Ciekawe, że od lat rządzący opowiadają, że „ulica i zagranica”, aż w końcu się doprosili. Zagranica już zareagowała, i to ostro. Komunikat wydała i KE, i wielu europejskich polityków, mówiąc o Trybunale Julii Przyłębskiej. W fatalnym świetle stawia też to pamięć o Lechu Kaczyńskim, który negocjował i podpisywał traktat. Wizerunkowo strzał w idola. Ulica też już powoli się zbiera – mówi nam dr Mirosław Oczkoś, ekspert od marketingu politycznego
JUSTYNA KOĆ: „Wzywam wszystkich, którzy chcą bronić Polski europejskiej, w niedzielę na Płac Zamkowy w Warszawie, godzina 18. Tylko razem możemy ich zatrzymać”, napisał Donald Tusk. Szykuje się ostateczne starcie?
MIROSŁAW OCZKOŚ: Trudno powiedzieć, czy to będzie ostateczne starcie, natomiast na pewno to poważny krok w kierunku mobilizacji. Myślę, że Tusk nie miał wyboru. Ta decyzja była emocjonalna, ale też ewidentnie przekalkulowana, wynikająca trochę z dynamiki tego, co się dzieje. Tuska nie ma w Sejmie, jeszcze nie jest oficjalnie wybranym liderem opozycji, choć jest jedynym z wagi ciężkiej. To trochę policzenie się, ale też daje możliwość ludziom upuścić trochę tych emocji, że jesteśmy wyprowadzani z Unii, już nawet nie w sposób zawoalowany.
Tusk musiał też pokazać, że nie jest tylko komentatorem twitterowym.
Ciekawe, że od lat rządzący opowiadają, że „ulica i zagranica”, aż w końcu się doprosili. Zagranica już zareagowała, i to ostro. Komunikat wydała i KE, i wielu europejskich polityków, mówiąc o Trybunale Julii Przyłębskiej. W fatalnym świetle stawia też to pamięć o Lechu Kaczyńskim, który negocjował i podpisywał traktat. Wizerunkowo strzał w idola.
Ulica też już powoli się zbiera.
Polacy mają taką tendencję, że często siedzą po domach, po chatach, ale w końcu jak ktoś ich za bardzo wkurzy, to wychodzą na ulice.
W piątek oprócz orzeczenia TK niemalże w tym samym czasie odbyła się konferencja wicepremiera ds. bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego, który myli stan wyjątkowy ze stanem wojennym, Białorusinów z Ukraińcami, a maska niemal zasłania mu oczy. Po co to było?
Rzeczywiście to obraz nędzy i rozpaczy. Nikt nie miał większej władzy po 89 roku w Polsce, może tylko Kiszczak na samym początku, wygląda jak zagubiony staruszek w nowoczesnym hipermarkecie; wie, że kiedyś się płaciło u kasjerki, a teraz trzeba zbliżeniowo. Wie, że trochę trzeba pohukiwać, nauczył się paru nazw, jak Frontex, ale bije od niego bezradność.
To jest obraz zatrważający – pewien pan ma władzę i nie chce jej oddać. Nie ma szans, aby Jarosław Kaczyński poparł jakikolwiek wniosek o wcześniejsze wybory, które może przegrać. Nikt do końca nie wie, co może jeszcze zrobić, bo wokół siebie ma samych klakierów. Zatem na miejscu jest pytanie, czy leci z nami pilot. Każdy zajmuje się głównie trzymaniem stołka, żeby nikt go nie wykopał z niego i napycha sobie policzki jak chomik, na gorsze dni.
Pomijam już, że wicepremier ds. bezpieczeństwa opowiada komunały na poziomie gimnazjalisty i nie daje żadnej odpowiedzi. Widać natomiast w nim ogromną złość. A swoich wyborców traktuje z pogardą jak bezmyślną masę.
To był zatem dobry pomysł?
Świetny, tylko spóźniony przynajmniej o tydzień. Teraz już się wszystko przewaliło i prezes najwyraźniej doszedł do wniosku, że wyjdzie i powie. Nie sądzę, aby prezes był dalej tym genialnym strategiem. W ostatnich mailach Dworczyka mówi się o nim, że to „stary dziad”, w jego własnym środowisku. To o czymś świadczy, na pewno też o głębokiej korozji tej władzy. To wszystko trzema się jeszcze na tapecie, ale jak się kawałek zerwie, to wszystko runie. Tam już nie ma cementu, nie ma spoiwa.
Wyciekły kolejne maile, w których autor jednego z nich prosi ministra Dworczyka o zakup „chociaż” 500 sztuk „rocznicowego albumu”. Jeden egzemplarz ma kosztować 200 zł. „Wiele firm i kolegów z różnych fundacji obiecało pomoc przy jego wydaniu. I jak to w naszym prawicowym środowisku jest w zwyczaju, nikt nie dotrzymał słowa” – pisze autor wiadomości do Dworczyka. Ostatecznie Dworczyk dał się jednak namówić na 400 egzemplarzy albumu. Rząd PiS wydał na to 80 tys. zł. – donosi „Wyborcza”. Proszę o komentarz.
Po pierwsze ten mail dotyczący albumów, niestety dla ministra Dworczyka, uwiarygadnia całą sprawę. To nie jest raczej rosyjski agent i rosyjska intryga. Jeden pan pisze do ministra, pan minister odpisuje na maila, potem kupuje i żaden nie widzi w tym nic złego. Degrengolada jest tak głęboko, że tego się nie da wyleczyć i trzeba będzie zrobić amputację. Tam nikt się nie zastanawia, że traci państwo, że to nasze pieniądze. Po prostu trzeba pomóc koledze i wygląda na to, że to jest norma, standard. To znaczy, że
jesteśmy dużo dalej za Uralem niż Białoruś.
KO powołuje komisję, która ma badać ujawnione maile pod kątem, jak podejmowane są decyzje i gdzie są ośrodki decyzyjne. Dobry pomysł, który pozwoli na przebicie się tych informacji?
Pomysł dobry, ale czy się przebije, zobaczymy. W polityce pewne rzeczy są powtarzalne. Ja przypomnę tylko komisję smoleńską Macierewicza, którą powołali, jak PiS był jeszcze w opozycji. Wystarczy dziś wziąć to samo narzędzie: jasny przekaz, skoordynowane działania, jasne twarze, które będą to firmować, i wtedy zacznie to dobrze funkcjonować. PiS-owi wyrwano już ten dywan spod nóg, a unoszą się tylko na oparach. Natomiast KO powinna pokazać, że plan odsunięcia PiS od władzy to jest program i nie dać sobie wmówić, że to nie jest program. To jest to, co trzeba zrobić teraz, najpilniejsza, najważniejsza sprawa. Jesteśmy już prawie obiema nogami poza Unią, więc trzeba działać.
Czy ta wiedza przelała się już do świadomości społecznej?
Zobaczymy na niedzielnych protestach, ale sądzę, że ta czara goryczy już jest przelana, tylko albo gdzieś jest na dole dziura i jeszcze wycieka, a my tego nie widzimy, ale
ci, którzy deklarują, że głosują na PiS, lubią pić gorzki smak.
Beneficjenci mają oczywiście swoje łyżki miodu, ale przecież nie wszyscy, co głosują, są poobsadzani w spółkach Skarbu Państwa. Być może brakuje jeszcze jakiegoś elementu. Być może będą to te demonstracje, które zwołuje na niedzielę Tusk. A może to będzie kolejna pani Zosia, która zarabia więcej niż 6200 zł dziennie w PZU. A może kogoś zniesmaczy kolejna wypowiedź np. pana Terleckiego, bo też widać, że władza straciła czujność przy przekazie. Większość wypowiedzi jest arogancka, dzieląca, obrażająca lub bałwochwalcza, jak ostatnia pana Glapińskiego, który opowiadał takie rzeczy, jakby kupił dyplom z ekonomii na bazarze.
Bo może na fotelu NBP nie jest ekonomistą, tylko aparatczykiem?
Tylko tak się nie da rządzić. Ktoś musi się na czymś znać, a tu wygląda, że kto pierwszy dopadnie do jakiegoś stołka, to siada na nim. Taka gra jest na weselach, że stawia się krzesła, chodzi w kółko, jak gra muzyka, a jak cichnie, to się siada i kto pierwszy, ten lepszy. Tak to wygląda, że Jarosław Kaczyński stuka palcem c-dur, kończy, kogoś zawsze się wypycha, bo nie starcza krzeseł dla wszystkich, i zaczyna się druga kolejka a-dur. Tylko że to jest rządzenie nieomal 40-mln państwem, jeszcze ciągle członkiem NATO i UE, a
przypomina to dom wariatów,
choć w tym przypadku wariaci są chyba bardziej przewidywalni.
Zdjęcie główne: Fot. Flickr/PO