Wzmożone kontrole i wyczuwalne w powietrzu napięcie. Z tym zmagają się teraz organizacje pożytku publicznego. Pieniądze z 1 proc. na OPP przeznaczone na program 500 Plus? Mało kto powie to na głos, ale wielu się tego obawia. Ministerstwo zaprzecza, organizacje czekają.
Akcja 1 proc. na OPP ruszyła w Polsce w 2004 roku. Spoty, które ją reklamują, pewnie każdemu brzęczą w uszach. “Pozytek.gov.pl” powie z pamięci każdy, kto słucha na co dzień radia. Zrobiono bardzo wiele, by o akcji stało się głośno i by przekonać nas, społeczeństwo, do tego, by te pieniądze przekazywać.
– Te kwoty są co roku większe, w zeznaniach podatkowych z 2015 roku było to łącznie ponad 617 milionów złotych – mówi Piotr Szulczewski, analityk Bankier.pl, redaktor PIT.pl/VAT.pl. – Od 2004 roku, kiedy przekazywanie stało się możliwe, ta kwota urosła z 10 milionów zł do właśnie tych 617 milionów. Także ta kwota łączna, która może trafiać na cele dobroczynne, jest już naprawdę niesamowita – dodaje.
Organizacje pożytku publicznego to takie, które czynią dobro. Są nimi fundacje pomagające chorym dzieciom, schroniska dla zwierząt, stowarzyszenia dbające o ochronę środowiska, świetlice opiekujące się wykluczonymi społecznie itp. Ich ilość jest naprawdę duża – jest ich około 8 tysięcy. Każdy z nas widzi na początku roku tysiące plakatów, ogłoszeń, postów na Facebooku “pomóż, przekaż nam 1 proc.”.
– Kiedyś pozyskiwanie tych pieniędzy wydawało się trudniejsze, dlatego że mało osób było przekonanych do tego, żeby ten 1 proc. odpisywać, a Facebook co prawda był, ale mało osób z niego korzystało. Trudniej było dotrzeć z prośbą do innych ludzi niż nasi bliscy – opowiada znajoma, której mąż od wielu lat zmaga się z zanikiem mięśni. – Teraz jest natomiast tak, że zasięg Facebooka jest duży, ale też tych, którzy proszą o to, by ten 1 proc. przekazać właśnie im jest więcej. Kiedy Facebook nie był tak powszechny, zbieraliśmy na schodołaz, który kosztował wtedy 70 tysięcy zł. Uzbieraliśmy na niego, z 1 proc., w trzy lata. Teraz zdarza się, że z 1 proc. są 2 tysiące. W tym roku było niecałe 5 tysięcy – bardzo się ucieszyliśmy, bo na początku roku mąż miał operację, potem bardzo intensywną rehabilitację i pieniądze poszły na ten cel. Tu naprawdę liczy się każdy grosz – tłumaczy.
Wciąż są jednak tacy, którzy odpisywać nie chcą. – Nadal zdarza, że ktoś mówi “e, nie chce mi się” i tego 1 proc. nie odpisuje. Dostaję czasem takie wiadomości zwrotne i co prawda tłumaczę zawsze, że to łatwe, nic nie kosztuje, że może nam pomóc, ale nie zawsze udaje mi się takiego kogoś przekonać – mówi znajoma.
Często przez tych, którzy tych pieniędzy nie odpisują, używany jest argument małych kwot.
– Te osobowe wartości, które przekazujemy, to kwoty bardzo różne, bo zależą od indywidualnych zarobków i płaconych podatków – tłumaczy ekonomista. Jednak te małe kwoty, kiedy sumują się na koncie organizacji, dają często już sumy znaczące.
– Te sumy faktycznie są często coraz mniejsze, za to trafiają w więcej miejsc – mówi Ewa Wiśniewska z Fundacji Ostatnia Szansa. I dodaje: – Ale bez tej, nawet małej kwoty, byłoby jeszcze gorzej. Prowadzimy schronisko dla zwierząt i koszty są naprawdę duże, nawet 60 tysięcy zł miesięcznie. Ten 1 proc. ma dla nas znaczenie, każda kwota ma.
To zdanie powie każda organizacja i każdy człowiek, który z pomocy 1 proc. korzysta.
– Gdyby tych pieniędzy zabrakło oczywiście dalej staralibyśmy się pomagać, jednak byłoby to możliwe w bardzo ograniczonym zakresie – mówi Agnieszka Ciborowska, prezes zarządu fundacji Przytul Psa. – Pieniądze z 1% stanowią obecnie zdecydowaną większość pozyskiwanych przez nas środków i to właśnie one pozwalają nam pomagać na tak dużą skalę. Jeżeli możliwość zbierania 1% zostałaby zlikwidowana, nasza fundacja (jak również wiele innych) znalazłaby się w bardzo dramatycznej sytuacji, ponieważ nagle zabrakłoby pieniędzy na koszty związane z codziennym funkcjonowaniem.
Jak to działa? – W założeniu wszystkie podatki mają trafiać do wspólnego kosza, którym później dysponuje rząd. Wtedy to on decyduje, na co je przeznaczy i przekazuje pieniądze dalej – tłumaczy Piotr Szulczewski. – W tym przypadku jest inaczej, bo my sami, jako podatnicy, decydujemy, czy środki, które i tak trafiłyby do budżetu państwa, trafiać będą do tej czy do innej organizacji i czy wspomogą kogoś lub coś, na czym nam zależy.
Oswoiliśmy się z tym, doceniliśmy wartość i nie przyszło nam do głowy, że tę możliwość ktoś mógłby odebrać. Coraz częściej jednak słychać, że takie ryzyko istnieje.
Pierwszy raz usłyszałam to od znajomej pracującej w fundacji pomagającej chorującym na raka dzieciom. Trudno mi było w to uwierzyć, ale usłyszałam wyraźnie: boimy się co będzie, czy 1 proc. nie zostanie zniesiony, żeby były pieniądze na 500 Plus.
Zadzwoniłam do wielu miejsc. Ale ta obawa jest połączona także z obawą przed mówieniem.
– Dostałam taki sygnał, że organizacje obawiają się, że 1 proc. zostanie zlikwidowany, bo rząd będzie szukał oszczędności. Czy pani też się tego obawia? – pytam Ewę Wiśniewską.
– Tak, dlatego że do mnie także dotarły różne informacje. Są dziwne sytuacje, trwają też bardzo szczegółowe kontrole. Znajoma fundacja, nie wymienię nazwy, ale także zajmująca się zwierzętami – jedna z najlepszych i bardzo poważnych – przeszła coś, co było po prostu wiwisekcją. Inni zrobili we własnym domu coś w rodzaju hospicjum dla dużych psów – schorowanych, zaniedbanych, maltretowanych. Wiadomo, że jak psy śpią w domu, to brudzą koce, materace, ręczniki itd. Kupiono więc pralkę. I ten zakup pralki też został zakwestionowany, czy może nie została kupiona dla własnych celów. A pralek było tam trzy, na dwie osoby. W końcu jakoś to się rozwiązało, ale było to bardzo nieprzyjemne, bo weszli prawie jak z nakazem prokuratorskim i zrobili przeszukanie nieomal takie, że liczyli im bieliznę.
W samym fakcie przeprowadzania kontroli nie ma nic złego. Z badań opinii publicznej wynika, że chcemy mieć pewność, że organizacje wydają te środki zgodnie z przeznaczeniem. – Organizacje zdają bardzo szczegółowe raporty. Sprawozdania są budowane w określony sposób. Chodzi właśnie o to, by ta początkowa nieufność do przekazywania 1 proc. nie okazała się uzasadniona. Żeby obywatele czuli się pewnie, że pieniądze trafiają tam, gdzie miały i będą wydane we właściwy sposób – mówi analityk.
– To może dobrze, że są kontrole – dodaje znajoma. – Znam historie, że ktoś zbierał na swoje subkonto w jakiejś fundacji i fundacja mu tych pieniędzy nie wypłaciła, bo przeznaczyła je na inne swoje cele statutowe. Niestety, wszędzie zdarzają się ludzie nieuczciwi – dodaje.
Kwestia tylko, co jest sprawdzane, co podważane. W jednej z fundacji stwierdzono, że kupiono za dużo siana dla koni. W innej, że za dużo słomy. Pojawiają się pytania, dlaczego nie kupiono tańszej karmy. Pewnie w zależności od tego, czym zajmuje się fundacja, te wątpliwości są różne. Ale liczą się liczby.
Nikt więc nie mówi wprost, że 1 proc. nie będzie. Ale organizacje czują, że atmosfera wokół nich się zagęszcza. – Rzeczywiście jest taka tendencja, czy przypadkiem nie odebrać nam tych pieniędzy. Trochę zaostrzono też przepisy, jest dużo więcej takiej papierkowej pracy. Trzeba mieć na ten 1 proc. osobne konto i kiedy z niego wydaje się pieniądze, to bardzo sprawdzają, czy na rzeczy zgodne z celami statutowymi i celami Organizacji Pożytku Publicznego, a to znaczy, że te faktury trzeba jeszcze dodatkowo opisywać. Czujemy, że nas sprawdzają – mówi Wiśniewska.
Ministerstwo Finansów pytane przeze mnie, czy to prawda, zastanawiało się długo. Po dwóch dniach dostałam odpowiedź: “Ministerstwo Finansów nie pracuje nad taką zmianą”. Wcześniej jednak rozmawiano ze mną przez telefon i usłyszałam, że jeszcze tego nie wiadomo. Tak czy owak, popłoch w organizacjach jest faktem.
– Na pewno wolę mieć nawet niedużo niż nie mieć nic. To byłaby strata. Te pieniądze nie spływają na raz, to się rozkłada na miesiące, ale są. Byłaby to duża strata – mówi Wiśniewska.
– Na razie żadne konkretne informacje o zniesieniu 1% dla OPP do nas nie dotarły i nie wyobrażamy sobie żeby ktokolwiek mógł zdecydować się na taki krok. Doprowadziłoby to do ograniczenia działalności lub nawet upadku wielu organizacji pozarządowych, które zajmują się bardzo istotnymi sprawami z punktu widzenia państwa i całego społeczeństwa, bez których istnienia trudno sobie wyobrazić prawidłowo funkcjonujące demokratyczne państwo – dodaje Agnieszka Ciborowska.
Znajoma: – Wiadomo, że z tym jest nam łatwiej. Jeśli by tego zabrakło, byłoby to smutne. Ale przecież nie przestaniemy jeść czy płacić rachunków. Nie mając pieniędzy ograniczymy rehabilitację, czyli będzie to ze szkodą dla zdrowia. Trudno mi uwierzyć, że mogłoby się to stać.
Nam też. Oby jednak nie.
Zdjęcie główne: Logo Organizacji Pożytku Publicznego (OPP), źródło Wikimedia Commons, domena publiczna.