Reforma edukacji ustawia gminy przeciwko powiatom, szkoły przeciwko szkołom. Jeżeli na nowo układa się sieć szkolną, to jednocześnie na nowo ustalane są obwody szkolne, zakres pracy. Siłą rzeczy muszą być sprzeczne interesy poszczególnych szkół, nauczycieli, dodatkowo wszyscy są niepewni jutra. Może być wiele takich sytuacji, że nauczyciele z jednej szkoły pokłócą się z nauczycielami z drugiej, gmina pokłóci się z powiatem itd. A to wszystko zamiast martwić się o dzieci – mówi wiadomo.co Katarzyna Hall, była minister edukacji narodowej

Kamila Terpiał: Rząd przyjął we wtorek projekty ustaw reformujących edukację. Premier Beata Szydło na konferencji po posiedzeniu rządu powiedziała, że są zdeterminowani. Jak pani myśli, dlaczego?
Katarzyna Hall: To pytanie do PiS-u (śmiech)… Reforma edukacji ma to do siebie, że dotyka dużej części społeczeństwa. Jedni są nauczycielami, inni rodzicami, większość społeczeństwa się tym interesuje. Edukacja to jest dość powszechny problem. Z tego punktu widzenia wzbudza duże emocje. Ale to, co jest proponowane, jest szczególnie konfliktogenne.

Czyli?
Ustawia gminy przeciwko powiatom, szkoły przeciwko szkołom. Jeżeli na nowo układa się sieć szkolną, to jednocześnie na nowo ustalane są obwody szkolne, zakres pracy. Siłą rzeczy muszą być sprzeczne interesy poszczególnych szkół, nauczycieli, dodatkowo wszyscy są niepewni jutra. Może być wiele takich sytuacji, że nauczyciele z jednej szkoły pokłócą się z nauczycielami z drugiej, gmina pokłóci się z powiatem itd. A to wszystko zamiast martwić się o dzieci. Bo największym poszkodowanym w tym wszystkim będzie np. uczeń VI klasy. Myślał sobie, że tak jak starszy brat pójdzie do gimnazjum, że czeka go ciekawa zmiana w życiu, że będzie miał nowe zajęcia. Nastawiał się już na zmianę, a tu wszystko bierze w łeb. A dodatkowo nie wie, czy będzie uczył się w tym samym miejscu, czy w innym, czy z tymi samymi nauczycielami, czy z innymi – a nikt mu jeszcze nie jest w stanie udzielić odpowiedzi na te pytania. Uczniowie gimnazjów z kolei są w takiej sytuacji, że ich nauczyciele będą uciekać ze szkół szukając pewnej pracy. Za tego rodzaju reformę można się zabrać wtedy, kiedy umiemy objaśnić to dziecku. Myślę, że niestety tych napięć i konfliktów lokalnych będzie bardzo dużo, a najbardziej będą cierpieć na tym uczniowie. To jest przykra zmiana.

Największym poszkodowanym w tym wszystkim będzie np. uczeń VI klasy. Myślał sobie, że tak jak starszy brat pójdzie do gimnazjum, że czeka go ciekawa zmiana w życiu, że będzie miał nowe zajęcia. Nastawiał się już na zmianę, a tu wszystko bierze w łeb.

A samorządy dadzą radę? Bo to na nich będzie przede wszystkim spoczywał ciężar tych zmian.
Samorządy gminne z pewnością będą miały mniej pieniędzy na edukację, bo będą miały rocznik mniej. Chcąc nie chcąc będą musiały dokonywać jakichś cięć zatrudnienia czy budynków. I tu właśnie zaczyna się problem: kto zyska, kto straci, gdzie pracy będzie więcej, gdzie mniej. Wójt czy burmistrz będą w trudnej sytuacji, bo to oni będą musieli stanąć twarzą w twarz z rodzicami i nauczycielami i tłumaczyć się z pewnych trudnych decyzji.

Reklama

Debata o tym, jak funkcjonują gimnazja, toczy się od dawna. Nie wszyscy rodzice i nauczyciele są entuzjastycznie do nich nastawieni. Pani jest przekonana, że się sprawdziły?
Pamiętam reformę z 1999 roku, to była bardzo trudna zmiana. Ładnych parę lat trwało dogrywanie wszystkiego. Nauczyciele na przykład uczyli się pracować z dziećmi w odpowiednim wieku. Zapominamy, że szkoła podstawowa stała się o wiele bezpieczniejsza. A i tak obecne badania mówią, że agresywne zachowania uczniów w największym nasileniu występują właśnie w szkole podstawowej. Jak do tego dołożymy kolejne roczniki, jeszcze bardziej pogłębimy ten problem. Doszliśmy po kilkunastu latach wdrażania obecnego systemu do sytuacji względnie stabilnej. Mamy wyspecjalizowaną kadrę, korektę programową, która nastąpiła 10 lat później. Cały ten wieloletni dorobek gimnazjów, który ledwo co okrzepł, ma być wyrzucony do kosza. Szkoda. Zwłaszcza że uczniowie mają dobre wyniki i jesteśmy na świecie podawani jako przykład udanych reform edukacyjnych. Poza tym nie znamy jeszcze podstawy programowej. Nie wiemy, kto to przygotowuje, na ile to będzie przemyślane, na ile będzie się różnić od obecnej podstawy. Oczywiście, że zawsze może być lepiej, ale im większy pośpiech, tym większy niepokój.

Ale i pani premier, i pani minister także dzisiaj po posiedzeniu rządu powtarzały hasło tej zmiany: chodzi o dobrą i bezpieczną szkołę.
Wszyscy chcemy, żeby szkoła była dobra i bezpieczna, więc hasło jest dobre. Pytanie tylko, na ile da się je wdrożyć przy tym całym zamieszaniu, które ma się przetoczyć. Jeżeli rzeczywiście zależy na bezpieczeństwie dzieci, to może najpierw wytłumaczmy im, o co chodzi. To jest bardzo ważne, jak się będą czuły, jak się w tym wszystkim odnajdą. Pytanie, na ile ten pośpiech spowoduje, że z perspektywy lokalnej trudno będzie zapewnić im bezpieczne i dobre warunki, tak żeby to hasło było spełnione. To będzie bardzo ciężkie zadanie.

Nic by się nie stało, gdyby datę wejścia w życie tych przepisów przesunąć o rok czy dwa. Staranniej można by się do tego przygotować.

Podobno rząd ma zagwarantowane na ten cel 900 mln zł. Wystarczy?
Nie znam odpowiedzi na pytanie, skąd właściwie są te pieniądze. Do tej pory mówiło się, że wykroi się coś z części subwencji oświatowej. Ale to będą i tak pieniądze, które idą na edukację. Siłą rzeczy, jak w tym samym garnuszku się trochę inaczej podzieli, to od tego nie przybędzie. To są cały czas te same pieniądze. Wydaje mi się, że dopóki nie zobaczymy tych pieniędzy w konkretnych aktach prawnych, to na razie jest to tylko obietnica.

Dlaczego PiS-owi tak się spieszy? Reforma ma wejść w życie już od nowego roku szkolnego, czyli od września. Za pół roku.
Myślę, że nic by się nie stało, gdyby datę wejścia w życie tych przepisów przesunąć o rok czy dwa. Staranniej można by się do tego przygotować. Wydaje się, że odsunięcie tego w czasie mogłoby wyjść tylko z pożytkiem. To pytanie do rządu i do posłów, którzy będą nad tymi projektami pracować, czy nastąpią jeszcze jakieś korekty.

A według pani jest szansa na przesunięcie terminu wejścia w życie reformy?
Szczegóły organizacyjne były podawane już bardzo różne, bo ja naprawdę to śledzę. Dlatego moje przeświadczenie jest takie, że jeszcze mniej lub bardziej istotnych zmian możemy się spodziewać. Mogą być wprowadzane na etapie prac parlamentarnych. To jest bardzo duża zmiana, bardzo szybko powstająca, jest bardzo dużo szczegółów technicznych. Pewnie nawet urzędnicy ministerstwa będą chcieć jeszcze w Sejmie jakieś drobiazgi korygować. Mam nadzieję, że jednak ci wszyscy posłowie, urzędnicy będą starali się działać w możliwie najlepiej przez siebie rozumianej dobrej wierze. Może się na przykład zdarzyć poprawka rozkładająca niektóre działania w czasie. Czy tak się stanie, czy będziemy lepiej przygotowani? Ja tego nie wiem. Być może to nastąpi. Ale to byłby prawdziwy cud.


Zdjęcie główne: Katarzyna Hall. Autor KarolsFriend, źródło Wikimedia Commons, licencja Creative Commons.

ZdjęZapisz

Zapisz

Zapisz

Reklama