Rafał Trzaskowski musi na ostatniej prostej kampanii wyborczej przedstawić własne 500 plus. Musi to być 500 plus motywacyjne zamiast demotywacyjnego. Nagradzające za pracę zamiast za odejście z rynku pracy. Nagradzające za podjęcie biznesowego ryzyka w przejrzystym otoczeniu prawnym, a nie za korupcję, partyjną lojalność, nepotyzm albo za przylepienie się do prawicowego ministra na narciarskim stoku – pisze Cezary Michalski
Jedynym błędem dotychczasowej kampanii Rafała Trzaskowskiego była defensywność w stosunku do PiS-owskiego programu 500 plus (i całej reszty „darów” przekładanych z jednej kieszeni Polaków do drugiej przez Kaczyńskiego i jego licznych partyjnych towarzyszy, którzy w trakcie tego przekładania pobierają jeszcze sowitą „rentę władzy” dla siebie, swoich rodzin, a nawet swoich instruktorów narciarskich). Defensywność w tym właśnie obszarze zaowocowała także jedynym konkretnym i bardzo poważnym potknięciem Trzaskowskiego, jakim była sprawa jego głosowania nad wysokością wieku emerytalnego.
Hasło „nic, co dane, nie będzie odebrane” powtarzane od paru lat w każdej kampanii PO i KO nie jest błędem samo w sobie, było konieczne wobec politycznej skuteczności, z jaką Kaczyński zastosował metodę kupowania głosów za wszystkie rezerwy polskiego państwa wypracowane przez pokolenie rodziców i dziadków
dla pokolenia dzieci i wnuków, które teraz znikają w czarnej dziurze PiS-wskiego socjalu. Zostały bowiem użyte do kupowania sobie władzy przez powszechnie nielubianego Jarosława Kaczyńskiego (Kaczyński znów, jak w 2015 roku, na ostatniej prostej „zniknął” z kampanii Dudy, bo jego wizerunek nawet w oczach prawicowego elektoratu był zbyt ostrą i bolesną drzazgą wbitą w obłe oblicze prezydenta).
A ponieważ Kaczyński pozostanie politykiem powszechnie nielubianym, więc do końca swego politycznego życia, w każdej kampanii wyborczej, będzie musiał sobie władzę i zwycięstwo kupować płacąc rezerwami polskiego państwa tak długo, aż się te rezerwy wyczerpią.
Owo powtarzanie przez kolejnych liderów i kandydatów PO i KO „nic, co dane, nie będzie odebrane” było zatem koniecznym momentem głębokiej defensywy. Jednak każda chwila meczu wykorzystana na głęboką defensywę jest chwilą straconą, jeśli zespół rozpoczynający grę w wymuszonej obronie nie potrafi wyprowadzić kontry, a później samemu przejść do ataku.
Motywacja i rozwój
Rafał Trzaskowski zamiast się tłumaczyć, że nie odbierze tego, co „dało” PiS, musi w końcówce kampanii powiedzieć głośno i wyraźnie, co on sam i jego obóz ma do zaproponowania Polakom. Musi przedstawić własne 500 plus. Tyle tylko, że musi to być 500 plus motywacyjne zamiast demotywacyjnego. Nagradzające za pracę zamiast za odejście z rynku pracy. Nagradzające za podjęcie biznesowego ryzyka w przejrzystym otoczeniu prawnym, a nie za korupcję, partyjną lojalność, nepotyzm albo za przylepienie się do prawicowego ministra na narciarskim stoku.
Szeroki obóz stojący za Rafałem Trzaskowskim, działacze samorządowi, politycy demokratycznego i liberalnego centrum (sięgający od konserwatywnych liberałów w rodzaju Ujazdowskiego i Kowala po socjaldemokratów w rodzaju Nowackiej i Jońskiego) ma w swoim programie wszystkie elementy składowe takiego motywacyjnego i prorozwojowego 500 plus.
Są one obecne w programie edukacyjnym Koalicji adresowanym do uczniów, nauczycieli, rodziców. Są obecne w programie wspomagania polskiego biznesu i w programie na rzecz łatwiejszego i tańszego zatrudnienia. Są w tym programie wszystkie instrumenty mające zwiększyć równość szans edukacyjnego startu naszych dzieci. Trzeba tylko (cha! – „tylko”) wszystkie te elementy połączyć i nazwać.
500 plus obozu liberalnego musi oznaczać motywację do nauki, pracy, biznesowego ryzyka wszędzie tam, gdzie „dary” Kaczyńskiego (a więc i Dudy) są najbardziej ordynarnymi demotywatorami – wypychającymi z rynku pracy, demotywującymi do nauki, oduczającymi biznesowego ryzyka. Skoro PiS-owskie państwo znowu stało się tatą, a obywatele znów stali się dziećmi, które pod koniec każdego miesiąca czekają na kolejne „prezenty”. Coraz bardziej denerwując się tylko, że te „prezenty” przychodzą coraz później i rzadziej. I mają coraz mniejszą realną wartość.
To już nie guma balonowa z Kaczorem Donaldem, ale tania jarmarczna podróba, w dodatku lekko po drodze przeżuta przez Morawieckiego, Szumowskiego, Czarneckiego, Waszczykowskiego, ich żony, dzieci i dalszych krewnych (tak, wiem, że to niesmaczne).
500 plus Rafała Trzaskowskiego powinno trafiać do przedsiębiorców podejmujących biznesowe ryzyko w przejrzystym otoczeniu prawnym. 500 plus Rafała Trzaskowskiego powinno trafiać do pracowników budujących swoje kwalifikacje. 500 plus Rafała Trzaskowskiego powinno trafiać do ciężej pracujących i lepiej uczących się dzieci (stypendia łączące motywację do nauki z wyrównywaniem szans, czyli przy ich przyznawaniu łączące w odpowiednich proporcjach kryterium ocen z kryterium prawdziwych dochodów rodziców). 500 plus Rafała Trzaskowskiego powinno trafiać do najlepszych absolwentów polskich uczelni, aby – tak jak w działającym w różnej formie w wielu krajach Europy Zachodniej programie „teach first” – dostawali naprawdę sowite wynagrodzenie za przepracowanie pierwszych kilku lat w szkole. Także później mając perspektywę nauczycielskich zarobków pozwalających być dumnym z zawodu nauczyciela także w wymiarze materialnym.
Skąd wziąć pieniądze
Na pytanie, skąd wziąć pieniądze na swoje 500 plus Kaczyński odpowiadał – i do tej pory odpowiada – wystarczy zabrać „złodziejom”. Jak zwykle kłamał i kłamie, bo na finansowanie swoich „darów” wykorzystał wszystkie rezerwy polskiego państwa wypracowane przez co najmniej dwa pokolenia Polaków. A jego własna formacja okazała się największymi „złodziejami” w historii III RP, najbardziej ostentacyjnie eksploatując polską gospodarkę i państwo. Rafał Trzaskowski na pytanie o źródła finansowania motywacyjnego 500 plus będzie mógł odpowiedzieć łatwiej i bardziej zgodnie z prawdą. Bowiem to nie socjal, ale nauka jest źródłem bogactwa narodów. Praca jest źródłem bogactwa narodów.
Ryzyko biznesowe w przejrzystym otoczeniu prawnym jest źródłem bogactwa narodów. Podczas gdy zorganizowana partyjna korupcja, nepotyzm czy odejście z rynku pracy i pozostawanie na łasce populistycznych rządów i ich „darów” – to jest zawsze najpierw wyjadanie rezerw, a później wyjadanie resztek.
Także obóz polityczny budujący Unię Europejską, uczestniczący w jej wszystkich prorozwojowych politykach, będzie mógł dla Polski wywalczyć większe transfery finansowe wynikające z naszego członkostwa w UE, niż obóz PiS-owski, który Unię Europejską niszczy wraz z Putinem, Salvinim, AFD, Die Linke i Żółtymi Kamizelkami (celowo wymieniam populistów prawicowych i lewicowych, którzy tak samo są przeciwnikami politycznymi demokratycznego Zachodu, a nie jego obrońcami i reformatorami – jak chadecka, socjaldemokracja, Zieloni). A później wykorzystuje nieudaną żebraninę Morawieckiego jako kolejny argument na rzecz polexitu.
Motywacyjne 500 plus pozwoli polskiemu biznesowi i polskim pracownikom biec szybciej, niż worek węgla czy worek kamieni PiS-owskiego socjalu, z jakim będą biegać pod rządami Kaczyńskiego, Morawieckiego i Dudy.
To jest konieczne zarówno dla wygranej Rafała Trzaskowskiego na ostatniej prostej prezydenckiego wyścigu, jak też dla powodzenia politycznej reprezentacji polskich demokratów we wszystkich następnych wyborach. Inaczej populizm zniszczy nie tylko polityczne centrum, ale zniszczy Polskę. A kolejne pokolenia polskich wyborców nauczą się – jak w Wenezueli czy Argentynie – wystawiać rękę do państwa, pytając tylko z mniejszą lub większą wściekłością i rozczarowaniem, czemu „dary” już się kończą, albo czemu „dary” nie mają już takiej wartości jak kiedyś.
Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”
Zdjęcie główne: Rafał Trzaskowski, Fot. Flickr/PO