– Wy nie informujecie, wy walczycie z rządem. Niektórzy z was to brudne, antysłowackie prostytutki – powiedział do dziennikarzy premier Słowacji Robert Fico. Czy gdyby nie słowo “antysłowackie”, nie dalibyście się zmylić, że te słowa padły u nas?
Po tych słowach zawrzało. W skrócie: premier twierdzi, że słowackie media za bardzo krytykują rząd. Czemu? Bo dziennikarze śmieli spytać, czy to prawda, że przy okazji przejęcia przez Słowację prezydencji w UE miały miejsce nieprawidłowości finansowe. Korupcja wciąż jest problemem i tabu na Słowacji. W odpowiedzi premier obraża dziennikarzy. Nie pierwszy raz, robi to od lat.
Obraża. Tak, to okropne. Ale on ich obraża. Nie zwalnia, nie grozi im, nie zamyka im miejsc pracy. A jego słowa nie przeszły bez echa.
Natychmiast przypomniała mi się rozmowa Karoliny Lewickiej z Piotrem Glińskim. Tak oburzonym, że śmie mu zadawać pytania, że jeszcze na wizji zagroził jej zwolnieniem z telewizji. Natychmiast przypominają się słowa z kampanii wyborczej, w której po nazwiskach wymieniano, że Tadla, Kraśko i inni będą zwolnieni. Ale to jednak nie tak…
Jest takie radio, które nazywa się Rádio Slovensko. Niewtajemniczonym wyjaśnię, że to największe publiczne radio na Słowacji, taka ich Jedynka. I to jest to radio, którego na co dzień słucham – cały czas, od rana do nocy, od kilku lat. W południe w sobotę krzątając się po domu usłyszałam, że gościem w studiu jest premier Robert Fico. Zaproszono go do publicznego radia na godzinną rozmowę. Rozmowy z politykami są tam naprawdę świetne – na poziomie, bez strachu, bez sztucznej grzeczności, bardzo konkretne. Jakież było moje zdziwienie, gdy tym razem usłyszałam to, co usłyszałam. Po ogólnym pytaniu o reakcję na śmierć Fidela Castro, dziennikarz przeszedł do ataku. Zapytał o wspomniane wyżej malwersacje finansowe. Zaczęli się kłócić. Premier zmieniał temat, dziennikarz wracał do pytania, przekrzykiwali się; znamy to. Słuchałam i z każdą minutą byłam bardziej zdziwiona. Usiadłam i zaczęłam słuchać uważniej. To nie była miła rozmowa.
W końcu, po 40 minutach, dochodzimy do momentu, gdy premier krzyczy na dziennikarza, że ten nie pyta o to, jak wspaniale idzie Słowacji przewodnictwo w UE, nie pozwala wygadać się, jaki to wielki sukces kraju i nie chwali władzy za wspaniałe osiągnięcie – premier Fico jest oburzony.
Jak wiemy, sam fakt, że kraj przejął przewodnictwo, to osiągnięcie niewielkie – każdy kraj wspólnoty co jakiś czas ma je przez pół roku. A sukces prezydencji jest o tyle wątpliwy, że – czy ktoś z państwa o niej w ogóle wie? Raczej Słowacja tym nie zaistniała, choć premier jest innego zdania. Że dziennikarz nie klepie premiera po plecach, to bardzo dobrze. Że premier tego właśnie oczekuje? Skądś to znamy.
Słyszycie państwo w uszach naszych polityków? “Proszę mi nie przerywać!”, “Dlaczego nie zapyta pan o to?!”, “To jest nasz wielki sukces!” – pewnie mają to politycy w większości krajów. Coś jednak mają innego – nie postanawiają w związku z tym zatrudniać “dziennikarzy”, którzy będą po ich myśli.
Słuchałam więc tej rozmowy i się martwiłam. Podświadomie martwiłam się o los pytającego dziennikarza. Oczywiście – miał prawo atakować rządzącego. Wręcz wspaniale, że pytał, nie zajmował się chwaleniem i przytakiwaniem. Ale w tym, co usłyszałam, było coś kompletnie nowego – odwaga.
Premier powtórzył i podtrzymał swoje słowa – te o prostytutkach. Wymienił różne słowackie media, w których pracują dziennikarze, do których jego zdaniem określenie to pasuje. Wśród tych mediów wymienił publiczną telewizję i publiczne radio – w którym właśnie siedział. A do dziennikarza, który pytał, co najmniej kilka razy powiedział: “pan mnie atakuje, bo jest pan opozycyjnym dziennikarzem”.
I wiecie co jest najgorsze? Przerażające po prostu? Że pomyślałam: “Jak ja mu zazdroszczę!”. Jak ja im zazdroszczę!
To oczywiście straszne, że dla Fico ten dziennikarz jest opozycyjny – dla mnie to po prostu dziennikarz, który pyta, także o kwestie niewygodne dla władzy. Na tym polega ta praca. Ale dla premiera oznacza to bycie w opozycji, co dla nas nie jest niczym nowym. Słyszę w uszach: “sprzyjaliście tamtej władzy”, “popieraliście PO”, “krytykujecie, bo odsunęliśmy was od stołków” – takie podejście znamy. Ale nie znamy dalszego ciągu.
Ten dziennikarz jest dziennikarzem tego radia. Niezależnie od władzy. Był przed wyborami, jest po wyborach, pewnie był też przed poprzednimi wyborami. Nie straci pracy, nie zwolnią go. Mimo słów premiera, mimo mojego podświadomego zmartwienia o jego los.
Nigdy, przenigdy nie słyszałam w Polskim Radiu takiej rozmowy. Żeby ktoś w taki sposób rozmawiał z premierem, którymkolwiek. Tylko że na początku roku na Słowacji były wybory, a dla mnie – słuchacza Radia Slovensko – nie zmieniło się nic. Przed wyborami, w czasie i po wyborach – te same głosy, takie same rozmowy, ten sam poziom. Żadnego przejęcia mediów, żadnych zmian personalnych, żadnego zmieniania dziennikarzy na takich, którzy będą chwalić rząd. I ja – zbierająca szczękę z podłogi, wtedy i dziś – to tak można? Da się?
Cham znajdzie się wszędzie. Ale widać Słowację też musimy gonić, bo i do niej nam daleko.
Kto z was wie coś o Słowacji? A mają tam naprawdę świetne radio, bardzo chciałabym w nim pracować.
Zdjęcie główne: siedziba słowackiego radia publicznego, Katarzyna Pilarska.