Premier Szydło została przewieziona do szpitala wojskowego w Warszawie po tym, jak jej limuzyna uderzyła w drzewo. Kierowca, chcąc uniknąć zderzenia z nadjeżdżającym fiatem, odbił w lewo. Rzecznik rządu kilkadziesiąt minut po wypadku powiedział, że stan premier jest stabilny. Szefowa rządu jest poobijana, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, premier miała zapięte pasy. Do zdarzenia doszło przed godziną 19.00 w okolicach Oświęcimia.

To już kolejne zdarzenie z udziałem kolumny rządowej od czasów, kiedy rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Najpierw na autostradzie doszło do wypadku z prezydentem Dudą, potem minister Gowin jechał z dziurawą opona. Kilkanaście dni temu minister Macierewicz staranował pojazdy stojące na światłach, bo kolumna, w której jechał, nie zdążyła wyhamować. Teraz premier Szydło w drodze do domu ulega wypadkowi. Jeżeli dołożymy do tego zwolnienia i odejścia w Biurze Ochrony Rządu, wojsku, policji, to pojawia się obawa o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie. Wątpliwości budzi też nonszalancja, z jaką rządzący podchodzą do procedur. Właśnie o procedury bezpieczeństwa zapytaliśmy Jerzego Dziewulskiego, eksperta ds. bezpieczeństwa, szefa ochrony za czasów prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Justyna Koć: Kolejny wypadek, zderzenie kolumny rządowej w ciągu kilkunastu miesięcy, to może budzić wątpliwości. Co się dzieje z ochroną polskich VIP-ów?
Jerzy Dziewulski:
Wypadek ministra Macierewicza nie obciąża BOR-u, natomiast bezwzględnie widać problem. Uważam, że trzeba się przyjrzeć zmianom, jakie zaszły w Biurze Ochrony Rządu, przetasowaniom, odejściom i zwolnieniom, jakie nastąpiły. Gdzie są kierowcy, którzy mają doświadczenie, którzy wiedzą, jak jeździć, mają doświadczenie, których ja pamiętam jeszcze z czasów, kiedy pracowałem z Aleksandrem Kwaśniewskim. Zdumiewa mnie służalczość ochrony za rządów PiS. To było widać już m.in. przy pierwszej wizycie prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji. Doszło tam do nieprawdopodobnej sytuacji, gdzie prezydent został sam. To nie mogło i nie powinno mieć miejsca, ale ta usłużność, to przytakiwanie, ten brak możliwości przeciwstawienia się takim sytuacjom są znamienne. Ja nie twierdzę, że za ten wypadek ponosi odpowiedzialność kierowca fiata. Mam sporo wątpliwości. Jeżeli zachowane zostały wszelkie procedury, parametry z jazdą kolumny, to bez wątpienia odpowiedzialność leży po jego stronie.

Już wiemy, że są co do tego wątpliwości. Świadkowie mówią, że nie było sygnałów dźwiękowych.
Jeżeli to prawda, to brak tych sygnałów nie daje kolumnie uprawnień do poruszania się jako pojazdom uprzywilejowanym. Ale nawet jeżeli były sygnały dźwiękowe i świetlne, ale światło było tylko niebieskie, to także nie daje uprawnień, aby rygorystycznie stosować zasadę, że jedzie kolumna pojazdów, w którą żaden z kierowców nie może wjechać. To jest do wyjaśnienia.

Reklama

Moim zdaniem, niezależnie od sygnałów świetlnych i dźwiękowych, reakcja kierowcy pani premier była wątpliwa. Jeżeli nawet ktoś próbował wjechać między samochód pani premier a ochrony, to kierowca nie powinien odbijać i wpadać na drzewo, tylko, niestety, próbować odepchnąć samochód lub wręcz staranować. Wiem, że używam słów mocnych, ale takie są zasady ochrony. Samochody, które można podejrzewać, że mogą być zagrożeniem dla VIP-ów, można taranować samochodem ochrony lub głównym, aby nie dopuścić do bezpośredniego kontaktu, czyli zagrożenia życia premiera.

Tu sytuacja była inna, samochód, który zajeżdża drogę, ten mały fiacik, jest zaledwie trochę uszkodzony, a samochód pani premier uderza w drzewo. Moim zdaniem, kierowca po prostu spanikował, a to niedopuszczalne.

To rodzi kolejne wątpliwości co do jakości ochrony pani premier. Kto w takim razie dba o te procedury? Kto jeździ z panią premier?
To jest pytanie zasadnicze. Gdyby kierowca wiedział, jak się zachować, to na pewno nie dopuściłby do sytuacji, która miała miejsce. Ten kierowca stworzył zagrożenie. Kto tam teraz jeździ, teraz nie wiem.

A kto powinien, według procedur?
Powinni jeździć ludzie doświadczeni, z długoletnim stażem, wytrenowani, przygotowani. Tu tego nie było widać.

Były minister sprawiedliwości Borys Budka w gabinecie cieni PO odpowiada za MSWiA. Pytamy, co się dzieje w rządzie PiS, że dochodzi do tylu zdarzeń i dlaczego przez 8 lat rządów PO i PSL takie wypadki nie miały miejsca.

Justyna Koć: Czwarty wypadek rządowych samochodów w ciągu kilkunastu miesięcy. To nasuwa wnioski, że coś jest nie tak. Zawodzą procedury?
Borys Budka:
To pokazuje, że państwo PiS nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa najważniejszym osobom w państwie. Pamiętajmy, że mieliśmy wypadek prezydenta, pani premier, ministra obrony narodowej i wicepremiera Gowina, który jechał wiele kilometrów na dziurawiej oponie. To pokazuje, że, niestety, ale bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie jest narażone na szwank. Należy jak najszybciej wyjaśnić, dlaczego. Czy zawodzą procedury, czy ludzie, tym bardziej, że mamy duże wątpliwości co do odwołania szefa BOR-u. Przypomnę, że został odwołany i nie wiemy, czym to zostało podyktowane, obecnie BOR nie ma szefa. Opinia publiczna powinna wiedzieć, dlaczego. Myślę, że pani premier, jak dojdzie do zdrowia, to wyciągnie konsekwencje. Nie może być tak, że amatorzy zajmują się ochroną najważniejszych osób w państwie. Tego typu sprawy nie mogą być pozostawione amatorom. Tu nie może być już mowy o przypadku, ewidentnie coś zawodzi. Zawodzą ludzie albo procedury.

Nie przypominam sobie, aby za rządów PO-PSL były takie zdarzenia. Od czasów, gdy mamy rząd PiS, mamy już 2 limuzyny do kasacji! Tu nie chodzi nawet o pieniądze, ale o utratę życia premiera, nieważne, z jakiej partii, możemy się lubić lub nie, ale państwo, które nie potrafi zabezpieczyć najważniejszych oficjeli, nie funkcjonuje. Mam obawy, że państwo PiS już nawet teoretycznie nie może funkcjonować. W przypadku pana Macierewicza, gdzie nie przestrzegano przepisów ruchu drogowego, należy wyjaśnić, czyja to była wina. Mam nadzieję, że nie będzie obarczania winą tylko kierowcy, który wyjechał.

Jak słyszę komentarze dziennikarzy Telewizji Republika, to to zaczyna być jakaś paranoja. Amatorzy rządzą krajem, zajmują najważniejsze funkcje w państwie, a później próbują dopasować ideologię, ja czekam, kiedy wpadną na pomysł, że to był zamach. To już nie jest śmieszne, to zaczyna być tragifarsą.

Jest pan w gabinecie cieni ministrem MSWiA, wiemy, że minister Błaszczak, czyli szef tego samego resortu, już po podaniu informacji o zdarzeniu udał się na miesięcznicę przed Pałac Prezydencki. Jak ocenia pan takie zachowanie ministra?
Dla mnie to wyjątkowo nieprofesjonalne zachowanie i z ludzkiego punktu widzenia nie do pomyślenia. Ja na miejscu pana Błaszczaka już dawno byłbym w Oświęcimiu na miejscu wypadku. Nadzorowałbym osobiście dalsze prace. Jest pewna hierarchia wartości. Jeżeli premier ulega wypadkowi, poważnemu, bo jest transportowana śmigłowcem do Warszawy, to minister powinien niezwłocznie się tam udać. A tymczasem, co robi minister Błaszczak? Pokazuje, że dla niego najważniejszy jest prezes Kaczyński i to, co dzieje się na Krakowskim Przedmieściu. To kompromitacja nie tylko jako ministra, to pokazuje też, że tam nie istnieje drużyna, a jakiś zbiór osób przy prezesie. Nie wyobrażam sobie, żebym w takiej sytuacji uczestniczył w partyjnym spotkaniu zamiast jechać na miejsce wypadku.

Czy jako opozycja będziecie próbować wyjaśniać, co się dzieje z bezpieczeństwem VIP-ów?
Oczywiście, już w poniedziałek będziemy w Sejmie próbować wyjaśniać sytuację. Takie zdarzenia nie powinny mieć miejsca. Dla nas ta sprawa ma charakter ponadpolityczny, bo chodzi o bezpieczeństwo premiera, prezydenta, ministrów, w związku z czym będziemy domagać się natychmiastowych wyjaśnień.

Może to po protu nieszczęśliwy zbieg okoliczności?
Widzimy to w policji, w wojsku, widzimy to w BOR, że są pewne sprawy, które są oddawane w ręce amatorów. Politycy nie mogą decydować, kto ich chroni w sensie osobowym, kto im się podoba, a kto nie. To, niestety, konsekwencje, że ten, kto chronił poprzednią ekipę, jest odsuwany od tych najważniejszych spraw. Proszę zauważyć, że na tę skalę nie było zdarzeń przez 8 lat rządów PO i PSL. Teraz nie ma tygodnia, żebyśmy nie słyszeli o kolejnych kłopotach tego typu. Proszę zwrócić też uwagę na przypadek Antoniego Macierewicza, dzieje się wypadek, są pokrzywdzone ofiary, Macierewicz przesiada się do innego samochodu i odjeżdża nawet, nie pytając o stan innych uczestników zdarzenia, i kilka dni później media donoszą o kolejnej szarży Macierewicza po buspasach w mieście. Czyli nawet nie potrafi wyciągać wniosków i uczyć się na własnych błędach.

Przecież są konkretne procedury, tu nie trzeba odkrywać Ameryki na nowo, wystarczy ich przestrzegać.
Oczywiście, są procedury mówiące nawet dokładnie, kiedy i w jaki sposób kolumna może przejechać przez skrzyżowanie. Skrzyżowanie musi być zabezpieczone, dlatego musimy to dokładnie wyjaśnić.


pap-malyZdjęcie główne: PAP/Andrzej Grygiel

Reklama

Comments are closed.