Zmienimy konstytucję, program in vitro i media publiczne będą finansowane z budżetu, nie chcemy naruszać kompromisu aborcyjnego, ale antykoncepcja i badania prenatalne będą powszechnie dostępne, tabletka dzień po bez recepty, a program 500 Plus musi obejmować wszystkie dzieci – zapowiada w rozmowie z Przemysławem Szubartowiczem przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. Rozmawiamy także m.in. o wojnach frakcyjnych w Platformie, relacjach z Ewą Kopacz i Donaldem Tuskiem, reprywatyzacji w Warszawie.
Przemysław Szubartowicz: Jak wygrać z PiS?
Grzegorz Schetyna: Patrzeć na ręce, poważnie myśleć o tym, co chce się osiągnąć za trzy lata, nie kłócić się po stronie opozycji, mieć mocny program, który będzie zrozumiały i przekonujący dla Polaków. Tylko tyle i aż tyle.
W gabinecie cieni pana zastępczynią jest Ewa Kopacz. Widzę tam też inne nazwiska z opozycji wewnętrznej. Topory wojenne zakopane?
To ważny sygnał dla wszystkich. Ale też skład tego gabinetu pokazuje, że tylko Platforma Obywatelska dysponuje bogatym zapleczem, także w drugiej czy trzeciej linii. Ten skład jest jednocześnie oceną roku funkcjonowania klubu parlamentarnego. Eksponujemy ludzi kompetentnych, którzy dobrze się w nim odnaleźli, choć wielu jest z nami dopiero pierwszą kadencję. To nowy początek.
Nie ma już wojen frakcyjnych?
Wszyscy wiemy, o co toczy się gra. Jeśli największa partia opozycyjna nie będzie poukładana w środku, nie będzie ze sobą rozmawiać i wiosłować w tę samą stronę, to nie zbuduje jednego i silnego bloku demokratycznego i nie porozumie się z innymi partiami opozycyjnymi, żeby zatrzymać PiS.
Jestem pełen uznania dla pani premier Kopacz, że współpraca między nami jest na mocną czwórkę z plusem.
Nie boi się pan, że Ewa Kopacz wyjdzie z Platformy z grupą zwolenników? To medialne plotki?
Bardzo wiele osób z zewnątrz chce podzielić Platformę. Są i będą takie próby podejmowane. Ale to też nie jest proste – chcę to bardzo wyraźnie podkreślić – że była premier jest dziś wiceprzewodniczącą i musi się odszukać w nowym rozdaniu personalnym w partii. W Polsce można obserwować mechanizm, w którym byli premierzy, gdy odchodzą z pierwszej linii, nie zawsze dobrze odnajdują swoje miejsce. Tym bardziej jestem pełen uznania dla pani premier Kopacz, że współpraca między nami jest na mocną czwórkę z plusem.
Jest pan spokojny o jedność?
Platforma to partia dojrzałych ludzi i polityków. Nawet jeśli przychodzą z samorządów i są pierwszą kadencję w Sejmie, wiedzą, że musi być elementarne porozumienie. Nie trzeba mieć takich samych poglądów na różne sprawy, ale trzeba mieć wspólny cel, płynąć w jedną stronę. Z oczywistym zastrzeżeniem: sternik może być tylko jeden. Wszystko musi się dotrzeć. W tym duchu układałem gabinet cieni, żeby wszyscy się pomieścili. To gabinet różnorodności i osobowości.
Wobec tego proszę wyjaśnić, czym jest owa słynna konserwatywna kotwica, o której mówił pan jakiś czas temu. Platforma ma skręcić w prawo?
To absurdalna nadinterpretacja. Platforma jest i była partią konserwatywno-liberalną, a konserwatywna kotwica jest po to, by nie dryfować tylko w jedną z tych stron. Musimy sięgnąć do korzeni, powinniśmy być partią centrową, opartą na dwóch filarach, właśnie konserwatywnym i liberalnym. Musi być stabilna równowaga między tymi skrzydłami. Proszę zwrócić uwagę, że takich konserwatywnych polityków, jak Rokita czy Komorowski nie ma dziś w Platformie. Chcę utrzymać balans. Wszyscy wiedzą, że jesteśmy partią liberalną, otwartą światopoglądowo, proeuropejską…
Platforma ma skręcić w prawo? To absurdalna nadinterpretacja. Platforma jest i była partią konserwatywno-liberalną, a konserwatywna kotwica jest po to, by nie dryfować tylko w jedną z tych stron. Musimy sięgnąć do korzeni, powinniśmy być partią centrową.
Jak pan więc definiuje konserwatyzm?
Chcemy być partią chadecką, czyli taką, która jest w centrum. Z jednej strony przyłączyliśmy się do czarnych protestów, bo jesteśmy przeciwnikami zaostrzania ustawy antyaborcyjnej, z drugiej zaś uważamy, że obowiązująca ustawa jest wystarczająco konserwatywna i trzeba chronić ten zawarty w niej kompromis. Na tym właśnie polega mądrość partii środka.
I za to dostało się wam od liberałów, którzy uważają, że jest zbyt konserwatywna.
Zgoda, to jest dla wielu środowisk trudny kompromis, ale konieczny, ponieważ budowanie wspólnoty jest dochodzeniem do minimalnych różnic i maksymalnych zgodności. Zawsze ktoś będzie niezadowolony, ważne, by wszyscy mogli i potrafili z tym niezadowoleniem żyć. Radykalizacja w jedną lub drugą stronę przynosi jeszcze większe szkody. Liberalni jesteśmy w gospodarce, ponieważ nie zgadzamy się na szkodliwe rozdawanie pieniędzy, a to właśnie robi PiS, dzięki czemu ma poparcie środowisk lewicowych, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia.
Lewica socjalna, zupełnie zapominając o autokratycznym charakterze partii Jarosława Kaczyńskiego, istotnie dryfuje w kierunku PiS, ale już ta światopoglądowa zerka z większą sympatią na Nowoczesną.
Moim zdaniem, ludzie, którzy szukają otwartości światopoglądowej, z powodzeniem mogą zmieścić się w szeroko rozumianym centrum. Zawsze byliśmy na nich otwarci.
Liberalni jesteśmy w gospodarce, ponieważ nie zgadzamy się na szkodliwe rozdawanie pieniędzy, a to właśnie robi PiS, dzięki czemu ma poparcie środowisk lewicowych, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia.
Mam wrażenie, że ta część elektoratu ma za złe Platformie, że na przykład odpuściła postawienie przed Trybunałem Stanu Zbigniewa Ziobry.
W polityce popełnia się błędy. Byliśmy za mało skuteczni. Między innymi za to w Gdańsku przepraszałem naszych zawiedzionych sympatyków. To się więcej nie powtórzy. Ale trzeba też pamiętać, że to my wprowadziliśmy projekt in vitro i przeprowadziliśmy dyrektywę antyprzemocową. Nie lewica, nie PiS, lecz Platforma.
I usłyszeliście: za późno i za mało.
Po ośmiu latach rządów każdy może coś takiego usłyszeć. Zapomina się o tym, że my jednak byliśmy skuteczni. Innym partiom to się nie udało lub nie chciały tego zrobić. Jeśli już mówimy o wolnościowym, europejskim, nowoczesnym elektoracie, to warto pamiętać, że został on zaniedbany przede wszystkim przez lewicę, która się rozpierzchła i dziś nie ma jej w parlamencie. A to przecież oni nadawali kiedyś ton w polskiej polityce. Kilkanaście lat temu Leszek Miller mówił, że jak będzie chciał, to wyrosną gruszki na wierzbie. Nie wyrosły. Nie wyobrażam sobie, by dziś w Polsce lewica znów mogła stać się znaczącą siłą. Te czasy długo nie wrócą.
Platforma ma dla takich ludzi jakąś ofertę? Jest przecież z wami Napieralski, Arłukowicz czy Rosati.
Nie zamykamy przed liberalną lewicą drzwi. Zapraszamy ją do debaty. Nie po to, by zmieniać poglądy, ale po to, by wspólnie rozmawiać o projekcie szerokiego centrum. To się udało w 2001 roku, kiedy konserwatyści z liberałami przy jednym stole założyli Platformę Obywatelską. Wcześniej te środowiska walczyły ze sobą. Pamiętajmy, że po drugiej stronie jest partia, która realizuje program narodowo-socjalistyczny i robi to bardzo konsekwentnie.
Nie zamykamy przed liberalną lewicą drzwi. Zapraszamy ją do debaty. Nie po to, by zmieniać poglądy, ale po to, by wspólnie rozmawiać o projekcie szerokiego centrum.
Czy potrzebne jest zjednoczenie całej opozycji? Projekt wszyscy przeciwko PiS?
Przywołam jeszcze raz przykład lewicy. Tak długo spierali się Palikot z Millerem, tak długo się wzajemnie obrażali, że jak potem chcieli iść razem, by zatrzymać PiS, nie było już elektoratu. Nie chcę, by obecna opozycja szła podobną, krótkowzroczną drogą. To byłby tylko prezent dla Jarosława Kaczyńskiego i jego akolitów.
Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru podadzą sobie ręce?
Staramy się tłumaczyć Nowoczesnej, że nie ma sensu się kłócić, bo za dwa i pół roku i tak usiądziemy do stołu, żeby rozmawiać o ratowaniu Polski. Jeżeli między mną a Petru będą takie same kłótnie, jak między Millerem a Palikotem, to skończy się tak samo. A Polacy nie wybaczą nam następnych czterech lat rządów PiS.
Wspólna lista?
Wszystko zależy od ordynacji, którą PiS być może zmienić. Wtedy trzeba będzie podjąć decyzję. Mamy poważnego przeciwnika. Przeciwnika bez moralnych hamulców i skrupułów. Wyciągam wnioski z tego, co widzę. Nie wystarczy uśmiechać się do prezesa Kaczyńskiego i dawać mu tytuł Człowieka Roku Forum Ekonomicznego w Krynicy. Co to dało? Cała idea Forum Ekonomicznego w Krynicy dzisiaj ląduje w Rzeszowie, a członkowie kapituły tej nagrody mogą się uważać za przegranych sezonu. Jak widać, to nie będzie prosty bój, toteż opozycja powinna być razem.
Staramy się tłumaczyć Nowoczesnej, że nie ma sensu się kłócić, bo za dwa i pół roku i tak usiądziemy do stołu, żeby rozmawiać o ratowaniu Polski. Jeżeli między mną a Petru będą takie same kłótnie, jak między Millerem a Palikotem, to skończy się tak samo.
Czy pan uważa, że Platforma nie ma już na sobie ciężaru przeszłości? Jak chcecie się mierzyć z tym, co przychodzi do was jako zwrotna: że byliście zmęczeni władzą, zaniedbaliście jakieś sprawy, grzeszyliście pychą, nie rozliczyliście się?
To nie jest tak, że od razu zdejmiemy z siebie błędy, zaniechania, poczucie partii władzy, własnej wyjątkowości. To musi trwać. Ale ten bagaż negatywnych ocen zrzucimy z siebie dopiero wówczas, gdy Polacy dostrzegą, jak PiS bardzo szkodzi Polsce. A na osiem lat rządów koalicji PO-PSL popatrzymy z perspektywy dokonań, cywilizacyjnych efektów, a nie samej polityki.
Co ze sprawą reprywatyzacji?
Przygotowaliśmy ustawę. Będzie debata w Sejmie.
Pytam o przeszłość.
Kiedy był projekt ustawy reprywatyzacyjnej przygotowany przez rząd Jerzego Buzka, bardzo ofensywny, oddający 50 proc. majątku, zawetował go, z różnych powodów, prezydent Aleksander Kwaśniewski. W 2007 roku także mieliśmy projekt, ale rok później nastąpił upadek Lehman Brothers i mieliśmy kryzys finansowy. Brakowało determinacji, żeby to przeprowadzić, a okoliczności jej nie sprzyjały. Teraz występujemy z projektem, żeby zamknąć kwestię reprywatyzacji w Warszawie. Sytuacja jest napięta, dotyczy poczucia przyzwoitości, a najgorsze jest to, że bardzo często ludzie doznawali krzywdy na mocy decyzji podjętych zgodnie z prawem. Jednak skala wynaturzeń jest nie do zaakceptowania.
Hannie Gronkiewicz-Waltz zależy na tym, żeby wyjaśnić każdą decyzję i okoliczności jej powstania. Zapewne jest wiele rzeczy do odkrycia, ale to właśnie ona powinna to zrobić. I nie ograniczać się do okresu swoich rządów.
To jest odpowiedzialność obecnej prezydent Warszawy? Powinna ponieść konsekwencje?
Hanna Gronkiewicz-Waltz rządzi w Warszawie 10 lat, więc tych decyzji było najwięcej, ale przed nią byli inni prezydenci. Lech Kaczyński i jego urzędnicy podpisali kilkaset decyzji o reprywatyzacji. To się dzieje od 1990 roku. Parlament nie wsparł Warszawy, zostawił ją samą. Uważam, że Hannie Gronkiewicz-Waltz zależy na tym, żeby wyjaśnić każdą decyzję i okoliczności jej powstania. Zapewne jest wiele rzeczy do odkrycia, ale to właśnie ona powinna to zrobić. I nie ograniczać się do okresu swoich rządów, ale pokazać wszystko od początku. To będzie przykra wiedza, dotycząca wszystkich ekip politycznych.
Ma pan klucz do Jarosława Kaczyńskiego?
Myślę, że nikt nie ma. Nawet on sam. Chciałbym mieć klucz do emocji Polaków, którzy dadzą nam zwycięstwo i odsuną Jarosława Kaczyńskiego od władzy za trzy lata, ponieważ Polska nie przeżyje w dobrym stanie kolejnej kadencji rządów PiS.
Jeśli Platforma będzie rządzić lub współrządzić, to ma pan pomysł na to, jak odnaleźć się w świecie prezydenta Trumpa, Brexitu, wrastających tendencji nacjonalistycznych w Europie, w której Polska jest dziś coraz bardziej marginalizowana?
Nikt na nas nie będzie czekać. Z Ameryką Europa musi się liczyć nawet przy prezydencie Trumpie, z Wielką Brytanią także, bo Brexit nie jest wcale oczywisty i może potrwać długo. Polska nie ma już dziś ekskluzywnej pozycji w Europie, jak za naszych rządów. Byliśmy partnerami przy najważniejszym stole. Trójkąt Weimarskimi miał znaczny wpływ na politykę europejską. W ciągu roku rządów PiS staliśmy się outsiderami w Europie. Jeżeli to będzie się pogłębiać i wrócilibyśmy do odbudowywania pozycji Polski na przykład w 2023 roku, to nie mamy żadnych szans. Będziemy jak Grecja, która najpierw wydawała pieniądze i zadłużała się, a gdy upadła, wykluczono ją ze wszystkiego i dziś nie ma żadnego wpływu na politykę europejską.
Chciałbym mieć klucz do emocji Polaków, którzy dadzą nam zwycięstwo i odsuną Jarosława Kaczyńskiego od władzy za trzy lata, ponieważ Polska nie przeżyje w dobrym stanie kolejnej kadencji rządów PiS.
Komentując powołanie gabinetu cieni Platformy napisałem, że oprócz nazywania rządów PiS po imieniu opozycja musi pokazać, jaka będzie Polska po rządach Kaczyńskiego. Lech Wałęsa stwierdził, że trzeba będzie posprzątać, a wspominany już prof. Marcin Król uznał, że najważniejsza jest odpowiedź na pytanie, co konkretnie zbudować na tym pustym placu?
Pytanie, czy to musi być pusty plac i czy trzeba wszystko niszczyć. Mam nieco inne zdanie niż przez pana cytowani. Bo jednak demokracja ma solidny fundament. Proszę zauważyć, że przez rok prof. Andrzej Rzepliński wraz z niezależnymi sędziami Trybunału Konstytucyjnego walczy o praworządność.
Za chwilę przestanie być prezesem Trybunału i tego fundamentu może nie być.
Będzie nadgryziony, ale nie zniknie. Pozostaną niezawiśli sędziowie, opinia publiczna będzie pamiętać, Unia Europejska także. Nic nie dzieje się w próżni. Pytał pan, co po PiS. Przede wszystkim trzeba będzie odbudować obywatelską wspólnotę, to będzie najważniejsze zadanie dla następnej ekipy politycznej.
W Polsce stało się coś bardzo złego. Ludzie nie spędzają razem świąt, rodziny są podzielone przez politykę, kłócą się, nie chcą na siebie patrzeć, a to znaczy, że coś złego stało się z naszą wspólnotą. Nie można tego lekceważyć.
Jak pan będzie ją odbudowywał z wyznawcami Dmowskiego czy zwolennikami teorii zamachu w Smoleńsku?
To nie będzie łatwe. Ale w Polsce stało się coś bardzo złego. Ludzie nie spędzają razem świąt, rodziny są podzielone przez politykę, kłócą się, nie chcą na siebie patrzeć, a to znaczy, że coś złego stało się z naszą wspólnotą. Nie można tego lekceważyć. Ale nie lubię takich propozycji, jak ta prezydenta Andrzeja Dudy: zróbmy razem obchody, a wszystko będzie dobrze. To sztuczne i mało dojrzałe.
Nie weźmie pan udziału w przygotowaniu obchodów 100. rocznicy niepodległości?
Jeśli prezydent chce wspólnych obchodów, to niech zaprosi swoich poprzedników – Wałęsę, Kwaśniewskiego i Komorowskiego – i niech w czwórkę ustalą coś, co będzie wspólnotowe. Czy stać prezydenta Dudę na taki gest i na taki symbol? Niech zacznie od siebie. Uważam, że spotkanie czterech prezydentów powinno być punktem startu.
Jakie decyzje podjąłby pan, gdyby został premierem?
Na pewno będzie problem ze szkołą. Trzeba wrócić do gimnazjów, czyli do tego systemu, który się sprawdził. Nie wiem, czy to będzie możliwe od razu, bowiem straty związane z decyzją PiS będą ogromne.
Jeśli prezydent chce wspólnych obchodów, to niech zaprosi swoich poprzedników – Wałęsę, Kwaśniewskiego i Komorowskiego – i niech w czwórkę ustalą coś, co będzie wspólnotowe.
Podniesie pan wiek emerytalny?
Trzeba będzie to rozważyć, ale po prawdziwych konsultacjach społecznych ze związkami zawodowymi. Uważam, że należy powrócić to kwestii stażu pracy w procesie przechodzenia na emeryturę. Podniesienie wieku emerytalnego było konieczne ze względu na sytuację demograficzną, ale powrót do tego muszą zaakceptować Polacy. Konsultacje społeczne będą niezbędne. Trzeba pokazać, że pozostając przy systemie niższego wieku Polacy będą skazani na głodowe emerytury, o czym PiS dziś nie mówi. To nieuczciwe.
Likwidacja 500 Plus czy wzmocnienie tego programu?
O likwidacji nie ma mowy. Ale trzeba ten pogram zreformować. Musi obejmować wszystkie dzieci. Wariant skandynawski czy brytyjski wyznacza tu szlak.
Czyli?
Pieniądze na każde dziecko, ale na pierwsze najwięcej. Chodzi o to, aby ułatwić podjęcie decyzji o założeniu rodziny, a jednocześnie, by wesprzeć nasz program prospołeczny dotyczący przedszkoli i żłobków. Ale najważniejsze, by z tego programu nie były wykluczone rodziny 2 plus 1 oraz matki samotnie wychowujące dzieci. Trzeba tym kobietom pomóc.
Konstytucję trzeba zmienić?
Tak. Powinniśmy konstytucyjnie doprecyzować niezależność Trybunału Konstytucyjnego i zapisać w konstytucji obecność Polski w Unii Europejskiej, żeby nie znaleźli się populiści, którzy chcieliby nas z niej wyprowadzić. Ale musi się to odbyć w ramach Komisji Konstytucyjnej z uwzględnieniem debaty społecznej. Konstytucja musi być kotwicą demokracji parlamentarnej i praworządności. Zasadnicze sprawy muszą być na trwałe zapisane w konstytucji.
Nie trzeba ruszać ustawy antyaborcyjnej, by większość postulatów kobiet spełnić.
Czy program in vitro wróci?
To będzie jedna z pierwszych decyzji po objęciu przez nas władzy. Trzeba odciążyć samorządy i wprowadzić finansowanie tej metody do budżetu. 6 tysięcy dzieci urodziło się dzięki naszemu programowi, ale powinno być ich dużo, dużo więcej.
Powszechny dostęp do antykoncepcji, badania prenatalne?
Absolutnie tak. Można to zagwarantować za pomocą ustaw. Zapewniam, że zrobimy to. Nie trzeba ruszać ustawy antyaborcyjnej, by większość postulatów kobiet spełnić. Kompromis aborcyjny, którego bronię, nie wyklucza znacznej liberalizacji w obszarze spraw obyczajowych.
Tabletka dzień po?
Oczywiście, to element nowoczesnej antykoncepcji. Będzie dostępna w aptece bez recepty.
Powinniśmy myśleć o tym, jak stacjonujące na zachodzie oddziały NATO-wskie przerzucić na wschód, nie jak obsadzać ludzi w domkach letniskowych. Świat, Europa, NATO widzą to przecież i przecierają oczy ze zdumienia. To jest ten sam wymiar absurdu, co Mistrale za dolara.
Czy w sprawach obrony terytorialnej, naszych relacji z NATO, obronności planuje pan jakieś zmiany?
NATO jest priorytetem. Kontakty ministra Tomasza Siemoniaka, nasze relacje z Francją czy Niemcami, nasza pozycja, Trójkąt Weimarski, rola, jaką MSZ odegrało wspólnie z MON, legły w gruzach za sprawą Antoniego Macierewicza i PiS. Dziś trudno oszacować te straty, tak są rozległe. Zbudowanie obrony terytorialnej, takiej leśnej partyzantki, jest śmieszne w wydaniu, w jakim proponuje to Antoni Macierewicz. To jest jedna wielka grupa rekonstrukcyjna. Powinniśmy myśleć o tym, jak stacjonujące na zachodzie oddziały NATO-wskie przerzucić na wschód, nie jak obsadzać ludzi w domkach letniskowych. Świat, Europa, NATO widzą to przecież i przecierają oczy ze zdumienia. To jest ten sam wymiar absurdu, co Mistrale za dolara.
Co Platforma zrobi z mediami publicznymi? Jest zarzut, że tę sprawę zupełnie odpuściliście.
Uważam, że media publiczne powinny być finansowane z budżetu. Tę sprawę trzeba raz na zawsze rozwiązać, jak najdalej odsunąć polityków od mediów, stworzyć warunki do tworzenia misji. Pokusa upolitycznienia będzie zawsze. Widać to nie tylko w Polsce. Ale mam nadzieję, że środowiska, które dziś nam stawiają zarzuty, że czegoś nie zrobiliśmy, przystąpią do tworzenia nowego projektu, szczególnie przyglądając się temu, co robi PiS. Gorzej już być nie może.
Rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości?
Tak. To konieczność. Ale dodatkowo myślimy o tym, by powołać instytucję sędziego śledczego, który prowadziłby postępowania. Należy też zlikwidować CBA, bo od tego typu spraw powinna być policja, a nie przebrani politycy.
Rządy PiS skończą się szybciej niż nam się wydaje.
Był pan ministrem spraw zagranicznych, wie pan, gdzie zapadają decyzje, jak prowadzi się negocjacje. Ale mamy już inny świat, który, jak mówią pesymiści, w dłuższej perspektywie zmierza do jakiejś konfrontacji. Będzie wojna?
Wszystko zależy od tego, jak ułożą się relacje Trump-Putin. Polityczne i osobiste. To jest kluczowe. Od tego zależy przyszłość świata.
Jak wyglądają pańskie relacje z Donaldem Tuskiem? Szorstka przyjaźń?
Rozmawiamy. Długo się znamy. Ale sytuacja jest zupełnie nowa w Polsce. Trzymam kciuki za niego, by został do końca drugiej kadencji szefa Rady Europejskiej, którą będzie kończył w 2019 roku. Cztery miesiące później będą wybory prezydenckie.
Będzie kandydatem Platformy na prezydenta?
To jest naturalny pomysł, który będzie dojrzewał.
Niektórzy wskazują młodsze nazwiska.
Wszyscy musimy być młodzi, ale prezydent akurat nie. Donald Tusk zawsze będzie młody. Jednak wybory prezydenckie to koniec kalendarza wyborczego, więc na wszystkie decyzje przyjdzie jeszcze czas. Gdyby PiS chciało go zaatakować na przykład przed komisją Amber Gold, na pewno będziemy go bronić, jak wszystkich niesłusznie, politycznie oskarżanych.
A może to PiS lepiej rozumie potrzeby Polaków?
Chętnie odpowiem na to pytanie za trzy lata. Bo rządy PiS skończą się szybciej niż nam się wydaje.
Zdjęcie główne: Przewodniczący PO Grzegorz Schetyna, PAP/Darek Delmanowicz
Comments are closed.