Jeden z niezależnych senatorów stwierdził, że chce zostać wicemarszałkiem, zaszantażował nawet przed głosowaniem, że nie wejdzie na salę, ale wszystko w końcu dobrze się skończyło – mówi nam o kulisach wyboru marszałka Senatu wicemarszałek z Koalicji Obywatelskiej Bogdan Borusewicz. – Najpierw ja byłem kandydatem na marszałka, ale PSL stwierdził, że jestem zbyt „platformiany” i nie chcę dopuścić do prowadzenia kampanii prezydenckiej PSL. W związku z tym zaproponowaliśmy inną kandydaturę – opowiada. Rozmawiamy nie tylko o Senacie i jego roli. Pytamy też o Mariana Banasia i o kandydata KO w wyborach prezydenckich. – Popierałem Donalda Tuska, bo uważałem, że będzie dobrym kandydatem. W sytuacji, kiedy się wycofał – jego decyzja – poprę Małgorzatę Kidawę-Błońską, bo uważam, że to dobry kandydat. Kandydat środka – podkreśla

JUSTYNA KOĆ: Jakie emocje towarzyszyły wyborowi marszałka Senatu? Do ostatniej chwili senatorowie opozycji nie byli pewni wygranej?

BOGDAN BORUSEWICZ: PiS prowadził grę, która miała doprowadzić do utraty zaufania wszystkich do wszystkich. Ukazywały się nawet kompletnie nieprawdziwe informacje w Internecie, powołujące się na TVN24, że część senatorów PO przeszła do PiS-u, w tym jeden senator poprzedniej kadencji, który w ogóle nie kandydował, a ja miałem w akcie protestu zrezygnować z mandatu senatorskiego. Gdy to przeczytałem, wiedziałem, że to kłamstwo, ale inni, którzy nie znali sytuacji i wiedzieli tylko, że jest zmiana kandydata, mogli pomyśleć, że coś jest na rzeczy. Także oświadczenia marszałka Karczewskiego, który mówił, że PiS ma potrzebną większość, aby ponownie został marszałkiem, miały powodować nacisk psychologiczny. To trochę była taka wojna psychologiczna o Senat. Do tego kwestionowanie wyniku wyborów w 6 okręgach, gdzie wygrali senatorowie opozycji… To wszystko było niepokojące i

była nerwowa atmosfera do ostatniej chwili.

Dodatkowo była normalna gra senatorów po stronie opozycji, gdzie jeden z niezależnych senatorów stwierdził, że chce zostać wicemarszałkiem, zaszantażował nawet przed głosowaniem, że nie wejdzie na salę, ale wszystko w końcu dobrze się skończyło. Sam uznałem wtedy, że trzeba powiedzieć w końcu „sprawdzam” i dążyłem do głosowania, bo nie można było dłużej czekać i trwać w tych wszystkich spekulacjach.

Reklama

Po przegranej PiS-u i wyborze Tomasza Grodzkiego na marszałka to napięcie opadło i okazało się, że z PiS-em można rozmawiać.

Wybór wicemarszałków już był łatwiejszy?
Ważne było oczywiście, aby każdy klub senacki miał swojego przedstawiciela w prezydium Senatu, co wcale nie było łatwe, bo część moich kolegów nie chciała głosować na marszałka Karczewskiego. Ja zadeklarowałem, że poprę tę kandydaturę, udało mi się nawet przekonać znaczącą część senatorów i w efekcie Stanisław Karczewski otrzymał 82 głosy. Ja otrzymałem 90 głosów.

Opór PiS-u w Senacie został złamany i to ugrupowanie, które uważało, że wszystko może, musiało się zgodzić na porozumienie.

W środę to porozumienie było dalej kontynuowane, ponieważ w ramach dalszych negocjacji ustaliliśmy podział komisji – PiS dostał 6. Udało się to bez konfliktu i większych awantur, głosowaliśmy wszyscy zgodnie, wybraliśmy wszystkich przewodniczących komisji, w głosowaniach otrzymywali powyżej 80 głosów na 100. Uważam to za sukces.

Sam wybór Tomasza Grodzkiego na kandydata nie był łatwy. Początkowo pan miał zostać marszałkiem. Co się stało?
Najpierw ja byłem kandydatem na marszałka, ale PSL stwierdził, że jestem zbyt „platformiany” i nie chcę dopuścić do prowadzenia kampanii prezydenckiej PSL. W związku z tym zaproponowaliśmy inną kandydaturę. Szczerze powiem, że było ich kilka, ale

w końcu zaproponowaliśmy kandydaturę senatora Grodzkiego. Moim zdaniem to bardzo dobra propozycja. Jestem pewien, że się sprawdzi: jest koncyliacyjny i zdecydowany jednocześnie. To człowiek dialogu, ma doświadczenie polityczne, jest dynamiczny, a to też jest istotne.

W czwartek zamierza zrobić następny krok – przygotowuje się do nagrania orędzia, które TVP musi wyemitować. To już jest wyjście „na zewnątrz” i pokazanie, że Senat jest inny, że będzie dobrze pracować nad ustawami i tworzonym prawem. To, co się dzieje w Senacie, już ma wpływ na to, co dzieje się także w Sejmie. Także tam PiS musi się bardziej układać ze względu na Senat i wygląda na to, że tam też będzie kompromis, jeżeli chodzi o komisje. A dodatkowo większość będzie musiała robić dobre ustawy. Nie będzie mógł rząd PiS przepychać fatalnych ustaw „kolanem”, a tak było przez całą zeszłą kadencję. Przecież doszło do tego, że głosowaliśmy w wigilię Bożego Narodzenia, głosowaliśmy też w sylwestra w nocy. Oczywiście

Senat nie będzie żadnym „hamulcowym”, tylko miejscem spokojnej merytorycznej dyskusji, ale jeżeli będzie próba przepychania ustaw z pogwałceniem zasad demokracji, to Senat na to nie pozwoli.

Wicemarszałek Karczewski mówił ostatnio, że mu przykro, bo w Senacie był dialog i nikt nikomu mikrofonu nie wyłączał, a opozycja nie była kneblowana. Jak pan to skomentuje?
Obserwowałem ten „dialog” przez ostatnie 4 lata i nie chcę do tego wracać, ale przecież jest cała dokumentacja na ten temat. Czy naprawdę pan marszałek zapomniał, że ustawy dotyczące wymiaru sprawiedliwości przepychano w ciągu 12 godzin? A ustawa o IPN, która doprowadziła do kryzysu w stosunkach z Izraelem, i do tego jeszcze konflikt z USA? Sam osobiście mówiłem i przestrzegałem, do czego to może doprowadzić. Przecież

przez dobre pół roku nie byłem dopuszczany do prowadzenia obrad za gest w stosunku do odchodzącego prezesa TK. To była dziwna, nieregulaminowa kara.

Dużo można by tu mówić. Niestety, to wszystko doprowadziło do tego, że Senat stał się izbą schyłkową. Wielu się zastanawiało, po co w ogóle Senat. Teraz jego rola wzrośnie, ale przede wszystkim będzie spełniał swoje zadanie – tworzenie dobrego prawa.

Marszałek Grodzki rozważa wezwanie szefa NIK-u Mariana Banasia przed komisję senacką. To dobry pomysł?
To dobry pomysł, bo pewne sytuacje trzeba przecinać. Jeżeli partia rządząca nie jest w stanie tego zrobić, to musi to uczynić Senat. My mamy do tego prawo, bo prezes NIK-u został wybrany przez większość sejmową, ale za zgodą Senatu. Pamiętam tamto głosowanie; nagle z niewiadomych przyczyn Senat głosował dopiero miesiąc po Sejmie. Początkowo chciano to zrobić dzień po dniu. Już wtedy musiały być zatem sygnały, że coś jest na rzeczy.

Senat ma prawo zapytać, co się dzieje i jak ta sytuacja zostanie rozwiązana.

Senat ma też inicjatywę ustawodawczą.
Tak i już pierwsza jest – senatora Borowskiego, dotycząca zaniżonych emerytur kobiet urodzonych w 1953 roku. To niesprawiedliwa sytuacja i chcemy ją zlikwidować.

Kto zostanie kandydatem na prezydenta KO? Czy będzie to Małgorzata Kidawa-Błońska?
Popierałem Donalda Tuska, bo uważałem, że będzie dobrym kandydatem. W sytuacji kiedy się wycofał – jego decyzja – poprę Małgorzatę Kidawę-Błońską, bo uważam, że to dobry kandydat. Kandydat środka.

A nie żal panu, że to Tomasz Grodzki, a nie pan został marszałkiem Senatu?
Nie, chociaż to nie była sytuacja, która mnie zachwyciła, gdy okazało się, że jest sprzeciw wobec mojej kandydatury, ale nie przedkładam swoich osobistych ambicji nad dobrem wspólnym. A

dobro wspólne oznaczało większość opozycji w Senacie, aby przełamać pasmo zwycięstw PiS-u. To się udało.

Byłem marszałkiem przez trzy kadencje. Znałem dobrze senatora Grodzkiego, współpracowaliśmy, był bardzo aktywny, miał własne pomysły, inwencję. Uważałem, że Tomasz Grodzki jest dobrym kandydatem. Jestem zadowolony, że to on został marszałkiem i będę go wspierał. Sytuacja jest jasna: on jest marszałkiem, ja wicemarszałkiem i działamy wspólnie.


Zdjęcie główne: Bogdan Borusewicz, Fot. Flickr/Kancelaria Senatu/Michał Józefaciuk, licencja Creative Commons

Reklama