Rozwijając i aktualizując cytat z „Traktatu poetyckiego” Czesława Miłosza mam na myśli polityczną metodę Jarosława Kaczyńskiego, którą w pełnej krasie zobaczyliśmy w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy. Kampania wyborcza jeszcze raz obnażyła dwa fundamenty władzy Jarosława Kaczyńskiego nad Polską – socjal i hejt – pisze Cezary Michalski
W tym rozwinięciu i aktualizacji słynnego wersu Czesława Miłosza z „Traktatu Poetyckiego” nie chodzi mi o realnych ponadustrojowych oportunistów, jakimi lubi się otaczać Kaczyński.
Nie chodzi mi zatem o sędziego Kryże, który w PRL skazywał opozycjonistów łamiąc nawet obowiązujące wówczas procedury prawne, a w Polsce PiS stał się mentorem Kaczyńskiego, Ziobry i Dudy w dziedzinie łamania konstytucji i prawa. Nie chodzi mi o Piotrowicza, który jako prokurator stanu wojennego dostawał medale i nagrody za oskarżanie podziemnych drukarzy i kolporterów bibuły, a od Kaczyńskiego dostał miejsce w Trybunale Konstytucyjnym za pomoc w łamaniu Konstytucji i deptaniu prawa. Nie chodzi mi o Wassermanna, który jako ostatni PRL-owski prokurator w Krakowie podjął się ścigania studentów z Ruchu Wolność i Pokój, kiedy nikt inny już się takich rzeczy nie podejmował, bo ustrój się sypał.
Nie chodzi mi o dawnych współpracowników SB, których Kaczyński wysyła na najważniejsze polskie placówki dyplomatyczne albo czyni szefami najważniejszych instytucji własnego finansowego zaplecza.
Nie miałbym już dzisiaj, po wielu rzeczach, które w Polsce widziałem, nic przeciwko „wybieraniu przyszłości”, łagodzeniu „postkomunistycznego podziału”, bo obciążone tym podziałem polskie społeczeństwo nigdy nie stanie się działającą, efektywną wspólnotą. Jednak Kaczyński zatrudnił ponadustrojowych oportunistów nie do tego, aby „podział postkomunistyczny” złagodzić i przezwyciężyć, ale po to, by go zradykalizować i totalnie zakłamać.
Kaczyński wszystkie podziały społeczne w Polsce świadomie radykalizuje, a polską wspólnotę i państwo niszczy jak żaden polityczny przywódca po roku 1989. Używa do tego celu także języka najbardziej radykalnego antykomunizmu. Tyle tylko, że „komunistami i agentami” nazwał swoich aktualnych politycznych przeciwników (choćby byli autentycznymi bohaterami opozycyjnego czy solidarnościowego podziemia i choćby naprawdę – w przeciwieństwie do niego – mieli istotny udział w wywalczeniu przez Polskę niepodległości i demokracji). A
„żołnierzami wyklętymi” czy „antykomunistami” nazwał mocą swego arbitralnego dyktatorskiego kłamstwa wszystkich, którzy mu się politycznie podporządkowali, bez względu na ich motywacje (ideowe czy oportunistyczne), bez względu na ich realne biografie.
Rozwijając i aktualizując cytat z „Traktatu poetyckiego” Czesława Miłosza mam jednak na myśli coś zupełnie innego. A mianowicie polityczną metodę Jarosława Kaczyńskiego, którą w pełnej krasie zobaczyliśmy w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy. To bowiem Kaczyński tę kampanię od początku do końca zaplanował i prowadził, używając do tego celu swoich najwytrawniejszych hejterów (Adama Bielana i Jacka Kurskiego) oraz swoje najbardziej dyspozycyjne popychadła w państwie (Mateusza Morawieckiego i jego ministrów).
W kampanii Dudy przygotowanej i orkiestrowanej przez Kaczyńskiego Rafał Trzaskowski nie tylko chciał odebrać pieniądze z 500 plus i przekazać je Żydom. Nie chciał też walczyć o wypłacenie przez Niemcy reparacji wojennych, żeby PiS mogło program 500 plus utrzymać i rozszerzyć. A w zamian za to Niemcy („niemieckie media”) pomagały mu wygrać prezydenckie wybory atakując Dudę.
W ten sposób, za sprawą Kaczyńskiego, w kampanii Dudy do mainstreamu polskiej polityki powrócił wymyślony kiedyś przez Gomułkę i Moczara sojusz „syjonistów z Tel-Awiwu i odwetowców z Bonn”.
O Mieczysławie Moczarze (silnym człowieku Gomułkowskiego reżimu podczas wydarzeń marcowych 1968 roku) Kaczyński miał zresztą do powiedzenia parę ciepłych słów już w wywiadzie rzece z Piotrem Zarembą i Michałem Karnowskim przeprowadzonym przez nich w 2005 roku (prezes PiS po raz pierwszy sięgał wtedy otwarcie po elektorat endeków z silnymi antyniemieckimi uprzedzeniami i PRL-owskimi nostalgiami). Moczar pojawił się w tym wywiadzie jako człowiek, dzięki któremu bracia Kaczyńscy mogli znowu śpiewać w szkole powstańcze piosenki.
Kiedy po fiasku pocztowej farsy z 10 maja, a później po energicznym wejściu Rafała Trzaskowskiego, Andrzej Duda całkiem się posypał i posypała się jego kampania, to Jarosław Kaczyński przeprowadził operację „utwardzania budyniu”. Przekonał kandydata, którego wcześniej sam licznymi upokorzeniami doprowadził do stanu owego lubianego przez dzieci deseru, aby zaostrzył ton, stał się agresywny. Faktycznie,
wcześniej Duda był tak ostry w kampanii 2015 roku, kiedy zaatakował Bronisława Komorowskiego (a pośrednio także Lecha Kaczyńskiego) za „pedagogikę wstydu”.
Czyli za przyznanie (a przyznawali to wszyscy polscy prezydenci, poza Andrzejem Dudą), że zbrodnia w Jedwabnem była dziełem najgorszych spośród Polaków (ośmielonych i „zabezpieczanych” przez Niemców). Odrzucając prawdę historyczną jako „pedagogikę wstydu” Duda bardzo świadomie zdecydował się wówczas zawalczyć raczej o głosy spadkobierców szmalcowników, niż spadkobierców „Żegoty”. Ale znów – był to autorski pomysł Jarosława Kaczyńskiego.
Makiawelizm pasożytów
Kończąca się kampania wyborcza jeszcze raz obnażyła dwa fundamenty władzy Jarosława Kaczyńskiego nad Polską – socjal i hejt.
Socjal to polityczna korupcja, kupowanie sobie władzy w Polsce przez polityka, którego tak naprawdę większość Polaków nie lubi, ani mu nie ufa. O ile większe grupy społeczne Kaczyński próbuje kupować za 500 złotych i groszową trzynastą emeryturę na głowę, to lojalność najbliższych towarzyszy i partyjnych żołnierzy kosztuje nas („nas”, bo to są zawsze pieniądze z budżetu państwa, czyli z naszych podatków, z naszych kieszeni) miliony złotych na głowę albo na „słupy” ich żon, braci, znajomych i dalszych krewnych.
Hejt to z kolei cynicznie indukowany lęk, na który lekarstwem ma być atakowanie kolejnych wskazanych przez Kaczyńskiego kozłów ofiarnych – Żydów, Niemców, homoseksualistów, imigrantów, a wreszcie wroga wewnętrznego, czyli „zdradzających polskie interesy” społecznych elit.
To jest metoda polityczna wszystkich totalitarnych i autorytarnych przywódców i ruchów. Połączenie „godnościowego” hejtu z korupcyjnym socjalem. Wskazywanie grup i elit, które można bezkarnie poniżać, przejmować ich majątek i społeczne pozycje, a w najbardziej skrajnych momentach odbierać im życie. A jednocześnie kupowanie najpierw entuzjazmu mas, a później choćby ich bierności za może i groszową, ale jednak masową redystrybucję wszystkich finansowych rezerw danego społeczeństwa i państwa. Tak długo, aż się te rezerwy skończą.
Kiedy bowiem niszczy się twórcze elity danego społeczeństwa (a robili to bolszewicy, naziści, robią to spadkobiercy Chaveza, Castro i robi to PiS), kiedy organizuje się przeciwko nim nieustanny hejt, kiedy nowe elity produkuje się z oportunistów awansujących tylko dzięki temu, że biorą do ręki legitymację rządzącej partii – wówczas niszczy się same podstawy rozwoju i produktywności własnego społeczeństwa. Kupuje się władzę nad społeczeństwem za socjal i hejt, ale to społeczeństwo z żywego organizmu (z jego błędami, konfliktami, nierównościami, nad którymi trzeba zapanować, z blokadami awansu społecznego i pokoleniowego, które trzeba usuwać) staje się trupem. Trupem, w którym nie ma już żadnego awansu społecznego, żadnej mobilności społecznej poza awansowaniem w strukturach rządzącej partii. I nie ma już czego dzielić.
Dla Kaczyńskiego zabicie żywego polskiego społeczeństwa, zniszczenie źródeł jego energii i produktywności, nie jest żadnym problemem – byle tylko on miał nad tym trupem władzę.
Kaczyński, Morawiecki, Duda, Ziobro, Szumowski są cynikami pasożytującymi na zachodniej cywilizacji i Polsce. Sami przeszli szczepienia obowiązkowe, ich dzieci także je przeszły. Jednak kiedy do dalszego utrzymania władzy, co jest warunkiem dalszej eksploatacji przez nich społeczeństwa i państwa, potrzebne są głosy antyszczepionkowców, nie wahają się po nie sięgnąć. Kaczyński, Morawiecki, Duda czy Ziobro pasożytują na unijnych pieniądzach, a jednocześnie budują swoją polityczną pozycję na nieufności i pogardzie wobec Unii. W swoim ostatnim kampanijnym wystąpieniu na rzecz Dudy w Telewizji Trwam Kaczyński powiedział, że Unia Europejska, Europa Zachodnia, to miejsca, gdzie nie tylko „nie ma wartości” i „nie ma tradycji”, ale gdzie „eutanazja przybiera już charakter właściwie przymusowy”.
Kaczyński, Morawiecki, Ziobro czy Duda spinają budżet i zatrudnienie dzięki niemieckim montowniom, sieciom handlowym i innym inwestycjom, a jednocześnie budują swoją politykę na lęku przed Niemcami i nienawiści do Niemiec.
Oni z zachodnią cywilizacją i z Polską nie żyją nawet w symbiozie, ale na zasadzie pasożyta, który jest w stanie zniszczyć organizm, na którym żeruje, kiedy tylko uzna, że mu się to opłaci.
Pasożyt często ginie wraz z żywicielem, ale zapewne do ostatniej chwili – dokładnie tak jak Kaczyński, Morawiecki, Duda, Ziobro, Szumowski – będzie przekonany, że był najsprytniejszym, najbardziej „makiawelicznym” organizmem na Ziemi.
Polskie państwo, polskie społeczeństwo, polska gospodarka, osiągnięcia cywilizacyjne i kulturowe wypracowane przez pokolenia Polaków – wszystko to stało się żerowiskiem pasożyta, w którego Kaczyński zmienił cały swój obóz sądząc, że złapał Pana Boga za nogi i odkrył jakąś genialną metodę polityczną. W rzeczywistości cała ta metoda opiera się na prostej eksploatacji. Kaczyński nie zbudował w Polsce niczego, ani niczego dla Polski nie wywalczył (tu państwo PiS jest gorsze nie tylko od II RP, na którą się powołuje, ale nawet od PRL-u, gdzie odbudowano jednak kraj po zniszczeniach wojennych, a nawet podjęto próbę jego industrializacji, tyle że z przyczyn ustrojowych zakończoną fatalnie).
Kaczyński niczego nie stworzył, bo jest z natury impotentny, jeśli chodzi o budowanie państwa.
Wiedziony resentymentem, zawiścią, narcyzmem postanowił kupować sobie władzę w Polsce za wszystkie rezerwy polskiego państwa i gospodarki wypracowane przez 30 lat. I ma nadzieję zagwarantować sobie hegemonię w polskim społeczeństwie za cenę ośmielania, wzmacniania i eksploatowania tego wszystkiego, co tym społeczeństwie najgłupsze, najbardziej patologiczne, najbardziej rozkładowe.
W tych wyborach mamy szansę przybliżyć moment zakończenia absolutnie destrukcyjnej władzy Kaczyńskiego nad Polską. Jeśli te wybory przegramy, eksploatacja Polski przez PiS przyspieszy, a kolejne ograniczenia władzy Kaczyńskiego będą sukcesywnie niszczone.
Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”
Zdjęcie główne: Jarosław Kaczyński, Fot. Flickr/Senat RP, licencja Creative Commons