To, za co Polacy będą rozliczać premiera Morawieckiego, to realizacja misji wyprowadzenia Polski z turbulencji na arenie międzynarodowej. Takiego wyprowadzenia, aby większość pasażerów nie miała świadomości zagrożeń wynikających z dotychczasowej polityki – komentuje dla nas 100 dni premiera Mateusza Morawieckiego dr Robert Sobiech, socjolog, kierownik Instytutu Polityk Publicznych Collegium Civitas. I dodaje: – To w dużym stopniu mission impossible, ponieważ premier Morawiecki przejął stery samolotu, którego kurs wyznaczył już dawno szef rządzącej partii.
JUSTYNA KOĆ: Jaką ocenę wystawiłby pan premierowi Morawieckiemu na 100 dni rządu.
ROBERT SOBIECH: Gdybym próbował tę ocenę wystawiać, to brałbym dwa kryteria. Po pierwsze, co po tych trzech miesiącach sądzą o premierze Morawickim Polacy i – po drugie – jak wyglądają dokonania, które zapowiadał w exposé. Gdyby rozpocząć od sondaży, to jest to mocna 4, przynajmniej styczniowe oczekiwania pokazywały, że wielu Polaków pokłada nadzieje, że to będzie inny premier i lepszy rząd.
Inny niż Beata Szydło?
Tak, inny i lepszy. Tu wyraźnie sondażowo Mateusz Morawiecki zyskiwał.
Ponad połowa Polaków była zadowolona z wyboru nowego premiera, w tym ponad 80 proc. wyborców PiS, ale także 30-40 proc. wyborców PO i Nowoczesnej. W przypadku Beaty Szydło, kiedy została premierem, zadowolenie wyrażał jedynie co trzeci badany.
Lepsze oceny w ciągu ostatnich kilkunastu lat miał tylko Donald Tusk, kiedy po raz pierwszy zostawał premierem. Dobre oceny premiera, pomimo niewielkiego spadku notowań, utrzymywały się także w lutym i marcu. To w dużej części efekt świeżości. W przeszłości każda zmiana premiera wiązała się z poprawą ocen, mniejsza lub większa korekta następowała w kolejnych miesiącach.
W drugim wymiarze, czyli dokonań programowych, oczywiście exposé mówiło o działaniach długofalowych, ale były tam wyraźnie określone priorytety. Na pierwszym miejscu była ochrona zdrowia, ale przez 3 miesiące premier nie wraca do tej kwestii.
Został wygaszony protest rezydentów, a nowy minister zapowiedział wprowadzenie bliżej nieokreślonych zmian w reformie sieci szpitali, która miała być najważniejszą reformą jego poprzednika. Tu nic się nie zdarzyło, więc ocena negatywna.
Drugim priorytetem miała być jakość powietrza i walka ze smogiem. Tu jakieś drobne ruchy rząd wykonał, ale ewidentnie rząd ma dylemat, czy ma dbać o lepsze powietrze, czy chronić interesy sektora węglowego.
To, co jest głównym przedmiotem oceny i za co Polacy będą rozliczać premiera Morawieckiego, to realizacja misji wyprowadzenia Polski z turbulencji na arenie międzynarodowej. Takiego wyprowadzenia, aby większość pasażerów nie miała świadomości zagrożeń wynikających z dotychczasowej polityki.
Te turbulencje to art. 7, konflikt z Izraelem, USA?
To cała masa powiązanych spraw, to kwestia reakcji na zmiany w wymiarze sprawiedliwości, kwestia relacji polsko-ukraińskich, relacji polsko-żydowskich i polsko-amerykańskich; to już wystarczająca liczba czynników, aby obawiać się o bezpieczeństwo Polski i jej rozwój. To w dużym stopniu mission impossible, ponieważ premier Morawiecki przejął stery samolotu, którego kurs wyznaczył już dawno szef rządzącej partii.
Podstawowym pytaniem jest to, czy samolot pilotowany przez premiera będzie dalej leciał w stronę największych burz, czy podjęta zostanie decyzja o zmianie kursu.
Mówiąc o faktycznym szefie państwa, nie ma pan na myśli prezydenta, zaznaczmy.
To Jarosław Kaczyński i to z nim konsultuje się premier. Można być pewnym, że w decyzjach strategicznych decydujący głos ma z pewnością szef partii.
Jarosław Kaczyński zdecydował o nominacji Morawieckiego, która nie spotkała się z wielkim entuzjazmem, nawet wśród elektoratu PiS-u. Bogaty bankowiec, były “doradca Tuska” ma zastąpić “nasza Beatę z biało-czerwonej drużyny”. A jednak wyborcy to kupili. Dlaczego?
Ludzie na ogół reagują pozytywnie na zmiany i zapowiedź lepszej przyszłości. Pozytywna reakcja części opinii publicznej widoczna jest przede wszystkim w styczniu. Potem
miały miejsce dwa kryzysy wizerunkowe. Pierwszy, międzynarodowy, związany z wypowiedzią o “żydowskich sprawcach”. Drugi, wewnętrzny, związany z nagrodami dla członków rządu,
chociaż premier Morawiecki sam ich nie przyznawał, tylko premier Szydło. Tu już obserwujemy zmiany w sondażach. Nieznaczny spadek ocen premiera w lutym i marcu wskazuje, że styczniowe, wysokie notowania premiera mogą nie powtórzyć się w przyszłości. Potwierdzają to marcowe dane CBOS ukazujące znaczące spadki zaufania, nie tylko do premiera, ale także do innych liderów obozu rządzącego.
Można przypuszczać, że to w dużej mierze efekt nieprzemyślanej reakcji na kryzys “nagrodowy”. Premier działał tu ad hoc, dążąc do szybkiego usunięcia informacji o tym, że rząd w sposób uznaniowy zwiększa wynagrodzenie ministrów o 5-6 tysięcy złotych miesięcznie, podczas gdy beneficjent programu 500 Plus otrzymuje taką kwotę raz na rok.
Jednak zaproponowane lekarstwo, czyli nowe pomysły dotyczące wynagrodzeń ministrów i wiceministrów, okazuje się gorsze od samej choroby. To znacząca rysa na wizerunku premiera – technokraty, poszukującego racjonalnych rozwiązań istniejących problemów. Pomysł włączenia podsekretarzy stanu będących w dużej części członkami rządzącej partii w skład służby cywilnej, która zgodnie z zapisami konstytucji jest apolitycznym korpusem wykwalifikowanych, bezstronnych urzędników, jest zabiegiem nawet nie ryzykownym. To zabieg, który służbę cywilną praktycznie ubezwłasnowolni.
Tylko mam wrażenie, że niewielu obywateli zdaje sobie sprawę, co to jest korpus służby cywilnej i jaką pełni rolę. Słyszą za to od premiera, że odchudzi gabinety.
Ta zmiana, która w dużej mierze rozbraja służbę cywilną, zostałaby z pewnością zakwestionowana przez normalnie działający Trybunał Konstytucyjny.
Jest ona kolejnym przykładem, jak doraźne interesy polityczne (w tym przypadku podniesienie wynagrodzeń) rozmontowują instytucje niezbędne dla działania państwa.
Tu nie tylko chodzi o służbę cywilną. Wedle nowych propozycji, minister, który jest posłem czy senatorem, będzie miał prawo do otrzymywania 60 proc. uposażenia przysługującego mu z tytułu sprawowania mandatu w parlamencie. A przecież wynagrodzenie ministra to przede wszystkim zapłata za pracę związaną z kierowaniem resortem. A co z wynagrodzeniami dla pozostałych ministrów, którzy nie są parlamentarzystami?
A ruchy kadrowe premiera? Długo nikt się nie spodziewał, że Macierewicza zabraknie po rekonstrukcji rządu.
Obawy, że odwołanie ministra Macierewicza doprowadzi do spadku poparcia dla PiS okazały się być oparte na wadliwej diagnozie. Ze styczniowego sondażu CBOS wynika, że zmiany w rządzie pozytywnie ocenia blisko 80 proc. elektoratu PiS (jedynie 3 proc. negatywnie). Co więcej, pozytywne oceny zmian w rządzie wyrażało ok. 60 proc. wyborców PO i Nowoczesnej.
O nadmiernie samodzielnej pozycji i polityce byłego szefa MON świadczą nie tylko znaczące zmiany kadrowe w samym resorcie, ale także wycofanie się z pomysłu przywrócenia powszechnej służby wojskowej.
A sam Morawiecki to technokrata Kaczyńskiego, czy konserwatysta składający kwiaty pod pomnikiem Brygady Świętokrzyskiej?
I jedno, i drugie. Wieloletnie kierowanie dużym, zagranicznym bankiem przekonuje, że nowy premier jest doświadczonym menedżerem w sektorze finansów, trudno tu wątpić w jego umiejętności zarządzania. Okazuje się, że jako polityk nie zamierza ograniczać się do roli eksperta, technokraty, odpowiedzialnego przede wszystkim za realizację swojej strategii rozwoju. Wiele wypowiedzi przekonuje, że często odwołuje się do świata idei, przedstawiając własną interpretację polskiej historii, niezależnie od tego, czy jest spójna z faktami i czy podziela ją większość Polaków.
Wypowiedzi o “żydowskich sprawcach” i kwiaty pod pomnikiem Brygady Świętokrzyskiej nie są tu działaniem nieprzemyślanym.
I to mu nie przeszkadza w utrzymaniu niezłych sondaży?
Jeżeli patrzeć na wysokie poparcie dla PiS, zobaczyć, jak wyglądają poglądy dużej części elektoratu PiS, to one są zgodne z tą wizją na mapie historii Polski, którą prezentuje premier Morawiecki. Ostatnie sondaże dotyczące ustawy o IPN pokazują, że dla ponad 60 proc. elektoratu PiS-u podoba się to, co robi rząd i nie chcą zmian w tej polityce. Tu mamy zatem dwa wymiary.
Wyprowadzanie Polski z turbulencji wywołanych działaniami na arenie międzynarodowej oraz utrzymanie stabilnego poparcia dla rządu wśród zwolenników PiS. Realizacja obu celów nie wydaje się możliwa.
Czyli ta misja wyciszenia konfliktów i dialogu z UE jest skazana na porażkę?
Tu widać inny ton Morawieckiego niż poprzedniej ekipy. Nie ma już apeli do Unii Europejskiej, aby wstawała z kolan. W poniedziałek słyszeliśmy wypowiedzi i premiera, i kanclerz Merkel po spotkaniu, oboje mówili o tym, co łączy i jest wspólne, nie mówili o tym, co dzieli. Natomiast informacje po zakończonym posiedzeniu Komisji Europejskiej nie dają powodu do optymizmu. Ani Komisja nie dostrzega chęci polskiego rządu do rozwiązania problemu, ani też polski rząd nie zamierza zmienić dotychczasowego kursu. Teraz pytanie kluczowe dla premiera Morawieckiego i nowego szefa dyplomacji, a przede wszystkim dla prezesa Kaczyńskiego jest takie, czy Polska, jeżeli chodzi o wymiar sprawiedliwości, będzie skłonna do jakichkolwiek ustępstw. Pamiętajmy, że już
jesteśmy w przededniu negocjacji o nową perspektywę budżetową. Fundusze, które mogłaby dostać Polska, chętnie przejmą inne kraje, wykorzystując pomysły o nowych sposobach finansowania.
Czy premier Morawiecki przetrwa do końca kadencji?
To jest pytanie do wróżki, ale myślę, że tu wiele zależy od tego, jak będą wyglądać relacje wewnętrzne w PiS-ie, poszczególnych frakcji. Informacje o kolejnych wymianach zarządów spółek Skarbu Państwa pokazują, że te konflikty są tam bardzo ostre. Sądzę, że to nie jest tak, że premier Morawiecki może w pełni zarządzać tymi konfliktami, to zależy od kierownictwa partii. Niewątpliwie przy tej rywalizacji każde potknięcie premiera będzie dawało impuls jego wewnętrznym przeciwnikom.
Analiza działań rządu nie może abstrahować od stanu nastrojów społecznych. Od niemal 8 lat nieprzerwanie rosną pozytywne oceny dotyczące obecnej sytuacji kraju, sytuacji gospodarczej czy oceny własnych warunków życia. Poziom społecznego optymizmu jest podobnie wysoki, jak w pierwszym okresie rządów PO. Wyraźnie widać, że Polacy dostrzegają, że dobiegł końca okres gospodarczej stagnacji i efekty długofalowych zmian w infrastrukturze, na rynku pracy czy zasobność własnych portfeli.
Po raz pierwszy obserwujemy jednak zjawisko rozbieżności pomiędzy ocenami teraźniejszości i przyszłości. Znacznie więcej Polaków pozytywnie ocenia obecną sytuację, natomiast ma pesymistyczne oceny przyszłości.
W przeszłości, jeśli Polacy myśleli źle o obecnej sytuacji, to również myśleli tak o przyszłości i odwrotnie. Obecnie mamy do czynienia z utrzymującym się stanem niepewności, wynikającym w znacznej części z braku zaufania do stabilności i rzetelności istniejących rozwiązań.
To również dotyczy elektoratu PiS-u?
Generalnie tak. Proszę pamiętać, że ten elektorat nie jest jednolity, czasem okazuje się, że 40 proc. tego elektoratu ma inne zdanie na daną kwestię niż 60 proc. pozostałych. Jak pokazują badania,
tylko 28 proc. wyborców PiS-u deklaruje silny związek z tą partią. Pozostałe 70 proc. ma stosunek raczej instrumentalny do tej partii. To wszystko pokazuje, że tezy o spójności elektoratu PiS-u dotyczą jedynie stosunkowo nielicznej grupy Polaków.
A czy PiS jest zdolny oddać władzę? Czy zdaje sobie sprawę z konsekwencji, z możliwości rozliczania, stawiania przed Trybunałem Stanu?
To jest poważna obawa. To, co zrobił PiS, jeśli chodzi o zmiany wymiaru sprawiedliwości, przypomina nabicie strzelby, którą na razie powiesił na haku, ale zawsze może po nią sięgnąć. Za chwilę politycy będą powoływać nową izbę Sądu Najwyższego, który rozstrzyga o wyniku wyborów. To dla sędziów swoista sytuacja pokusy, aby w sytuacji niekorzystnych wyników wyborów uznawać bądź odrzucać protesty wyborcze, kierując się lojalnością wobec polityków, którym zawdzięczają swoją pozycję. To oczywiście czarny scenariusz i mam nadzieję, że nigdy się nie spełni, ale możliwości jego realizacji zostały już zapisane w ustawie.
Zdjęcie główne: Mateusz Morawiecki, Fot. Flickr/W. Kompała/KPRM; zdjęcie w tekście: Robert Sobiech, Fot. Fot. YouTube/CentrumEdukacjiSpołecznej