Sprawa języka nienawiści jest sprawą drugorzędną i błędem jest stawianie jej na pierwszym planie, co robi dzisiaj wielu ludzi w Polsce. To jest pochodna wobec sprawy znacznie ważniejszej. Źródłem tego wszystkiego, co obserwujemy, jest konflikt polityczny, który rozdziera polskie społeczeństwo. To jest konflikt autentyczny, a nie urojony, jak nam niektórzy próbują wmówić – mówi nam Stefan Chwin, pisarz. – To jest konflikt o charakterze podstawowym, w którym trudno wyobrazić sobie możliwość jakiejkolwiek mediacji, dlatego że obie wizje Polski są całkowicie sprzeczne i nie mają żadnych punktów wspólnych. Konsekwencją tego jest nieuniknione zaostrzenie języka, bo obie strony zderzają się ze sobą jak z żelazną ścianą. Wszelkie nawoływania do tego, aby doszło do porozumienia między tymi grupami, wydają się absurdalne, bo nie biorą pod uwagę ostrości i powagi tego konfliktu – dodaje.

KAMILA TERPIAŁ: Słowo może zabić? Mowa nienawiści jest ogromnym problemem, z którym nie umiemy sobie poradzić?

STEFAN CHWIN: Sprawa języka nienawiści jest sprawą drugorzędną i błędem jest stawianie jej na pierwszym planie, co robi dzisiaj wielu ludzi w Polsce. To jest pochodna wobec sprawy znacznie ważniejszej. Źródłem tego wszystkiego, co obserwujemy, jest konflikt polityczny, który rozdziera polskie społeczeństwo. To jest konflikt autentyczny, a nie urojony, jak nam niektórzy próbują wmówić.

Społeczeństwo polskie podzieliło się w sposób radykalny na co najmniej dwa obozy. Jeden z tych obozów jest zdania, że w Polsce powinien być system mniej lub bardziej autorytarny. Po drugiej stronie są ludzie, którzy uważają, że Polska powinna pozostać w grupie państw, w których istnieje system polityczny o nazwie demokracja liberalna.

To jest konflikt o charakterze podstawowym, w którym trudno wyobrazić sobie możliwość jakiejkolwiek mediacji, dlatego że obie wizje Polski są całkowicie sprzeczne i nie mają żadnych punktów wspólnych. Konsekwencją tego jest nieuniknione zaostrzenie języka, bo obie strony zderzają się ze sobą jak z żelazną ścianą. Wszelkie nawoływania do tego, aby doszło do porozumienia między tymi grupami, wydają się absurdalne, bo nie biorą pod uwagę ostrości i powagi tego konfliktu. Nie można pogodzić propozycji zorganizowania życia w Polsce na zasadach autorytarnych z propozycją zorganizowania życia w Polsce na zasadach demokratyczno-liberalnych. Nie ma takiej możliwości.

Reklama

Jesteśmy skazani na zderzenie, które może przybrać różne, czasami bardzo ostre formy, czego właśnie jesteśmy świadkami.

Nie ma na przykład możliwości żadnego porozumienia między ludźmi, którzy uważają, że sędziowie powinni być niezawiśli w ramach wyraźnego trójpodziału władzy, a ludźmi, którzy uważają, że sędziowie powinni realizować linię partii rządzącej, a trójpodział władzy należy tak przerobić, żeby można było wymuszać na sędziach polityczne posłuszeństwo.

To był akt terroru, atak szaleńca czy zabójstwo polityczne?
Polska prawica bardzo się denerwuje, kiedy ktokolwiek nazywa to, co zdarzyło się w Gdańsku, zamachem na prezydenta albo zbrodnią polityczną. Prawdopodobnie chodzi o to, aby przekonać polskie społeczeństwo, że jest to dzieło jakiegoś wariata, który nie miał żadnych innych motywów, tylko psychiatryczne, ale to nie jest prawda. Morderca krzyczał do mikrofonu ze sceny przecież wyraźnie, że zabił prezydenta Adamowicza dlatego, że uważa go za człowieka Platformy Obywatelskiej. Pomijanie informacji o tym jest nie tylko absurdem, lecz i manipulacją. Nawet jeżeli były jakieś motywy prywatne, prezydent został zamordowany jako człowiek PO, którym – nawiasem mówiąc – w ogóle nie był, bo Platforma przed wyborami odwróciła się od Adamowicza.

Dla zabójcy to nie miało jednak żadnego znaczenia, bo jemu chodziło o sprawy z dawnych lat, kiedy związki Adamowicza z PO były silne. Prawica robi wszystko, żeby ukryć ten fakt przed społeczeństwem. Że motyw zbrodni był tyleż prywatny, co polityczny.

Prawicy uda się zdominować debatę publiczną?
Przecież jest duża część Polaków, którzy czekają na to, żeby prawica przekonała ich o tym, że tej zbrodni dokonał jakiś wariat. Wystarczy zajrzeć do Internetu. Nie wiem, czy czyta pani wpisy na forach internetowych. Warto czasem tam zajrzeć, żeby zobaczyć, co się dzieje w polskich głowach.

W Internecie część Polaków popiera to, co się stało i szczegółowo uzasadnia słuszność zamordowania prezydenta Gdańska, wzywając jeszcze do mordowania podobnych mu ludzi… W ich odczuciu morderca zrobił dokładnie to, czego oni sami już dawno chcieli.

Jest jeszcze druga strona.
Ale jest bardzo słaba i jest w defensywie.

W poniedziałek w Gdańsku na marszu przeciwko nienawiści był tłum ludzi. To nie ma znaczenia?
To był wyraz bezsilności, bezradności i załamania. Z punktu widzenia politycznego wydarzenie to nie ma żadnego znaczenia. Prawica nie zwraca na to żadnej uwagi, bo wie, że inicjatywa jest po ich stronie.

Co robić? Jak sobie z tym radzić?
Ja panią też mogę o to zapytać. Wiele osób się zastanawia, ale nikt nie ma na razie żadnej sensownej odpowiedzi.

To mamy się poddać?
Problem polega na tym, że

duża część Polaków nie stoi oczywiście po stronie zbrodniarza, ale uważa, że właściwie dobrze się stało, że taki “szkodnik” jak Adamowicz został usunięty. To są setki, tysiące głosów w Internecie.

Żyjemy w świecie aż tak przepełnionym nienawiścią?
Nie chodzi o żadną nienawiść, tylko o podstawowe różnice polityczne, które dzisiaj dzielą Polaków. Nienawiść jest skutkiem ostrości tych różnic.

Ta zbrodnia może mieć jakiś wpływ na decyzje wyborcze Polaków?
To zależy, jak rozwinie się sytuacja. Ale wydaje mi się, że to, co się stało w Gdańsku, pomoże prawicy wygrać wybory.

Dlaczego?
Dlatego, że po “wrogach narodu” poszło przerażenie.

Niektórzy politycy opozycji zaczynają się zastanawiać, czy także ich może spotkać coś takiego osobiście. Tak zwany efekt mrożący jest korzystny dla PiS-u. Trudno oczywiście bawić się w proroka, ale mam takie wrażenie.

Niektórzy mówią o potrzebie otrzeźwienia. To zaklinanie rzeczywistości?
Kto ma otrzeźwieć? Ci, który uważają, że multi-kulti jest śmiertelnym zagrożeniem dla Polski? Ci, którzy uważają, że ludzie niewierzący są śmiertelnym zagrożeniem dla Polski? Ci, którzy uważają, że kobiety, które domagają się prawa do aborcji, są śmiertelnym zagrożeniem dla Polski? Wyobraża sobie pani, że pod wpływem tego, co się stało, oni zmienią swoje poglądy i postawy?

To co mamy zrobić z tą bezsilnością?
Są takie sytuacje w historii, kiedy duże grupy społeczne, a nawet narody, są bezsilne. W XX wieku było już wiele takich sytuacji, w których nic nie można było zrobić.

Istota sprawy polega na tym, że 7 milionów obywateli popiera linię polityczną, która jest w Polsce realizowana. To jest bardzo duża grupa ludzi. Bardzo chciałbym poznać sposób na to, aby oni chociaż trochę zmienili swój sposób myślenia. Na razie takiego sposobu nie widzę.

Czyli nie będzie żadnej refleksji.
Bardzo istotną rolę w zmianie ewentualnej sytuacji mógłby odegrać Kościół katolicki, który ma ogromne możliwości oddziaływania na ludzkie postawy. Ale Kościół dzisiaj nie zachowuje się w taki sposób, aby zmienić dominującą orientację polityczną. Nawet w tej sytuacji, kiedy został zamordowany jeden z ważnych polityków polskich i spora część Polaków, przychylnym okiem patrzy na jego “zniknięcie”, bo tak to wygląda w Internecie, głosy hierarchów są bardzo ostrożne. To są uniki, a nie wyraźne zajęcie stanowiska wobec fali, która może nas zalać.


Zdjęcie główne: Stefan Chwin, Fot. Flickr/IKM w Gdańsku

Reklama

Comments are closed.