Jeśli otaczany dzisiaj kultem Piłsudski rymował konstytucję z prostytucją, to byłoby naiwnością sądzić, że nie ma to wpływu na obecny stosunek części karmionego tym kultem społeczeństwa do teraźniejszej konstytucji i zasady konstytucjonalizmu jako takiej – pisze Janusz A. Majcherek

Zbliżająca się 95. rocznica zamachu majowego to kolejna okazja do krytycznej rewizji kultu Józefa Piłsudskiego i rządzonej przez niego II Rzeczypospolitej, który to kult utorował drogę do autorytaryzmu w III RP.

Kilka lat temu w inaugurującym działalność brukselskim Domu Historii Europejskiej otwarto wystawę poświęconą historii kontynentu, przedstawiając okres międzywojenny jako epokę antydemokratycznych dyktatur, a pośród postaci ówczesnych dyktatorów umieszczając Piłsudskiego. Polscy eurodeputowani zapałali oburzeniem. Pochopnie i niesłusznie.

Z szerszej perspektywy historycznej patrząc, Piłsudski był rzeczywiście jednym z całej plejady niszczycieli demokracji parlamentarnej w międzywojennej Europie, od Salazara w Portugalii do Smetony na Litwie i Ulmanisa na Łotwie.

Oczywiście miał pewne cechy specyficzne, odróżniające go od Mussoliniego, tak jak Franco różnił się pod pewnymi względami od Horthy’ego, a oni wszyscy od Hitlera. To jednak nie powód, by uwalniać Piłsudskiego od odpowiedzialności za zbrojne obalenie demokracji w Polsce, niezależnie od jej ówczesnej jakości. Bo to otwiera drogę do argumentacji, że lepszy oświecony autorytaryzm od ułomnej demokracji parlamentarnej i liberalnej.

Reklama

Niebezpieczne paralele

To zresztą jedno z charakterystycznych usprawiedliwień zamachu majowego: ówczesna demokracja wyrodziła się w sejmokrację i partiokrację, pogrążając się w postępującej degeneracji, więc jej unicestwienie można uznać za przynajmniej częściowo uzasadnione.

Tyle że stan i funkcjonowanie demokracji przedmajowej są często postrzegane właśnie w perspektywie piłsudczykowsko-sanacyjnej propagandy, ze słynnymi i odrażającymi sformułowaniami samego Marszałka w stylu „konstytuta-prostytuta”.

Jeśli otaczany dzisiaj kultem Piłsudski rymował konstytucję z prostytucją (uwzględniając inne jego słowotwórcze wulgaryzmy antysejmowe czy antydemokratyczne), to byłoby naiwnością sądzić, że nie ma to wpływu na obecny stosunek części karmionego tym kultem społeczeństwa do teraźniejszej konstytucji i zasady konstytucjonalizmu jako takiej.

Inny argument na usprawiedliwienie zamachu majowego i zaprowadzenie sanacyjnego autorytaryzmu jest taki, że gdyby nie lewicujący Piłsudski, to demokrację obaliłaby skrajna, nacjonalistyczna prawica. To jednak powinno dać do myślenia o ówczesnym społeczeństwie polskim, w którym taka właśnie prawica cieszyła się tak wielkim poparciem.

Nacjonalizm, klerykalizm, antysemityzm były codziennością międzywojennej Polski. Czy można być pewnym, że współczesna apologia II Rzeczypospolitej nie ma związku z odradzaniem się takich tendencji w III RP, nawet pod tymi samymi nazwami i znakami (ONR, Młodzież Wszechpolska)?

Niektóre pomysły z tamtej epoki są przenoszone w dzisiejsze realia niemal dosłownie. Budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, przekop Mierzei Wiślanej czy zapowiedź stworzenia rodzimego samochodu elektrycznego to naśladownictwo Centralnego Okręgu Przemysłowego, budowy Gdyni czy samolotów RWD.

Ale naśladowanie II RP nie ogranicza się do takich paraleli i obejmuje też ówczesne formy państwowości, z dwuznacznym w zjednoczonej Europie kultem suwerenności czy mirażami Międzymorza.

Mity i legendy

Niektórzy szerzyciele kultu Piłsudskiego gotowi są na wyodrębnianie etapów jego politycznej biografii, przyjmując krytyczne uwagi o zamachu majowym, sanacji, Berezie Kartuskiej, procesie brzeskim, ale za to eksponując zasługi Komendanta w odzyskiwaniu i utrzymaniu niepodległości. Także w tej kwestii

szersza historyczna i europejska perspektywa pozwala zdemistyfikować rolę Piłsudskiego i dowodzonych przezeń legionów.

Polska odzyskała po I wojnie światowej niepodległość wraz z wieloma innymi państwami, w tym takimi, które nigdy wcześniej nie istniały, bowiem taki był ówczesny pomysł na urządzenie powojennej struktury politycznej kontynentu: samostanowienie narodów w obrębie własnych państw narodowych, utworzonych po rozpadzie trzech cesarskich monarchii. Własne państwa i niepodległość otrzymywały więc wspólnoty narodowe, które o nią zbrojnie nie walczyły, specjalnie o nią nie zabiegały, a nawet jej nie chciały (np. Węgrzy, którzy w wyniku ustanawiania państw narodowych utracili 2/3 terytorium i połowę ludności na rzecz dotychczasowych lub nowych sąsiadów).

Tzw. czyn legionowy, w skali działań militarnych I wojny światowej bez znaczenia, ale propagandowo wyolbrzymiany przez mających w nim udział piłsudczyków, nie miał ani wpływu na przyznanie Polsce niepodległości, ani na kształt jej granic. Podobnie jak konspiracja i partyzantka „żołnierzy wyklętych”, wyolbrzymiane przez obecną propagandę, nie miały żadnego wpływu na sytuację Polski po II wojnie światowej.

Owszem, jest wydarzenie newralgiczne dla utrzymania przez Polskę niepodległości, w którym Piłsudski miał istotny udział, czyli pokonanie Armii Czerwonej i uratowanie polskiego społeczeństwa przed podporządkowaniem sowieckiemu komunizmowi. Nie wdając się w drobiazgowe rozdzielanie zasług w tym niewątpliwym zwycięstwie, rolę Piłsudskiego należy uznać za kluczową jako głównodowodzącego.

Ale wielkie zwycięstwa militarne nie stanowią bezpośredniej przepustki do władzy politycznej. Tę w demokracji dają wolne wybory. A takie Piłsudski rychło unicestwił, pozostawiając ich namiastkę, z parlamentu robiąc atrapę, z konstytucji wydmuszkę, a z prezydentury urząd marionetkowy,

samemu sprawując pełnię władzy bez pełnienia formalnych stanowisk państwowych (poza kilkoma przejściowymi epizodami). Czy to czegoś nie przypomina?

Wymowne porównania

Niektórzy apologeci Piłsudskiego i II RP usiłują opierać ich kult na przeciwstawieniu ówczesnych wyolbrzymionych dokonań rzekomym ułomnościom czy wadom III RP.

A więc krótki bilans. Tamta Polska wyłoniła się w wyniku krwawej wojny, w której zginęły miliony Polaków, walczących w obcych armiach; III RP powstała w rezultacie okrągłostołowej ugody i pokojowej transformacji.

II RP musiała zaraz po ustanowieniu stawić czoła zbrojnej agresji oraz wrogości wszystkich swoich sąsiadów; III RP ustanowiła z nimi pokojowe i życzliwe stosunki.

Demokracja przetrwała w Polsce międzywojennej zaledwie kilka lat i już nie powróciła; w III RP rozwijała się 25 lat i ma widoki na powrót.

Po owych kilku burzliwych latach, w tym krwawo tłumionych strajkach i ulicznych walkach, nastąpił także krwawy (ponad 300 ofiar śmiertelnych) wojskowy zamach stanu; w III RP po kilku latach burzliwej, lecz całkowicie pokojowej transformacji uchwalono konstytucję.

Tamta Polska miała prawie samych wrogów, w tym śmiertelnych, grożących jej unicestwieniem; obecna jest członkiem wspólnoty europejskiej i najpotężniejszego paktu militarnego.

Ówczesna Polska po 20 latach została przez agresywnych sąsiadów i w wyniku burzliwych wydarzeń światowych unicestwiona; obecna przeżyła już ponad 30 lat i ma szanse na dłużej. A jaka będzie, to zależy od samych Polaków.

Nawet antydemokratyczne i autorytarne ekscesy obecnej władzy, w pełni zasługujące na potępienie, jednak (wciąż) nie dorównują sanacyjnemu okropieństwu, symbolizowanemu przez obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej.

A do tego dochodzą parametry ekonomiczne i społeczne. Po 10 latach polskiej niepodległości przyszedł światowy kryzys, który Polska przeżyła szczególnie dotkliwie. W rezultacie przez niemal cały okres swojego trwania II RP pod wieloma względami nie zdołała uzyskać wyników gospodarczych, jakie osiągały polskie prowincje w państwach zaborczych. W ostatnim pełnym roku II RP, czyli 1938, poziom rozwoju mierzony wskaźnikiem PKB wynosił zaledwie 125% tego sprzed wojny światowej.

Po kilkunastu latach III RP przyszedł światowy kryzys finansowy i gospodarczy, który Polska przetrwała najlepiej spośród państw europejskich. Po 20 latach jej istnienia produkt krajowy brutto był dwukrotnie wyższy niż w punkcie startu, a po kolejnej dekadzie dwa i pół raza przewyższał realną wartość tego z 1989 r.

Propaganda i realia

Mity i legendy o Piłsudskim i II Rzeczypospolitej, kreujące wyobrażenia o ich wielkości i wspaniałości, mają dwa główne źródła.

Pierwszym jest propaganda piłsudczykowska i sanacyjna, rozdęta w okresie międzywojennym i wpływająca do dziś na obraz tamtej epoki oraz jej kluczowych postaci. Część współczesnych zachwytów nad Piłsudskim i II RP wynika z powielania tych propagandowych klisz i schematów.

Drugim źródłem przesadnie pozytywnej reputacji Polski sanacyjnej i jej autorytarnego przywódcy są porównania z realiami PRL, snute pokątnie w tym okresie, gdy o II RP oficjalna propaganda komunistyczna rozpowszechniała wyłącznie krytyczne opinie, a o Piłsudskim kazała milczeć (zresztą ze względu zwłaszcza na jego główną zasługę, czyli pokonanie komunistycznej nawały).

Idealizacja Polski międzywojennej była więc po części rezultatem i przejawem przekory wobec komunistycznej propagandy, która ją oczerniała.

Ale mając do porównania realny socjalizm z Gomułką na czele i podległością Związkowi Sowieckiemu, a z drugiej strony niepodległą Polskę rządzoną przez Piłsudskiego, gromiącego bolszewików, Polacy mieli powody do takiej idealizacji.

Dzisiaj ich już nie ma. Ale obraz charyzmatycznego i zwycięskiego przywódcy, robiącego twardą ręką porządki w państwie pogrążającym się w partiokracji, wielu Polaków wciąż fascynuje. Wykorzystują to i żerują na tym współcześni autorytaryści i autokraci.

Janusz A. Majcherek
Autor jest profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego


Zdjęcie główne: Pomnik Józefa Piłsudskiego podczas uroczystości odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego w Warszawie, Fot. Flickr/Sejm RP, licencja Creative Commons

Reklama