Najważniejsza różnica w porównaniu z przedwyborczymi zapowiedziami to zastąpienie obietnic szybkiej poprawy sytuacji (transfery społeczne) zapowiedziami obrony rzekomo zagrożonej polskiej rodziny. To zapowiada kontynuowanie wojny kulturowej z wykreowanym przez siebie wrogiem – mówi nam dr Robert Sobiech, dyrektor Instytutu Polityk Publicznych Collegium Civitas. – To będzie jeden z motorów napędowych tego rządu, bo dalszych transferów pieniężnych nie będzie – dodaje

JUSTYNA KOĆ: PiS wycofał się z projektu w sprawie zniesienia limitu składek ZUS. Czy to zwycięstwo wicepremiera Gowina?

DR ROBERT SOBIECH: Niewątpliwie, ponieważ to pokazuje obecną siłę Porozumienia. Przy 18 posłach to właśnie Gowin może stawiać warunki. W przeciwieństwie do ugrupowania Ziobry, Gowin i jego ludzie mają gdzie odejść.

To słabo rokuje przyszłości koalicji. Wiadomo nie od dziś, że Jarosław Kaczyński nie lubi być stawiany pod ścianą.
Przypuszczam, że „niezależność” Porozumienia nie będzie trwała długo. Z deklaracji polityków prawicy wynika, że nie jest jeszcze podpisane porozumienie koalicyjne pomiędzy partiami. Wydaje się, że to bardziej gra o jak najlepsze stanowiska i wpływy w nowym rządzie, niż zapowiedź stanowczej obrony własnego programu. Jeśli to prawda, to

Reklama

różnice zdań pomiędzy politykami obu partii wkrótce się skończą.

Jak to możliwe, że taki projekt w ogóle się pojawił jeszcze przed exposé premiera? Przecież to nie poseł Horała, tylko Nowogrodzka ten projekt wprowadziła.
Tu należałoby się zapytać któregoś z polityków PiS. Jedno jest ewidentne. Przy tak znaczącej zmianie, którą proponował projekt zniesienia limitu 30-krotniości, wymagane jest przeprowadzenie pogłębionych analiz i konsultacji z parterami społecznymi. To nie jest konieczne przy projekcie poselskim, gdzie można pójść drogą na skróty, niezależnie od konsekwencji. Takich przykładów było aż nadto w poprzedniej kadencji. Znamienne jest, że nowy rząd PiS rozpoczyna swoją kadencję od ustawy poselskiej, której zaletą jest jedynie szybkość, a nie pogłębiona analiza. To wróży bardzo niedobrze na następne 4 lata.

Lewica jak „piąte koło u wozu” nie zorientowała się w tej grze?
Lewica, szczególnie jako zlepek trzech partii, nie ma uporządkowanych pomysłów na zmiany systemu emerytalnego.

Propozycje polityków lewicy dotyczące ewentualnego poparcia ustawy PiS czy następujące po tych deklaracjach pomysły emerytury maksymalnej i minimalnej sprawiają wrażenie szybkich reakcji, wypracowanych „na kolanie”. Nie wiem, skąd wzięły się wyliczenia proponowane przez posłów lewicy.

Exposé premiera, które usłyszeliśmy, to przepełniona propagandą sukcesu i martyrologią opowieść?
Ująłbym to inaczej. Premier odwołał się do dobrej sytuacji gospodarczej, ponowił większość tych samych planów, których nie udało się zrealizować przez 4 lata – tu można długo wymieniać: edukacja, służba zdrowia, samochody elektryczne, obwodnice itd. Najważniejsza różnica w porównaniu z przedwyborczymi zapowiedziami to zastąpienie obietnic szybkiej poprawy sytuacji (transfery społeczne) zapowiedziami obrony rzekomo zagrożonej polskiej rodziny. To zapowiada kontynuowanie wojny kulturowej z wykreowanym przez siebie wrogiem.

O tym świadczą słowa o „nietykalności dzieci”?
Tak, bo to są sprawy, których nie da się pokazać na poziomie liczb i wskaźników. To odwołanie się do lęku jakiejś części polskiego społeczeństwa przed zewnętrznym zagrożeniem i moim zdaniem to będzie jeden z motorów napędowych tego rządu, bo dalszych transferów pieniężnych nie będzie. To ma rekompensować brak kolejnych 500+, trzynastych czy czternastych emerytur itd.

Czyli nie będzie chleba, będą igrzyska?
Bez przesady, rząd będzie robił wszystko, aby obecny poziom dochodów został utrzymany.

Zagrożeniem nie jest znaczące pogorszenie warunków życia, ale rosnące aspiracje. Skoro raz już znalazły się pieniądze i wpłynęły na moje konto, to dlaczego ma nie być kolejnych. Rozczarowanie rządami może wynikać właśnie z oczekiwań kolejnych transferów. A tego już obecny rząd nie jest w stanie im dać.

Dlatego zabrakło obietnicy kolejnych wielkich programów socjalnych? Do tej pory zazwyczaj podczas ważnych wystąpień premier obiecywał kolejne programy „plus” albo inne wypłaty socjalne czy „piątki”.
Wielkich programów nie ma, bo te, które rząd zaczął w poprzedniej kadencji, trudno już realizować. Ciężko mówić o nowych, kiedy nie zrealizowało się starych. Tu były dwa słowa kluczowe: normalność i dobrobyt. Normalność, czyli że to ma być spokojnie działający rząd, trochę jak analogia „ciepłej wody w kranie” Donalda Tuska. Po drugie, to ma być rząd „dumnych Polaków”, którzy za chwilę osiągną już poziom dobrobytu zbliżony do innych państw europejskich.

Pojawiły się też lewicowe hasła. Premier mówił o żłobkach, urlopach macierzyńskich, możliwościach dla kobiet powrotu do pracy.
To było powielenie tego, co do tej pory mówiła opozycja, głównie PO. To pośrednie przyznanie, że polityka wobec rodziny nie może opierać się na samym zwiększeniu dochodów rodziny. Mówienie o żłobkach czy zrównaniu wynagrodzeń kobiet i mężczyzn to reakcja na postawy wielu kobiet, których aspiracje nie ograniczają wyłącznie do roli żony. To na pewno były nowe rzeczy, ale zabrakło przedstawienia, jak to zrobić.

Trudno powiedzieć, w jakim stopniu są to zapowiedzi rzeczywistych korekt czy też obietnice, których „termin ważności” wygaśnie po wyborach prezydenckich.

Wiele było zapowiedzi, mało recept. Premier zapowiedział, że zmienione będzie prawo tak, aby buspasem mogły jeździć samochody z 4 osobami. Ciekawe, jak premier będzie to weryfikował, bo o tym nie powiedział.
Przede wszystkim w większości buspasy to inicjatywy samorządu. Jeśli rząd chciałby wesprzeć finansowo samorządy, to super, ale na razie rząd pośrednio samorządom zabiera pieniądze, ponieważ podpisuje porozumienia z nauczycielami o podwyżkach, ale sam tych podwyżek już nie finansuje, przerzucając to na samorządy, które z kolei muszą ograniczać inne wydatki.

Premier wezwał też wszystkie partie do zmiany konstytucji w sprawie PPK dla „zagwarantowania im prywatności i ochrony”. Bezczelność?
To musi wywoływać mieszane uczucia. Z jednej strony rząd destabilizuje system emerytalny, bo

pobieranie daniny 15 proc. przy likwidacji OFE to szukanie szybkiego i łatwego źródła dochodu kosztem przyszłych emerytów.

Podobnie wyglądały propozycje zniesienia limitu 30-krotności składek ZUS. Z drugiej strony premier wzywa Polaków, aby razem zmieniali konstytucję, aby zagwarantować nietykalność środków przekazywanych w nowych rozwiązaniach systemu emerytalnego. To kompletnie niespójne.


Zdjęcie główne: Robert Sobiech, Fot. Archiwum prywatne

Reklama