Jeśli dzisiaj ktoś, a był dzisiaj taki jeden, opowiada o czymś strasznym, czyli o 17 mln zarobionych przez jakichś 40 naszych radnych — ja oczywiście sprawdzę tę sprawę, nie lekceważę tego w żadnym wypadku, w ciągu dwóch lat zdaje się, to w porównaniu z tym rabunkiem, na który oni się zgadzali — to jakby porównać Giewont z główką od szpilki. Nawet gdyby przyjąć, że te ich zarobki były nielegalne. Tego ja nie wiem, ale na chwilę teoretycznie to przyjmuję, choć sądzę, że były legalne, chociaż być może były nadmierne – powiedział prezes Jarosław Kaczyński.
Kluczowe dla Donalda Tuska słowa to “oczywiście sprawdzę tę sprawę” i “chociaż być może były (zarobki) nadmierne”. Te kilka wyrazów to broń do grillowania prezesa i Prawa i Sprawiedliwości. Kaczyński takimi twierdzeniami nie zamknął sprawy tylko ją otworzył. To pozwala Platformie na zadawanie co jakiś czas pytań – jak panie Jarosławie idzie sprawdzanie pazerności działaczy?
Prezes PiS wszedł w temat całkowicie nieporęczny i kłopotliwy. Jeżeli przypomnimy sobie, jak była realizowana PiS-owska uchwała o walce z nepotyzmem w partyjnych szeregach, to mamy gotowy przepis na katastrofę.
Źródło: Onet.pl