Wojna kulturowa, do której intensyfikacji dał pretekst Jażdżewski swoim wystąpieniem, jest dla opozycji niezwykle groźna, bo mobilizuje elektorat PiS, a jednocześnie może zdemobilizować część sympatyków Koalicji. Zatrzymanie Elżbiety Podleśnej pokazuje, że władza zdecydowała się ten spór podgrzewać. PiS już nie mówi (dobrze czy źle) o Europie, tylko o obronie katolicyzmu i polskości – mówi nam dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. – Myślę, że do końca nie znamy jeszcze skutków tych wszystkich wydarzeń, które ostatnio miały miejsce. Od strony obozu władzy trudno oprzeć się wrażeniu rozdwojenia jaźni – dodaje. Pytamy o toczącą się kampanię wyborczą i możliwe strategie, a także o to, czy proeuropejską twarz rządząca partia utrzyma do końca. – Jestem bardzo ciekaw, z jakim przesłaniem dojedziemy do wyborów po stronie władzy. Czy ciągle będzie to ta uśmiechnięta proeuropejska twarz, czy twarz neonazisty, bo na takich głosach PiS-owi też zależy, bo to może być te cenne kilka procent, które zadecydują, kto formalnie wygra te wybory – podkreśla
JUSTYNA KOĆ: Miniony długi weekend obfitował w polityczne wydarzenia. Czy to oznacza, że kampania wyborcza weszła na ostatnią prostą?
JACEK KUCHARCZYK: Kampania niewątpliwie nabrała rozmachu i intensywność życia politycznego, która w Polsce i tak jest duża, jeszcze wzrosła. Natomiast wątpię, czy to jest ostatnia prosta. Podejrzewam, że jeszcze niejedno do wyborów zobaczymy, a ostateczne reakcje samych wyborców jeszcze nas zaskoczą. Jasne przekazy ze strony poszczególnych graczy jeszcze do końca nie wybrzmiały, zarówno po stronie władzy, jak i największego ugrupowania opozycyjnego. Dotyczy to także mniejszych graczy – Wiosny Biedronia po lewej stronie i Konfederacji po prawej. Ci tzw. mniejsi gracze – mniejsi w kontekście poparcia sondażowego, bo nie w sensie ich znaczenia dla sceny politycznej – mogą wciąż sporo namieszać. Dlatego, moim zdaniem,
jeszcze nie wszystko zostało powiedziane i nie wszystkie karty zostały rozdane. Ta “ostatnia prosta” jest wciąż bardzo zawiła.
Donald Tusk wygłosił dawno zapowiadany wykład, Jarosław Kaczyński sięgnął po bardzo mocny kaliber – reparacje wojenne. Co jeszcze może się stać?
Myślę, że do końca nie znamy jeszcze skutków tych wszystkich wydarzeń, które ostatnio miały miejsce. Od strony obozu władzy trudno oprzeć się wrażeniu rozdwojenia jaźni. Z jednej strony wychodzi sondaż, który pokazuje rekordowe społeczne poparcie dla członkostwa w UE i widzimy, że partia rządząca i prezydent Duda nagle zmieniają kompletnie retorykę. Już nie mamy do czynienia z “dobrym rządem i złą Brukselą”, tylko nagle słyszymy, że “Bruksela to my, Europa to my” i że nie jest to już wyimaginowana wspólnota. Następuje wyraźna zmiana tonu adresowana do szerszego wyborcy. Nazwijmy ich umiarkowanym prawicowym elektoratem. Widzimy też próbę przykrycia wszystkiego, co do tej pory powiedziano o UE – nie słyszymy już o “stajni, z której można kraść konie”, ani że Bruksela ma się nie wtrącać w nasze “reformy”. To wszystko byłoby proste i zrozumiałe, gdyby nie fakt, że jednocześnie w sondażach wydaje się zyskiwać skrajna antyeuropejska prawica. Ciekawe, że zyskują, mimo że większość Polaków jest proeuropejska. Moim zdaniem ta proeuropejskość jest istotna w polityce, o czym przekonuje chociażby zmiana retoryki PiS. Natomiast jednocześnie istnieje nurt nacjonalistyczny i antyeuropejski, który ma swoich wyborców. Ten nurt jest cierniem w oku Jarosława Kaczyńskiego, który zawsze prowadził politykę pod hasłem, że “na prawo do PiS-u już tylko ściana”. Tutaj coś się pojawiło i nie daje się wgnieść w tę ścianę.
Przez Warszawę przechodzi marsz, który określiłbym jako neofaszystowski. Policja broni marszu i jednocześnie bardzo brutalnie rozprawia się z kontrmanifestantami, co też pokazuje, po której stronie stoi władza. Dla mnie to czytelny sygnał, że rządzący starają się, aby maszerującym faszystom włos z głowy nie spadł.
Jestem bardzo ciekaw, z jakim przesłaniem dojedziemy do wyborów po stronie władzy. Czy ciągle będzie to ta uśmiechnięta proeuropejska twarz, czy twarz neonazisty, bo na takich głosach PiS-owi też zależy, bo to może być te cenne kilka procent, które zadecydują, kto formalnie wygra te wybory.
Czyli kampania PiS-u będzie zależeć od tego, jakie poparcie będą dostawać w sondażach partie skrajnie prawicowe?
Myślę, że ta polityka już zależy od sondaży. Możliwy jest scenariusz, o którym pani mówi, że groźny dla PiS-u nurt skrajnej prawicy zacznie zyskiwać w sondażach i zmusi obóz władzy do radykalizacji. Wtedy znowu usłyszymy o złej Unii. Mnie by taki zwrot nie zaskoczył.
Po stronie anty-PiS-u ta sytuacja też nie jest klarowna i wcale się nie wyjaśniła po wykładzie Donalda Tuska, a wręcz przeciwnie. Skomplikowała się przez wystąpienie redaktora “Liberté!”, a jeszcze przede wszystkim przez reakcje na to wystąpienie. Muszę powiedzieć, że zgadzam się całkowicie co do treści wystąpienia Jażdżewskiego. Ma rację, mówiąc, że Kościół w Polsce oderwał się od niesienia posługi duchowej i stał się graczem politycznym. Zgadzam się też z nim co do bezsensu “zapasów w błocie”, gdzie mówił głównie o politykach i publicystach partii rządzącej, a nie o katolikach czy sympatykach PiS. Te wszystkie wezwania, żeby prowadzić dialog ponad głównym podziałem politycznym w Polsce, wydają się mi od dawna dosyć naiwne, bo po drugiej stronie nie ma woli do prowadzenia dialogu. Te diagnozy uważam za słuszne.
Niestety, nie sądzę, aby wystąpienie Leszka Jażdżewskiego przybliżyło nas do zmiany politycznej w pożądanym przez niego kierunku. Jak widzimy, to wystąpienie dało paliwo PiS-owskiej propagandzie i pomogło Kaczyńskiemu przedstawiać się jako jedyny obrońca wiary i narodu.
W przeciwieństwie do wystąpienia Donalda Tuska?
Wystąpienie Tuska było generalnie o wyższości “i” nad “albo”, o potrzebie “gramatyki inkluzji”. Natomiast to, co powiedział Jażdżewski, jakby wyciągnęło Tuskowi “dywanik spod nóg”. Wprowadziło zamieszanie w Koalicji Europejskiej, której istotnym parterem jest umiarkowanie konserwatywny PSL. Na pewno na tym zamieszaniu korzysta PiS, być może Wiosna. Nie sądzę natomiast, żeby to wystąpienie zmieniło agendę Koalicji Europejskiej, którą Tusk chciał wzmocnić swoim pojednawczym wystąpieniem.
Czyli spadł PiS-owi z nieba jako temat zastępczy? Tusk w swoim koncyliacyjnym wystąpieniu byłby trudny do krytykowania.
Wystąpienie Tuska było nastawione na budowanie szerokiej koalicji ponad istniejącymi – także po stronie opozycji – podziałami. Zapewne nie da się stworzyć koalicji, która ideologicznie i programowo zadowoli wszystkich. Jednak Schetynie udało się zbudować koalicję, w której niektóre ważne podziały zostały “wzięte w nawias” i zawarto dość kruchy kompromis. Wojna kulturowa, do której intensyfikacji dał pretekst Jażdżewski swoim wystąpieniem, jest dla opozycji niezwykle groźna, bo mobilizuje elektorat PiS, a jednocześnie może zdemobilizować część sympatyków Koalicji. Zatrzymanie Elżbiety Podleśnej pokazuje, że władza zdecydowała się ten spór podgrzewać. PiS już nie mówi (dobrze czy źle) o Europie, tylko o obronie katolicyzmu i polskości.
Długo rosło napięcie związane z wykładem Donalda Tuska. Niektórzy oczekiwali nawet, że zapowie on swój powrót do krajowej polityki czy start w wyborach prezydenckich. Inni są zachwyceni tym wystąpieniem. Jak pan je ocenia?
Ja nie sądziłem, że Tusk będzie deklarował własne ambicje polityczne, to nie jest jeszcze ten moment i on o tym dobrze wie.
Wykład miał wzmocnić poparcie dla Koalicji Europejskiej i pokazać, że w Polsce są wobec kwestii wartości europejskich i naszej obecności w Unii jednak różne podejścia wśród najważniejszych graczy.
Ten wykład był w pewnej mierze zaplanowany jako reakcja na tę nową europejską ofensywę PiS-u. Pokazał, że są istotne kwestie, którymi zajmuje się Unia, jak zmiana klimatu czy ochrona środowiska, gdzie Polska odgrywa rolę hamulcowego. Wypomniał władzy, że jej podejście do konstytucji i kwestii praworządności jest powodem marginalizacji politycznej Polski w Europie. Dobrze, że Tusk powstrzymał się od deklaracji własnych ambicji politycznych, co do których nie mam wątpliwości. Zresztą myślę, że Donald Tusk nigdy tak naprawdę polskiej polityki nie opuścił, a nawet gdyby próbował, to polityka PiS-u skutecznie mu to uniemożliwia.
Z reakcji propagandy PiS-owskiej było widać strach przed tym wystąpieniem, łącznie z tą ilustracją w “Wiadomościach” z Hitlerem i Stalinem. Moim zdaniem to przejdzie do historii mediów nie tylko w Polsce. To będzie podręcznikowy przykład dla wykładowców, którzy będą pokazywać, jak daleko możne się posunąć populistyczna władza.
Niektórzy publicyści, np. Sławomir Sierakowski, po wystąpieniu Tuska stwierdzili, że przyjął on twarz Unii Wolności; intelektualisty cytującego Waszyngtona, erudyty, co może skończyć się podobnie, jak skończyła UW. Zgadza się pan z tym?
Analogia ta wydaje mi się dość mało trafna. Tusk jest tym politykiem, który z doświadczenia Unii Wolności wyciągnął wnioski dla siebie i dla Platformy. Moim zdaniem jego wykład był napisany językiem antypopulistycznym. Tusk pokazał, że o Polsce i Europie można mówić innym językiem, niż mówi PiS i jego ideolodzy, używając gramatyki inkluzji, a nie językiem wojennym – “my” kontra “oni”, jakiego używa PiS. Miejsce też było tu istotne, bo w końcu był to wykład na Uniwersytecie Warszawskim w Święto Konstytucji. W tym kontekście zarzucanie Tuskowi nadmiernego intelektualizmu ze strony publicysty “Krytyki Politycznej” jest jednak dość pochopne.
Zdjęcia główne: Jacek Kucharczyk, Fot. Instytut Spraw Publicznych; Flickr/Heinrich-Böll-Stiftung, licencja Creative Commons