PKW nadal liczy głosy oddane w wyborach samorządowych. Oficjalne wyniki możemy poznać jeszcze we wtorek w nocy. Już teraz wiadomo, że PiS będzie samodzielnie rządził w 6 sejmikach. W pozostałych Koalicja Obywatelska sama albo w porozumieniu z PSL-em. Ludowcy nie zamierzają wchodzić w koalicję z PiS-em, czyli “partią antysamorządową”. – PiS od początku prężył muskuły i wszyscy snuli opowieść o tsunami, które idzie przez Polskę. Okazało się, że to nie jest tsunami, tylko przypływ i to nie zawsze wysoki. Niektóre klify, takie jak duże miasta, są w ogóle poza zasięgiem tej politycznej fali – komentuje w rozmowie z wiadomo.co socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr hab. Jarosław Flis. Rozmawiamy też m.in. o wygranej Rafała Trzaskowskiego w Warszawie. – PiS sam prosił się o to, aby unarodowić politykę lokalną i tak się stało. Warszawiacy poszli i zagłosowali przeciwko rządzącym – tłumaczy Flis.

KAMILA TERPIAŁ: Kto tak naprawdę wygrał wybory samorządowe?

JAROSŁAW FLIS: W tych wyborach jest kilka dyscyplin jednocześnie i każda z nich ma inny charakter. Dyscyplina sejmikowa to ta, w której jest statystyka procentowa poparcia dla partii politycznych, ale jest raczej wątpliwą prognozą na przyszłoroczne wybory parlamentarne. Poza tym można wygrać tę dyscyplinę, ale rządzić na przykład tylko w jednym województwie.

Teraz wszystko wskazuje na to, że PiS powiększy stan posiadania.
Tak, poszedł do przodu, ale także rozproszyła się konkurencja.

Reklama

PiS na początku robił wrażenie, że wspina się na Himalaje, po cichu przyznawał, że może na Rysy, przez moment wydawało się, że wejdzie co najwyżej na Gubałówkę, teraz powiedziałbym, że wszedł na Giewont. To niezły wynik, lecz zdecydowanie poniżej ambicji i nadziei.

Dla wielu polityków i sympatyków “dobrej zmiany” to kubeł zimnej wody, bo okazało się, że nie wszystko idzie tak łatwo, jak to sobie wyobrażali.

PiS ma największe poparcie w 9 województwach, lecz nie we wszystkich przejmie władzę. Zgodnie z przewidywaniami przejęli władzę w 4 kolejnych województwach: małopolskim, lubelskim, podlaskim i świętokrzyskim. Sukcesem jest przejęcie łódzkiego. W województwie śląskim wszystko wisi na jednym radnym PSL-u. Ludowcy co prawda zapowiadają, że nie będzie żadnej współpracy z PiS-em, ale pamiętamy przypadek posłanki Andżeliki Możdżanowskiej, która po tym, jak dostała propozycję objęcia stanowiska w rządzie, porzuciła swoją partię.

Generalnie nie powiódł się plan zniszczenia PSL-u, chociaż ludowcy stracili władzę w kilku swoich matecznikach. Po tych wyborach wychodzą zatem osłabieni, ale z drugiej strony mają też spore doświadczenie w przeżywaniu kryzysów. Obawiali się, że będzie gorzej, lecz różowo nie jest.

Frekwencja wyniosła rekordowe 54 proc., udało się zmobilizować wyborców. To dobry prognostyk dla opozycji?
Opozycja wyprowadziła w miastach bolesny cios, po którym PiS się zachwiał, ale na pewno nie został znokautowany. Niby udaje, że nic się nie stało, ale widać już, że wybory sejmowe to nie będzie łatwy spacerek. Mobilizacja była jednak przede wszystkim w tych miejscach, w których PiS ma pod górkę. To przypomina sytuację z 2007 roku, a to nie jest miłe wspomnienie dla polityków partii rządzącej. Ogólny obraz jest taki, że PiS od początku prężył muskuły i wszyscy snuli opowieść o tsunami, które idzie przez Polskę. Okazało się, że to nie jest tsunami, tylko przypływ i to nie zawsze wysoki.

Niektóre klify, takie jak duże miasta, są w ogóle poza zasięgiem tej politycznej fali. Przypływy mają to do siebie, że się pojawiają, ale też mogą się cofać. Poza tym widać, że PiS ma zdolność pakowania się w kłopoty.

Na przykład Łódź?
PiS prowadził tam negatywną kampanię, zapowiadał, że jak obecna prezydent zostanie ponownie wybrana, to zastąpi ją komisarzem. Okazało się, że takie działanie tylko zmobilizowało wyborców drugiej strony i Hanna Zdanowska z PO otrzymała 70 proc. głosów. PiS nie tylko tutaj pokazał, że ma zdolność mobilizowania przeciwników, gorzej idzie z mobilizacją swojego elektoratu. Prezes nie zwraca na takie rzeczy uwagi, a premier Mateusz Morawiecki nie ma odwagi zaprotestować i powiedzieć głośno, że nie powinno się mnożyć wrogów nad potrzebę.

Powiedział pan, że wybory samorządowe nie są najlepszą prognozą na przyszłoroczne wybory parlamentarne. Można jednak wyciągnąć jakieś wnioski?
Widać, że lewica słabnie. Czasy, kiedy miała dwucyfrowy wynik, mogą już po prostu nie wrócić.

Prawda jest brutalna – 1/3 tych, którzy wybrali Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta, już nie żyje. Zdolność odtwarzania tego zasobu jest wątpliwa, zresztą nie tylko w Polsce. Ciekawe będzie za to poparcie dla ruchów lokalnych. One czasami rosną w siłę. Podziały polityczne idą w poprzek podziału na lewicę i prawicę.

Poza tym widać, że w Koalicji Obywatelskiej Nowoczesna jednak ma niewiele do powiedzenia.

Opłaca się jednoczyć czy nie? Powinna powstać wspólna lista opozycji w wyborach parlamentarnych?
Na lewicy jest bardzo dużo generałów, ale kiepsko jest z szeregowcami, a to zawsze utrudnia formowanie armii. Nie ma rozpaczliwych przepaści między tymi środowiskami, więc poszczególne osoby mogą krążyć i zasilać szeregi KO. Ale czy uda się stworzyć jeden polityczny byt? Wniosek z tych wyborów jest taki, że rozdrobnienie opozycji jest jedną ze składowych arytmetycznego sukcesu PiS-u.

Łatwo stwierdzić, że trzeba się łączyć, ale przecież każdy stawia jakieś warunki, które mogą okazać się nie do spełnienia. Wszyscy zgadzają się co do tego, że sytuacja jest zła, ale nie potrafią się dogadać, jak jej zaradzić. Ta powieść nie musi się wcale dobrze skończyć.

O czym świadczy sukces KO i Rafała Trzaskowskiego z Warszawie? Patryk Jaki politycznie poległ.
Poległ nie Patryk Jaki, a Jarosław Kaczyński. Są wyborcy totalni, którzy głosują zawsze na swoją partię; są wyborcy w miarę racjonalni, którzy starają się świadomie podjąć decyzję; są wyborcy lokalni, ale takich nie ma w dużych miastach; są też wyborcy medialni, którzy głosują, jak dzieje się coś ważnego, co pokazują i opisują media, i którzy chodzą na wybory ogólnokrajowe, a nie samorządowe. Wszystko wskazuje na to, że “wyposzczony” elektorat wielkomiejski zagłosował i wyraził swoją opinię na temat tego, co dzieje się w Polsce.

Patryk Jaki oberwał trochę przy okazji. Jedyna niepodważalna i zauważalna reakcja zachodząca pomiędzy polityką ogólnokrajową i lokalną jest taka, że lokalni politycy mogą oberwać za błędy swoich kolegów z rządu. Za to sukcesy rządu się na ich sytuację nie przekładają. PiS sam prosił się o to, aby unarodowić politykę lokalną i tak się stało. Warszawiacy poszli i zagłosowali przeciwko rządzącym.

Koalicja Obywatelska chce potraktować sukces w Warszawie jako ważny element w rozpoczynającej się kolejnej kampanii. Chce rozpocząć mocnym, pozytywnym akcentem. To, co się będzie działo w stolicy, może promieniować?
Warszawa jest centralnym miejscem polityki, ale niestety to, co dzieje się w stolicy, może nie robić wielkiego wrażenia na reszcie mieszkańców kraju. Ale pomysł na granie kartą skuteczności swoich lokalnych rządów jest istotny, bo PiS na przykład w ogóle tego nie potrafi, mówi na ogół o błędach innych włodarzy, a nie o własnych sukcesach. Tyle że

Warszawa nie nadaje się na centralny projekt, to będzie bardzo trudne. Poza tym PO nie może się przedstawiać jako partia wielkich miast, bo to jest dla niej poważne zagrożenie. Przypomnę, że 4/5 głosujących Polaków żyje poza dużymi aglomeracjami.

PiS będzie chciał teraz “przykręcić śrubę”, czy trochę odpuścić i na przykład wykonać orzeczenie TSUE w sprawie Sądu Najwyższego?
Może starać się być miły, ale to tej partii wychodzi tylko przez chwilę. Na pewno są w niej tacy, którzy będą chcieli złagodzenia kursu i oni dostali do ręki poważne argumenty. Ale z drugiej strony przejęcie niektórych województw może być też impulsem myślenia, że jednak opłacało się grać twardo. Myślę, że przez jakiś czas będzie trwało przeciąganie liny między zwolennikami tych strategii. Nie jestem w stanie zawyrokować, jak to się może skończy.

Gołym okiem jednak widać, że ci, którzy aspirują do roli “dobrego gliny”, są słabsi i mniej konsekwentni, często kończy się tylko na deklaracjach.

Pozycja “twarzy” kampanii wyborczej samorządowymi, czyli Mateusza Morawieckiego, jest zagrożona?
Wydaje mi się, że nie. Pierwsze emocje opadły, PiS dostał “nagrody pocieszenia” w postaci kilku województw. Poza tym nie ma nikogo, kto mógłby go zastąpić. Możliwe są co prawda głupie posunięcia, ale sam Jarosław Kaczyński nie jest już chyba w stanie zostać premierem.


Zdjęcie główne: Jarosław Flis, Fot. Flickr/PO, licencja Creative Commons

Reklama