Między Mateuszem Morawieckim, a reporterem TVN24 doszło w środę do spięcia. Wszystko przez pytanie dziennikarza o e-maile ze skrzynki Michała Dworczyka dotyczące Julii Przyłębskiej i TK.
W poniedziałek afera mailowa powróciła do mediów ze zdwojoną siłą. Wszystko za sprawą wycieku wiadomości, z której wynika, że szef KPRM Michał Dworczyk omawiał z prezes Trybunału Konstytucyjnego Julią Przyłębską zbliżające się decyzje Trybunału Konstytucyjnego. – Odwiedziłem dziś (wkrótce po Twojej rozmowie) p. Julię P. Z panią prezes omówiłem 3 tematy – miał pisać w styczniu 2019 roku Dworczyk. Chodziło o sprawy emerytek z rocznika 1953, świadczeń opiekuńczych i służebności gruntów.
Afera, skandal, dymisja i po prostu wstyd – to słowa, które cisną się na usta. Nic dziwnego, że w środę na konferencji prasowej w tarczynie o sprawę spotkań Julii Przyłębskiej z Michałem Dworczykiem dziennikarze zapytali Mateusza Morawieckiego.
Spięcie Morawieckiego z dziennikarzem
— To jest kolejne potwierdzenie, jak różne redakcje wpadają w sidła Władimira Putina — zaczął szef rządu. Przekonywał, że za wyciekiem e-maili stoją białoruskie i rosyjskie służby, powołując się na ustalenia amerykańskiej firmy Mandiant. — Nie komentuję prowokacji rosyjskich. Nikt nie powinien tego robić. Jest wojna na Ukrainie, jestem przekonany, że takich wrzutek będziemy widzieć dużo. Chodzi o to, żeby jeszcze bardziej skłócić Polaków, polską klasę polityczną. Skłócona klasa polityczna jest jeszcze łatwiejszym celem ataku — tłumaczył Morawiecki.
Reporter TVN24 zwrócił wtedy uwagę szefowi rządu, że nie jest to odpowiedź na jego pytanie i dopytywał, ile razy Morawiecki spotkał się z Przyłębską. — Widzę, że tutaj jest próba nadbudowania nad tymi prowokacjami różnych teorii. To znana taktyka manipulacyjna. Myślę, że Jerzy Urban by się nie powstydził. Nie chcę dać się wplątać w taką intrygę – uciął premier.
Źródło: Onet