Zwolennicy opozycji oczekują, że po zmianie władzy nastąpi nie tylko rozliczenie PiS-u, ale także generalna refleksja nad tym, dlaczego Kościół zdradził III RP i przeszedł na pozycje autorytarne i jakie powinny być tego konsekwencje dla tej instytucji. Nie wyobrażam sobie, że po upadku PiS biskupi rzucą się w ramiona nowej władzy, bo to dla większości wyborców opozycji byłoby trudne do przyjęcia. Sielanka z początku lat 90. już nie powróci – mówi nam dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. I dodaje: – Do sukcesu informacji o zajęciu przez ruch Hołowni drugiego miejsca w rankingach podchodziłbym dość ostrożnie. Niewątpliwie ma on teraz swoje 5 minut, ale zobaczymy, czy ta dobra koniunktura się utrzyma. Hołownia atakuje KO, tak jak wcześniej robiła to Lewica, która bardziej walczyła o zajęcie drugiego miejsca w rankingach, niż o wyborczy sukces opozycji.
JUSTYNA KOĆ: Wg sondażu CBOS PiS ma 35%, ruch Hołowni 18%, a KO 14%. Sondaż Estymator dla „Do Rzeczy”: ZP 40%, KO 22%, a Polska 2050 13%. Sondaże wykonano w podobnym czasie. Jak to możliwe i jaka jest prawda?
JACEK KUCHARCZYK: Generalnie sondaże, szczególnie te dotyczące poparcia dla partii politycznych są trudne do porównywania, chociażby ze względu na różne metody zadawania pytań. Nie podejmę się komentarza wyników sondażu dla „Do Rzeczy”, natomiast
co do CBOS, to wiadomo, że ich sondaże notorycznie nie doszacowują poparcia dla opozycji, a szczególnie dla KO.
To widać jak na dłoni, kiedy porównamy sondaże CBOS przed ostatnimi wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi.
W pierwszej turze wyborów prezydenckich CBOS dał Dudzie o prawie 9 punktów procentowych za dużo, a Trzaskowskiemu o prawie 8 p.p. za mało w stosunku do rzeczywistych wyników. Podobnie CBOS pomylił się łącznie o niemal 14 p.p. w ostatnim sondażu przed wyborami parlamentarnymi, raz jeszcze przeszacowując poparcie dla PiS, a nie doszacował KO. Podobnie było w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku.
Co ciekawe, ten skumulowany błąd sondaży CBOS rósł z wyborów na wybory. Oczywiście inne pracownie też się myliły, ale jednak w mniejszej skali. Nie sądzę, żeby wynikało to z nacisków politycznych (CBOS jest finansowany z budżetu państwa i podlega KPRM). Chodzi tu raczej o metodologię badania poprzez bezpośrednie wizyty ankieterów w domach i mieszkaniach badanych. Może to powodować niechęć części badanych do wpuszczenia ankietera lub przyznania się do popierania partii opozycyjnych.
To zapewne powoduje niedoszacowanie poparcia dla opozycji, szczególnie tej, która jest przedmiotem rządowej agresywnej propagandy kontrolowanych przez rząd mediów, a więc przede wszystkim Koalicji Obywatelskiej.
Z powyższych powodów do sukcesu informacji o zajęciu przez ruch Hołowni drugiego miejsca w rankingach podchodziłbym dość ostrożnie. Niewątpliwie ma on teraz swoje 5 minut, ale zobaczymy, czy ta dobra koniunktura się utrzyma. To oczywiście ważny gracz, ale pogłoski o spadnięciu Koalicji na trzecie miejsce powinniśmy traktować ostrożnie i poczekać na inne sondaże.
Jest jednak dla mnie jasne, że takie dobre wyniki jak w ostatnim sondażu CBOS będą miały swoje konsekwencje w realnej polityce, bo mogą zachęcać kolejnych polityków opozycji do przyłączenia się do Ruchu 2050 jako tej siły, która jest postrzegana jako przyszłościowa. W tym sensie nie lekceważyłbym tego sondażu.
Co takiego się stało, że Hołownia ma swoje 5 minut? Potwierdza to też ranking zaufania, w którym jest on na drugim miejscu i wyprzedził prezydenta Dudę.
Hołownia jest „nieskażony” praktyką polityczną, przynajmniej w oczach części społeczeństwa. Prezentuje się jako outsider, który wchodzi do polityki używając retoryki antyestablishmentowej. Podobnie przed Hołownią prezentowali się kolejno Lepper, Palikot czy Kukiz, ogłaszając potrzebę gruntownej zmiany na scenie politycznej. To szukanie nowej siły politycznej, nieskażonej błędami i kompromisami poprzedników, jest chyba stałym elementem polskiej polityki i trafia do wielu wyborców. U podstaw poparcia dla ruchu Hołowni leży poczucie, że partie władzy i opozycji się wyczerpały, że opozycja przegrywała kolejne wybory, że obietnica odnowy polityki ze strony Lewicy też się nie spełniła. Korzysta na tym Hołownia.
Rządy lewicy mało kto dziś już pamięta… Ostatni raz to było SLD, które oddało władzę w 2003 roku.
Ale
wielu sympatyków opozycji pamięta to, co się działo przed wyborami prezydenckimi, kiedy bardziej atakowała Koalicję, niż PiS i prezydenta Dudę.
Sądzę, że lewicę, także tę nową – Wiosnę i Razem – dotyka poczucie zniechęcenia wyborców wynikające z jej niewielkiej politycznej skuteczności. Ciąży jej słaby wynik Biedronia w wyborach prezydenckich. Dlatego Lewica nie korzysta z dobrej koniunktury, szczególnie po wybuchu protestów po orzeczeniu TK, po wzroście nastrojów krytycznych zarówno wobec władzy, jak i wobec Kościoła, który jest zapleczem ideologicznym dla tej władzy.
Okazuje się, że wyborcy nawet jeśli popierają protesty, to niekoniecznie popierają Lewicę. Hołownia z kolei te protesty sprytnie wykorzystuje, proponując alternatywny model stosunków państwo-Kościół. Wygląda na to, że idealnie się wstrzelił w nastroje części społeczeństwa, której nie podoba się zaangażowanie Kościoła w politykę, ale jednocześnie trochę boi się tego, co postrzega jako radykalne podejście lewicowe. Szuka nowego podejścia i nowych twarzy.
W fenomenie Hołowni ciekawe jest to, że – inaczej niż Lepper czy Kukiz – nie próbuje zdobywać rozczarowanych polityką swoim radykalizmem, a raczej ogólnym „kochajmy się”, obietnicą łączenia wody z ogniem, pewnym symetryzmem.
Hołownia atakuje KO, tak jak wcześniej robiła to Lewica, która bardziej walczyła o zajęcie drugiego miejsca w rankingach, niż o wyborczy sukces opozycji. Teraz to samo robi Hołownia.
Czy PO grozi rozłam? Słychać głosy ze środka partii, że za bardzo skręciła w lewo i trzeba ją mocno zakotwiczyć w konserwatywnym centrum. Jak pan to ocenia?
Debata ideowa jest zawsze potrzebna w każdej partii i w każdej formacji politycznej, natomiast moim zdaniem problemem KO jest to, że część jej polityków nie widzi, że czasy się zmieniły i znaczenie tego, co nazywano w PO kotwicą konserwatywną, bardzo się zmieniło. Pojęcie „kompromisu aborcyjnego” kompletnie się skompromitowało, obecnie oznacza ono przymykanie oczu na rzeczywistość, szczególnie po orzeczeniu Trybunału Przyłębskiej, czy ogólnie brak zdecydowanej odpowiedzi na reakcyjną rewolucję, którą PiS wprowadza przy wielkim poparciu, a nawet pod naciskiem hierarchii kościelnej. Takie podejście może być odbierane jako „chowanie głowy w piasek”. Fakt, że niektórzy politycy PO uważają, że ta partia zbyt krytycznie podchodzi do ofensywy ideologicznej Kościoła i PiS-u, zniechęca wiele osób, które szukają wyraźnej alternatywy wobec obecnej władzy.
Czy te tysiące protestujących na ulicach mimo pandemii to nie sygnał, że to, co jest postrzegane jako lewicowe, teraz jest mainstreamem?
Lewica nie ma monopolu na krytykę Kościoła i obecnego sojuszu hierarchii z autorytarną władzą PiS.
Działania Kościoła – według ostatniego raportu CBOS – krytycznie ocenia ogromna większość zwolenników zarówno Lewicy, jaki i KO oraz ruchu Polska 2050, a pozytywnie – niemal 9 na 10 zwolenników Zjednoczonej Prawicy.
Ten przedział między opozycją a rządem jest większy, niż różnice między wyborcami poszczególnych formacji opozycyjnych.
Generalny trend jest taki, że Kościół traci społeczne zaufanie, szczególnie wśród młodzieży. Obserwujemy to już od kilku lat. Młodzież jest mniej religijna, niż ogół społeczeństwa, za czym idą też zachowania – spadek liczby ślubów kościelnych, uczestnictwa w mszach czy nieposyłanie dzieci na religię. Te trendy społeczne już są i dlatego trudno mi uwierzyć, że gdy PiS utraci władzę, to wrócimy do modelu państwo-Kościół, który był przed 2015 rokiem, który gwarantował Kościołowi uprzywilejowaną pozycję społeczno-polityczną. Ci politycy PO, którzy sugerują, że wystarczy wrócić do przyjętego po 1989 roku ustawodawstwa w sprawie aborcji, religii w szkołach, finansowania kleru, restytucji majątku kościelnego, rozmijają się z nastrojami społecznymi i zniechęcają tym swoich potencjalnych wyborców.
Zwolennicy opozycji oczekują, że po zmianie władzy nastąpi nie tylko rozliczenie PiS-u, ale także generalna refleksja nad tym, dlaczego Kościół zdradził III RP i przeszedł na pozycje autorytarne i jakie powinny być tego konsekwencje dla tej instytucji.
Nie wyobrażam sobie, że po upadku PiS biskupi rzucą się w ramiona nowej władzy, bo to dla większości wyborców opozycji byłoby trudne do przyjęcia. Sielanka z początku lat 90. już nie powróci.
Zdjęcie główne: Zgromadzenie Narodowe z okazji 1050. rocznicy Chrztu Polski, Fot. Flickr/Sejm RP/Paweł Kula, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Jacek Kucharczyk, Fot. Instytut Spraw Publicznych