Kilka dni po zaprzysiężeniu nowego niemieckiego rządu Angela Merkel składa wizytę w Warszawie. To druga stolica po Paryżu, którą odwiedza niemiecka kanclerz. – Niemcy są bardzo pragmatyczni. Sadzę, że przede wszystkim chcą wybadać stanowisko polskie odnośnie do współpracy europejskiej; gdzie będzie można znaleźć wspólne fundamenty pomimo różnic – komentuje dla nas wizytę niemieckiej kanclerz dr Kamil Zajączkowski, europeista z UW. I dodaje: – Ale nie oszukujmy się, wiele zależy też od strony polskiej, jak to rozegra.

JUSTYNA KOĆ: To druga wizyta Angeli Merkel po ponownym zaprzysiężeniu na kanclerza Niemiec. To ważny sygnał dla Polski?

KAMIL ZAJĄCZKOWSKI: Na pewno to dość istotny sygnał. W polityce czasami gesty odgrywają bardzo znaczącą rolę i w tym przypadku trzeba zaznaczyć, że ten gest ma wymowne znaczenie. Moim zdaniem, oznacza dwie kwestie. Po pierwsze, pomimo różnic i kłopotów, bo trzeba przyznać, jest wiele kłopotów na linii Berlin-Warszawa i Berlin-Warszawa-Bruksela, to jest gest wyciągniętej ręki, chęci dialogu. Druga kwestia to dyskusja o przyszłości Europy, dialog dotyczący tego, jak ma dalej funkcjonować Europa. Ta kolejność wizyt nie jest przypadkowa. To też sygnał do strony polskiej: proszę, doceńcie, że to druga wizyta niemieckiej kanclerz, ale też pamiętajcie, że najpierw byliśmy w Paryżu.

Berlin na pewno w pierwszej kolejności musi mieć wspólną płaszczyznę z Paryżem, ale już dziś wiadomo, że wizja prezydenta Macrona i kanclerz Merkel nie są tożsame, zbieżne do końca. W kilku punktach Berlinowi na pewno jest bliżej do Warszawy niż do Paryża.

W których?
Przede wszystkim Francja chce się integrować ściślej w strefie euro. Powiedziałbym nawet, że wizja Paryża jest tu dość radykalna: strefa euro razem, a kto w niej nie jest, ten znajdzie się na marginesie zjednoczonej Europy. Z tym też związana jest cała konstrukcja myśli politycznej prezydenta Macrona. On chciałby powołania ministra finansów do spraw euro, nawet widzi potrzebę powołania instytucji, które zajmowałyby się tylko strefą euro. Niemcy nie chcą raczej takiego zamykania strefy euro. Niemcy chcą reformować strefę euro, natomiast nie chcą – aż tak jak Francja – aby minister finansów odgrywał tak ważna rolę, jaką widzi dla niego Paryż.

Reklama

A jak to widzi Komisja Europejska?
Ostatecznie w niektórych pomysłach, które Komisja Europejska przedstawiła w grudniu 2017 roku, bliżej jej do stanowiska Niemiec. Proponuje się ministra finansów strefy euro, ale on ma mieć kompetencje bardziej nadzorcze, miękkie. W kwestii politycznej oba państwa mówią o ściślejszej integracji w ramach wspólnej polityki bezpieczeństwa i ochrony, natomiast gdy przyjrzymy się szczegółom kwestii strategicznych, to widać różnicę.

Niemcy chcą raczej integracji wojskowej, ale nie chcą jej kosztem osłabienia instytucji państwowych, narodowych. Tutaj także Niemcom jest zdecydowanie bliżej do Warszawy.

A temat relokacji uchodźców czy praworządności w Polsce ma znaczenie we wzajemnych relacjach?
Wydaje mi się, że Niemcy są bardzo pragmatyczni. Sadzę też, że przede wszystkim chcą wybadać stanowisko polskie odnośnie do współpracy europejskiej; gdzie będzie można znaleźć wspólne fundamenty pomimo tych wskazanych już różnic. Tak jak w typowych negocjacjach międzynarodowych, najpierw mówi się o rzeczach przyjemnych. Ważne są kwestie pewnych wspólnych fundamentów europejskich, gdzie Polska, Francja i Niemcy wspólnie będą mogli tę integrację popchnąć. Kwestie migracyjne są w tej chwili tematem drugiej czy trzeciej kolejności.

To wszystko trzeba odczytywać w kontekście piątkowej wizyty szefa niemieckiej dyplomacji Heiko Maasa, który powiedział wyraźnie, że Trójkąt Weimarski musi się odbudować, musi znowu mieć wpływ, i to większy niż do tej pory.

Przypomnijmy, Trójkąt Weimarski to Paryż, Berlin i Warszawa, inicjatywa, która popadła w niełaskę, od kiedy rządzi PiS.
To inicjatywna, która powstała w latach 90., w okresie, kiedy Polska przechodziła okres transformacji. Trzeba powiedzieć, że Trójkąt Weimarski stał się istotnym elementem w ogóle budowania relacji nie tylko Polski z Europą Zachodnią, ale także całej Europy Wschodniej z Europą Zachodnią. To bardzo istotny element, bo Niemcy będą chcieli uniknąć podziałów, które znowu powoli się tworzą w Europie na wschód i zachód.

Sądzę, że ta wizyta jest ważna i istotna, ale nie oszukujmy się, wiele zależy też od strony polskiej, jak to rozegra w przyszłości.

Z wypowiedzi polityków możemy mniemać, że jest dialog i porozumienie.
Prof. Jacek Czaputowicz w piątek bardzo wyraźnie powiedział, i żaden z posłów PiS-u nie protestował, że Niemcy są bardzo ważnym partnerem politycznym i gospodarczym. Ten przymiotnik “polityczny” jest niezwykle istotny w tym momencie, bo różnie z tą współpracą polityczną bywało, oczywiście w strefie werbalnej. Jeżeli teraz minister mówi o partnerstwie politycznym i gospodarczym, i ta kolejność nie jest przypadkowa, to wskazuje na to, że polska chce szukać wspólnych płaszczyzn z rządem kanclerz Merkel.

Polski rząd ma szczęście, że Niemcy nas potrzebują?
Ja od dawna mówiłem, że

Polska i Niemcy są skazane na siebie, pomijam już kwestie gospodarcze, gdzie ta wymiana jest imponująca. Te dwa państwa są też skazane na siebie w kontekście dyskusji o nowym kształcie Europy.

Prawdopodobnie skończy się tak, że to będzie wypadkowa wizji Niemiec i Francji, ale żeby wzmocnić pozycję niemiecką, jest potrzebna Warszawa. To też jest powrót do dyskusji, co po Brexicie. Polska mogłaby odgrywać rolę Wielkiej Brytanii, rolę, która nieco spowalnia bardzo ambitne plany prezydenta Francji czy krajów Europy Południa. Tu od razu trzeba dodać, że nie chodzi o zbudowanie superpaństwa europejskiego, bo nie ma na to zgody politycznej, natomiast prezydent Macron i Europa Południowa inaczej widzą przyszłość Unii. Zresztą to nic nowego, że kraje Południa nie rozumieją Europy Środkowo-Wschodniej. Niemcy natomiast chciałyby łączyć, a nie dzielić, mając świadomość, że jeżeli zaczniemy dzielić Europę na różne formaty – basen Morza Śródziemnego, Grupa Wyszehradzka – to nie będzie to w dłużej perspektywie korzystne dla Unii jako całości.


Zdjęcie główne: Angela Merkel, Mateusz Morawiecki, Fot. Flickr/W. Kompała/KPRM

Reklama