Widzimy, że na tej wojnie nie chodzi już tylko o to, aby dopaść ministrów Sasina czy Dworczyka, czy nawet premiera Morawieckiego, ale samego Jarosława Kaczyńskiego – mówi nam dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. I dodaje: – Może to również oznacza, że Banaś buduje kapitał polityczny na czasy po swojej prezesurze, bo można sobie wyobrazić scenariusz, gdzie prezes ustępuje ze stanowiska i startuje do Sejmu czy Senatu jako ten jedyny sprawiedliwy. Nie ma się co dziwić, skoro polska scena polityczna podlega ostatnio regularnie konwulsjom, coś się sypie w obecnym układzie władzy, na opozycji też są zmiany i może Banaś myśli, że w nowym rozdaniu będzie mógł się na nowo odnaleźć w polityce.
JUSTYNA KOĆ: Marian Banaś złożył doniesienie do prokuratury na Jarosława Kaczyńskiego. Widać, że wojna eskaluje. Zacznijmy może od tego, czyja to wojna i z kim walczy Marian Banaś.
JACEK KUCHARCZYK: Wygląda na to, że to jest osobista wojna prezesa Banasia z establishmentem PiS, któremu Banaś nie wybaczył, że ten nie stanął w jego obronie, kiedy media ujawniły jego dziwne biznesy, łącznie z prowadzeniem domu schadzek na spółkę z przedstawicielami krakowskiego półświatka. To, co zobaczyliśmy wtedy w materiale „Superwizjera”, było tak przerażające, że na chwilę nawet politycy PiS zapomnieli o swojej zasadzie, aby iść w zaparte, do niczego się nie przyznawać i bronić swoich.
Politycy PiS próbowali w niezborny sposób odwołać dopiero co powołanego prezesa NIK-u, a wtedy Marian Banaś postanowił pokazać, jakim jest twardzielem.
Zresztą ze swojego punktu widzenia słusznie, bo raz wybranego szefa NIK-u nie można odwołać. Banaś zamknięty w twierdzy instytucji, którą kieruje, może nie tylko czuć się względnie bezpieczny, ale nawet ostrzeliwać przeciwników – swoich byłych partyjnych kolegów i sojuszników.
Postrzegam to jako wojnę zbuntowanego wasala PiS-u ze swoim dawnym środowiskiem politycznym, które go wyniosło na to wysokie stanowisko. Widzimy, że na tej wojnie nie chodzi już tylko o to, aby dopaść ministrów Sasina czy Dworczyka, czy nawet premiera Morawieckiego, ale samego Jarosława Kaczyńskiego.
Co spowodowało, że Banaś wytoczył kolejny atak?
Tego oczywiście nie wiemy i możemy się tylko domyślać. W ramach akcji rozmiękczania Banasia zaatakowano jego rodzinę i stąd jego kontratak. Może to również oznacza, że Banaś buduje kapitał polityczny na czasy po swojej prezesurze, bo
można sobie wyobrazić scenariusz, gdzie prezes ustępuje ze stanowiska i startuje do Sejmu czy Senatu jako ten jedyny sprawiedliwy.
Nie ma się co dziwić, skoro polska scena polityczna podlega ostatnio regularnie konwulsjom, coś się sypie w obecnym układzie władzy, na opozycji też są zmiany i może Banaś myśli, że w nowym rozdaniu będzie mógł się na nowo odnaleźć w polityce. Taka na przykład Konfederacja może go przyjąć z otwartymi ramionami, bo jego działania uderzające w PiS to wymarzony prezent dla tej skrajnie prawicowej formacji.
Czy Marian Banaś jako szef NIK-u ma szanse wygrać to starcie z rządzącą partią?
Na razie to bardziej wojna podjazdowa, bo dopóki prokuratura jest kontrolowana przez Zbigniewa Ziobrę, to działania Banasia, szczególnie atak na Kaczyńskiego, wzmacniają pozycję Ziobry w ramach obecnego układu władzy. To Ziobro ma teraz w rękach dużą władzę, bo to od jego decyzji zależy to, czy Kaczyńskiemu, który formalnie jest przełożonym Ziobry jako wicepremier ds. bezpieczeństwa, zostaną postawione zarzuty.
Można odnieść wrażenie, że obecnie w Zjednoczonej Prawicy to ogon macha psem. Mniejszościowa partia Ziobry, która samodzielnie ma raczej niewielkie szanse na sukces wyborczy, buduje silną pozycję i może szachować samego Jarosława Kaczyńskiego. A pamiętajmy, że w tle jest jeszcze sprawa dwóch wież i długu wobec austriackiego biznesmena. Tej sprawy Ziobro na razie nie pociągnął, ale w każdej chwili może do niej wrócić. Teraz, kiedy wydawało się, że Kaczyński skutecznie ugasił pożary w obozie władzy, Marian Banaś dolał oliwy do ognia.
Ja oczywiście nie wierzę, żeby na krótką metę to działanie zagroziło Kaczyńskiemu, natomiast
związek prezesa PiS z Ziobrą stał się jeszcze bardziej toksyczny.
Jarosław Gowin chyba też dolewa oliwy do ognia, bo dopiero co podpisywał się pod tzw. polskim ładem w świetle kamer i braw, a chwilę później poparł kandydata opozycji na RPO. W co gra Gowin?
Sądzę, że Gowin, podobnie jak Banaś, szykuje dla siebie polityczną szalupę ratunkową. Wygląda na to, że rozważa różne scenariusze, także ten, w którym załamuje się obecny układ rządzący. Dlatego Gowin chce się zabezpieczyć na wypadek, gdyby Jarosław Kaczyński próbował wobec niego podobnych sztuczek jak kiedyś z Andrzejem Lepperem. Pamiętamy prowokację CBA wobec Leppera, która – gdyby się powiodła – mogła nie tylko załamać polityczną karierę Leppera, ale wysłać go do więzienia. Oczywiście w porównaniu z tamtym zagraniem zagrywka z Adamem Bielanem jest dosyć dżentelmeńska.
Moim zdaniem Gowin próbuje się zabezpieczyć na wypadek, gdyby Kaczyński próbował użyć wobec niego jeszcze bardziej bogatych środków. Rzeczywiście wygląda to na nową eskalację konfliktów w obozie władzy, bo z jednej strony Banaś, z drugiej Gowin prowadzą najwyraźniej własną grę, nie zważając na to, jak to może wpłynąć na losy całego układu rządzącego.
I całego kraju?
Oczywiście tak, ale tu akurat jest odwrotna zależność.
Mam wrażenie, że im gorzej dla obecnej władzy, tym lepiej dla Polski.
Co będzie oznaczała przegrana PiS w głosowaniu na RPO?
To będzie bardzo prestiżowa porażka obozu władzy i pokazanie, że Jarosław Kaczyński nie jest wszechmocny. To będzie wyraźny dowód, że rozmaite wewnętrzne tarcia mogą podważyć mandat do rządzenia Zjednoczonej Prawicy. Nie sądzę natomiast, aby sam wybór prof. Wiącka, jeżeliby do niego doszło, zaszkodził PiS-owi, bo obawiam się, że drugim Bodnarem raczej nie będzie. Może się mylę, ale to, co wiemy o jego postawie przez ostatnie 5 lat, gdy raczej nie zabierał głosu, kiedy środowiska prawnicze protestowały przeciwko naruszaniu konstytucji, niszczeniu państwa prawa i ograniczaniu swobód obywatelskich, nie budzi zaufania.
Rozumiem, że właśnie z tego względu został wskazany przez Gowina, ale są zapewne w Polsce lepsze kandydatury na RPO – osoby, które dawałyby gwarancję nie tylko niezależności tego urzędu, ale i energicznego działania w kwestii obrony praw obywateli. Potrzebny jest silny i sprawczy RPO, bo
nic nie wskazuje na to, aby władza odpuściła ataki na prawa obywateli.
Paweł Kukiz wszedł do polityki jako walczący z partiokracją antysystemowiec. Kilka dni temu podpisał dokument o współpracy z PiS. Smutny koniec?
Niewątpliwie tak. To smutny koniec długiej przygody Kukiza z polityką, bo to jest w zasadzie kompletne bankructwo tego, co głosił. Jego opowieść o niezmiennym przywiązaniu do swojego politycznego programu nie przekonuje. Logika politycznej polaryzacji od wielu lat spychała go w ramiona Kaczyńskiego.
Podpisując cyrograf z Kaczyńskim Kukiz zaprzecza wszystkiemu, o co rzekomo walczył.
Gdyby naprawdę zależało mu na realizacji postulatu jednomandatowych okręgów, to mógł dogadać się z Bronisławem Komorowskim, który jak pamiętamy miał dla niego taką ofertę między pierwszą i drugą rundą kampanii prezydenckiej w postaci referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych. Kukiz miał wtedy okazję do walki o swój naczelny postulat, ale nie zdecydował się poprzeć Komorowskiego w obawie o swoje polityczne dziewictwo. Teraz, po ponad 5 latach od jego sukcesu w pierwszej rundzie wyborów prezydenckich, okazuje się, że Kukiz „cnotę stracił, a rubelka nie zarobił”, jak mówi znane rosyjskie powiedzenie, które chyba dobrze podsumowuje ostatnie polityczne decyzje Kukiza.
Zdjęcie główne: Jarosław Gowin i Jarosław Kaczyński w ławach rządowych, Fot. Flickr/Sejm RP/Krzysztof Białoskórski, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Jacek Kucharczyk, Fot. Instytut Spraw Publicznych