5 lat temu wygraną Andrzeja Dudy zapewniło 8 mln 600 tys. głosów. Jesienią 2019 roku na KO, Lewicę i PSL oddało głosy ponad 8 mln 900 tys. wyborców. Zapowiada się wyścig „łeb w łeb” – mówi nam dr Robert Sobiech, dyrektor Instytutu Polityk Publicznych Collegium Civitas. – Pokonanie obecnego prezydenta tylko częściowo zależy od jakości kampanii Koalicji Obywatelskiej. Istotna rolę odgrywać będą tu dwa czynniki. Pierwszy to postawa innych kandydatów i ich ugrupowań. Jeśli znaczna część ich kampanii polegać będzie na zniechęcaniu do głosowania na innych kandydatów opozycji, to prawdopodobne jest, że w II turze pewna część wyborców może uznać, że nie warto głosować, skoro ich kandydat już odpadł. Drugi to zachowanie wyborców Konfederacji z 2019 roku – dodaje

JUSTYNA KOĆ: Ponad godzinę trwało spotkanie szefów klubów u Andrzeja Dudy. Dlaczego prezydent nagle zdecydował się na taki ruch?

ROBERT SOBIECH: W grę może wchodzić kilka powodów. Po pierwsze chodzi o przeciwdziałanie całkowitej marginalizacji prezydenta. Okrągłe stoły w sprawie sądów organizują PSL, marszałek Grądzki czy prof. Kleiber, tylko nie prezydent, który jest najbardziej predestynowany do rozwiązywania tego typu konfliktów. Kancelaria Prezydenta zorientowała się w ostatniej chwili, że rola prezydenta ograniczy się wyłącznie do kolejnego podpisu rządowej ustawy.

Po drugie, być może otocznie prezydenta zdało sobie sprawę z powagi konsekwencji wynikających z przyjęcia ustawy „kagańcowej”. Zarówno konwencji krajowych (wyłączanie sędziów, odwoływanie rozpraw), jak i prawdopodobnych reakcji TSUE i Komisji Europejskiej. Po trzecie i najbardziej prawdopodobne, że jest to przygotowanie do podpisania ustawy lub do decyzji o odesłaniu jej do Trybunału Konstytucyjnego (co jest w zasadzie równoznaczne z przyjęciem ustawy).

Reklama

To może być taki rodzaj teatru, gdzie prezydent będzie wspierał swoją decyzję, powołując się na konsultacje z partami opozycyjnymi.

Już poprzednia decyzja prezydenta o odesłaniu do TK przepisów prawa karnego i cywilnego oraz ustawy o Sądzie Najwyższym (przepisów, które obowiązywały od lat i nikt nie kwestionował ich zgodności z konstytucją) wskazuje, że prezydent będzie popierał propozycje rządu.

Do tej pory prezydent mocno atakował sędziów, ale ostatni sondaż pokazuje, że 51 proc. Polaków uważa, że w tym sporze rację ma SN, a nie rząd. Może to skłoniło prezydenta do próby rozmowy z opozycją?
Ten sondaż IBRiS-u jest ważnym sygnałem dla rządzących. Tu przede wszystkim chodzi o dotychczasowych wyborców PiS. Okazuje się, że mniej niż połowa tych, którzy głosowali na PiS jesienią, uważa, że to rząd ma rację w sprawach sądów. Oznacza to, że rządzącym nie udało się przekonać do swoich racji nawet dużej części własnych wyborców. Wyniki tego sondażu wydają się dobrą ilustracją szerszych zmian nastrojów społecznych.

Sondaże prowadzone w ostatnich dwóch miesiącach pokazują, że systematycznie spadają oceny sytuacji kraju, sytuacji gospodarczej czy notowania rządu i premiera. Na razie nie przekłada się na znaczący spadek notowań PiS, ale rozbieżne opinie zwolenników PiS dotyczące sporu o sądy są z pewnością sygnałem ostrzegawczym dla partii rządzącej.

Wyniki ostatnich sondaży pokazują też długofalowe konsekwencje „walki z elitami”. Dane CBOS z końca 2019 roku dotyczące prestiżu zawodów pokazują, że społeczny prestiż robotnika wykwalifikowanego jest większy niż prestiż sędziego (ale także większy niż prestiż lekarza, nauczyciela czy nawet profesora uniwersytetu). Można sądzić, że jest to konsekwencja narastającej niechęci sporej części Polaków do tych zawodów, które wymagają lat studiów, praktyk, nabywania wiedzy i doświadczenia. To wyraźny sygnał dla młodych ludzi zastanawiających się nad wyborem przyszłego zawodu, ale także wskaźnik zmian, do jakich mogą prowadzić hasła tworzenia nowych elit czy wypowiedzi jednego z wiceministrów, który w sporze o sądy jest za Polakami i ma „w nosie tych 60 profesorów”.

Pokłosiem „reformy” sądownictwa jest też spór z UE. Mamy wizytę wiceszefowej KE Věry Jourovej, Rada Europy analizowała stan demokracji w Polsce i w konsekwencji Polskę objęto monitoringiem. Czy to może zaszkodzić PiS-owi?
Na krótką metę raczej nie. PiS długo pracował na to, aby mieć rzeszę oddanych zwolenników, aby obawiać się znaczącego spadku poparcia. Nie wykluczałbym natomiast zmian w dłuższym czasie. Kolejne spory z Komisją Europejską prowadzą do dalszego osamotnienia Polski w otoczeniu międzynarodowym. Odwołam się tylko do jednego przykładu – polski MSZ wezwał ostatnio na tzw. dywanik jedynie dwóch ambasadorów: Rosji i przedstawiciela Komisji Europejskiej.

Dla przeciętnego Polaka oznacza to powrót do sytuacji, kiedy nie mamy sojuszników na wschodzie i tracimy ich na zachodzie Europy.

Do kogo przemawiał Marian Turski, mówiąc o drepczącym Auschwitz, o zagrożeniu, jakie niesie łamanie praw obywatelskich, praw mniejszości, naginanie prawa? „Jeśli potraficie obronić konstytucję, wasze prawa, wasz porządek demokratyczny, broniąc praw mniejszości, wtedy potraficie to pokonać” – mówił.
To było przejmujące przesłanie, że koszmar Holocaustu może się powtórzyć. Przesłanie adresowane do całej społeczności międzynarodowej, ale przede wszystkim to przesłanie dotyczące mieszkańców Europy, wygłoszone w czasie rosnącej popularności haseł nacjonalistycznych, bagatelizowania znaczenia mechanizmów współpracy, wrogości wobec mniejszości. To głos przypominający, że przeszłość może powrócić, że nie możemy zapominać o tym, co zdarzyło się w Europie w II połowie XIX wieku. Ten głos zabrzmiał szczególnie silnie w sytuacji obecnych zagrożeń dla integracji europejskiej. Po 75 latach od zakończenia II wojny światowej coraz częściej zapominamy, że UE nie jest jedynie instytucją zapewniającą dobrobyt i rozwój, ale złożonym mechanizmem, zapewniającym bezpieczeństwo, chroniącym przed destrukcyjnymi siłami nadal obecnych konfliktów.

Być może szczepionka II wojny światowej się kończy?
Europa to nieszczęsny kontynent, gdzie wojny były doświadczeniem niemal każdego pokolenia. To nie jest zamknięty rozdział.

Proszę pamiętać, że nawet po 90 roku i słynnym „końcu historii” Fukuyamy były wydarzenia na Bałkanach, masakra w Srebrenicy, dziś mamy konflikt rosyjsko-ukraiński i wcale nie jest pewne, czy mamy przed sobą czas nieprzerwanego rozwoju, jednokierunkowy, w bezpiecznym otoczeniu, gdzie najważniejszym problemem jest zwiększanie i podział dobrobytu.

Wiemy już, kto został przewodniczącym PO, zatem – jak zapowiadali politycy tej partii – kampania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej powinna „ruszyć z kopyta”. Jak powinna wyglądać, aby wygrać z Dudą?
Pokonanie obecnego prezydenta tylko częściowo zależy od jakości kampanii Koalicji Obywatelskiej. Istotna rolę odgrywać będą tu dwa czynniki.

Pierwszy to postawa innych kandydatów i ich ugrupowań. Jeśli znaczna część ich kampanii polegać będzie na zniechęcaniu do głosowania na innych kandydatów opozycji, to prawdopodobne jest, że w II turze pewna część wyborców może uznać, że nie warto głosować, skoro ich kandydat już odpadł.

Drugi to zachowanie wyborców Konfederacji z 2019 roku. PiS zakłada, że jego elektorat jest na tyle stabilny, że w 2020 roku niewiele straci z tych 8 mln osób, które głosowały na PiS jesienią 2019. Szereg zaskakująco ostrych wypowiedzi polityków PiS, a przede wszystkim samego prezydenta wskazuje, że celem kampanii będzie pozyskanie jak największej części z 1 mln 200 tys. wyborców Konfederacji. W sumie

dla PiS-u to walko o blisko 9 mln głosów.

Warto przypomnieć, że 5 lat temu wygraną Andrzeja Dudy zapewniło 8 mln 600 tys. głosów. Należy jednak pamiętać, że jesienią 2019 roku na KO, Lewicę i PSL oddało głosy ponad 8 mln. 900 tys. wyborców. Zapowiada się wyścig „łeb w łeb”.


Zdjęcie główne: Robert Sobiech, Fot. Archiwum prywatne

Reklama