisuje się w podział Europy – mówi w rozmowie z wiadomo.co europeista z UW dr Kamil Zajączkowski.

Kamila Terpiał: Komisja Europejska podjęła decyzję o wszczęciu kolejnego postępowanie przeciwko Polsce, a także Czechom i Węgrom. Tym razem chodzi o nieprzyjmowanie uchodźców. Czym może się zakończyć? I co to dla naszego kraju oznacza?
Kamil Zajączkowski: To ma dwa wymiary; prawny – KE używa takich instrumentów, do jakich ma prawo. W tym wymiarze oznacza to, że Polska nie podjęła się działań, do których wcześniej się zobowiązała i dlatego Komisja wszczyna procedurę wobec Polski. Ona może być długotrwała, może też zakończyć się w Trybunale Sprawiedliwości UE. Ale jest jeszcze drugi, szerszy wymiar – polityczny. To oznacza, że po raz kolejny Polska jest na celowniku instytucji unijnych i to w dłuższej perspektywie oznacza osłabienie pozycji Polski w ramach UE. Powiedziałbym jeszcze o trzecim wymiarze – przyszłościowym i wpisującym się w debatę o Unii. To oznacza, że różne scenariusze, które nakreślił ostatnio przewodniczący KE, zaczynają funkcjonować, a szczególnie jeden scenariusz, który mówi o Unii wielu lub dwóch prędkości. Jeżeli Komisja i inne państwa członkowskie będą konsekwentne w swoim działaniu, to oznacza, że

ta decyzja wpisuje się w podział Europy na wschodnią i zachodnią.

Czyli kolejny krok ku Europie dwóch prędkości?
Tak, myślę, że ta decyzja wpisuje się w podział Europy. To nie jest jednak coś nowego. O kwestii imigrantów, tego, że państwa europejskie powinny wyrażać swoją solidarność, Włochy, Grecja czy Hiszpania mówiły już bardzo dawno temu, w 2004 i 2005 roku. Wtedy pozycja tych państw była jednak słabsza, mocniejsza była za to pozycja Polski. Ale otoczenie zewnętrzne i wewnętrzne się zmieniło i działa na niekorzyść Polski i scenariusza podziału Europy na dwie części. Niestety.

kamil-zajaczkowski-e1494151341652-410x300
Dr Kamil Zajączkowski

Izolacja Polski? Utrata unijnych funduszy? Czym to realnie może grozić?
Po pierwsze, ta decyzja i wszystkie inne debaty wpisują się w wieloletnie kwestie budżetowe. Przecież KE zaczęła już przygotowywać wstępnie projekt budżetu na lata 2021-2028, debata będzie się odbywała na początku 2018 roku. A już słychać głosy, że Polska dostanie z tej puli znacznie mniej pieniędzy. Tu działają także czynniki obiektywne, na przykład Brexit (mniej państw będzie składało się na unijny budżet), poza tym unijny fundusz rozwoju będzie częścią budżetu (do tej pory nie był), dodatkowo Bruksela już nieoficjalnie mówi o tym, że ten budżet będzie się koncentrował na kwestiach Bałkanów. A to wszystko plus działania rządu

Reklama

będzie się negatywnie odbijało na kwestiach finansowych dla Polski.

Realne jest zamrożenie funduszy unijnych z tej perspektywy budżetowej?
Wydaje mi się, że to jest mało prawdopodobne… Chociaż gdyby to zależało tylko od KE, to może podjęłaby takie działania. Ale uważam, że Polska i inne kraje Europy Środkowej, które były nadzieją starej UE, zostaną ukarane w nowej perspektywie finansowej.

Czy decyzja dotycząca uchodźców świadczy o tym, że jakikolwiek kompromis w tej sprawie nie jest już możliwy?
Wydaje mi się, że ta decyzja KE musiała się odbyć za cichą zgodą państw członkowskich, i to jest niepokojące. Chyba obie strony – najważniejsze państwa członkowskie i Komisja Europejska – doszły do wniosku, że z Polską o kwestiach migracyjnych nie da się już sensownie rozmawiać. Moim zdaniem, gdyby wcześniej ustalono konsensus na poziomie międzyrządowym, czyli szczycie Rady Europejskiej, to byłoby łatwiejsze do zaakceptowania dla wszystkich państw. Ale trzeba pamiętać, że KE wykorzystuje różne sytuacje, aby wzmacniać swoją pozycję. Ta decyzja KE i upór Polski de facto oznacza koniec próby zbudowania jakiejkolwiek wspólnej polityki migracyjnej. To oznacza, że jej nie będzie, chociaż de facto i tak nie istniała, ale przynajmniej były próby poszukiwania konsensusu. Teraz kwestie migracyjne i spór z KE zacznie żyć też życiem wewnętrznym i zostanie wykorzystany w mocny sposób w polityce krajowej. To z kolei będzie powodowało

wzrost nastrojów nacjonalistycznych i ksenofobicznych. Upór Polski w tej sprawie jest niezrozumiały.

Można się nie zgadzać z decyzją poprzedniego rządu i nie przyjmować 7 tys. uchodźców, ale tu chodzi przede wszystkim o gest polityczny. A stanowisko Polski jest “nie, bo nie”, nie przyjmujemy i zajmujemy się sobą. Nie możemy też tłumaczyć, że wschodnia granica jest szczelna, to dlaczego południowa nie jest? Nie można porównywać granicy lądowej z granicą morską. Polska nie wykazała minimalnego gestu dobrej woli – taka jest prawda.

Polska mówi KE “nie” nie tylko w tej sprawie. Nie chce rozmawiać także o Trybunale Konstytucyjnym i praworządności… Otwiera wiele konfliktów.
To pokazuje, że Polska jest w stałym konflikcie z KE. Częściowo można uznać rację Polski, ale tu jest inny problem – Polska nie umie dyskutować z brukselską biurokracją. A przecież trzeba umieć pokazać swoje argumenty, dobrze je przedstawić i być w Brukseli. Mam wrażenie, że w większości kwestie europejskie są wykorzystywane przez polski rząd do użytku wewnętrznego. Ministrowie zajmują się tym, żeby zdobywać punkty popularności w Polsce i mówią różne rzeczy, nie myśląc, jakie mogą mieć konsekwencje w Brukseli. Można się pięknie różnić, można się nie zgadzać, ale trzeba dyskutować i przedstawiać swoje racje, a tego polski rząd nie umie. Dyplomaci i urzędnicy powinni być zdecydowanie bardziej powściągliwi w swoich ocenach.

Im więcej takich konfliktów, braku dialogu i oskarżeń, tym trudniej będzie nam wrócić na unijne tory?
Oczywiście będzie trudno, ale nie jest to niemożliwe. To nie jest sytuacja bez wyjścia. Natomiast

musimy mieć jakiś plan na przyszłość, także w sprawie uchodźców.

Dobrze by było, gdyby polski rząd był w stanie przedstawić na przykład sensowny pomysł szerszej akcji organizowanej wraz z Kościołem katolickim. Jeżeli nie chcemy przyjmować muzułmanów, to przyjmijmy chociaż chrześcijan. Ale zamiast jakiejkolwiek propozycji cały czas słyszymy tylko, jaka UE jest zła. Poza takim wściekłym atakiem na Unię Europejską oczekiwałbym jednak sensownej propozycji.

Problem w tym, że żadna propozycja się nie pojawi. “Polska jest gotowa do obrony swoich racji przed Trybunałem Sprawiedliwości UE” – zapowiedział wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański.
To będziemy musieli ponieść konsekwencje. Ja bym nie liczył też tak bardzo na Grupę Wyszehradzką. Myślę, że prędzej czy później ona nie wytrzyma tych napięć. W wielu kwestiach Victor Orbán nie jest aż tak ostry, jak polski rząd, nie atakuje zaciekle kanclerz Niemiec (bo ma świadomość, że większość inwestycji na Węgrzech to są inwestycje niemieckie). Problem polega na tym, że ze strony Polski nie ma żadnego gestu, tylko pouczanie innych państw bez konstruktywnego pomysłu na przyszłość.


Zdjęcie główne: Fot. Pixabay; Kamil Zajączkowski, Fot. Centrum Europejskie UW

Reklama